Import węgla z Rosji trwa, hałdy polskich kopalń rosną. Recepta rządu? Centralny magazyn
Od lat górniczy eksperci wskazywali, że z jednej strony coraz więcej węgla sprowadzamy z zagranicy, a z drugiej rosną nasze zwały tego surowca. Ma to zmienić magazyn rezerw węgla, którego powstanie zapowiada Ministerstwo Aktywów Państwowych.
Dane Agencji Rynku Energii są nieubłagane: zwały węgla po stronie energetyki to prawie 8,8 mln ton węgla na początku października 2019 r. Do tego jednak trzeba jeszcze doliczyć 4,7 mln ton węgla leżącego przy samych kopalniach. Jednocześnie w ostatnich latach rósł import tego surowca - głównie z Rosji.
W ciągu trzech lat, od 2016 r. (wszak jeszcze w 2015 r. wydobycie czarnego złota w polskich kopalniach przekroczyło 72 mln ton, a import z Rosji wynosił niecałe 5 mln ton) raptem polska produkcja węgla spadła o ok. 9 mln ton rocznie.
W 2018 r. za to padł importowy rekord. Z zagranicy sprowadziliśmy prawie 20 mln ton tego surowca, z czego blisko 13,5 mln ton z Rosji. To stanowiło już aż 21 proc. polskiego wydobycia i przy bezpieczeństwie energetycznym nad Wisłą stawiało naprawdę pokaźny znak zapytania.
Działo się tak przede wszystkim z powodu długoterminowych kontraktów węglowych polskich spółek energetycznych. Te zaś powodowane w pierwszej kolejności własnym zyskiem i wynikiem finansowym związały się w tym zakresie z zagranicznymi producentami, bo ci byli po prostu tańsi od tych rodzinnych. W efekcie w znacznie mniejszym stopniu spółki odbierały węgiel z polskich kopalni, który tym samym trafiał na rosnące z roku na rok zwały.
Magazyn rezerw węgla ma to zmienić
Już kilka dni temu Jacek Sasin, szef Ministerstwa Aktywów Państwowych (MAP), zapowiedział w Radiu Puls, że rząd jak najszybciej pochyli się nad tym problemem.
Jaka jest ta rządowa recepta na polski węgiel na zwałach? Powstanie magazyn rezerw węgla, do którego trafi surowiec zgromadzony na składach. Prowadzone mają być już nawet rozmowy w sprawie odblokowania węgla przy kopalniach.
Milion ton węgla trafi gdzieś do centrum Polski
Dlaczego magazyn rezerw węglowych ma powstać w centralnej części Polski? Tak, żeby można było stworzyć optymalne warunki transportu dla różnych regionów naszego kraju. W ten sposób, jak to ujmują przedstawiciele rządu: „w najbliższym czasie” do magazynu rezerw węglowych ma trafić pierwszy milion ton tego surowca.
Czy to przekona związkowców, którzy w ostatnim czasie straszyli premiera Mateusza Morawieckiego blokadą przejść granicznych? Trudno wyrokować. Ruch w odpowiednim kierunku wykonano - pytanie, czy ze stosownym impetem. Co do tego górnicza brać może mieć już wątpliwości. Jak się bowiem ma zapowiadany milion ton węgla w centralnym magazynie w stosunku do chociażby 260 tys. ton węgla Tylko na zwałach kopalni „Jankowice”? A co z pozostałymi zwałami przy reszcie polskich kopalń? Powstanie jakiś komitet kolejkowy do magazynu rezerw węglowych?
A ten magazyn na poważnie, czy prowizorka?
Plany związane z magazynowaniem polskiego węgla, co miałoby wyhamować przynajmniej dalszy wzrost przykopalnianych zwałów i jednocześnie przynajmniej zmniejszyć głównie rosyjski import - są jak najbardziej godne pochwały. Ale patrząc tylko na liczby trudno nie mieć wrażenia, że rozmach jest zbyt mały.
Owszem, Z danych Eurostatu wynika, że do końca września sprowadziliśmy z Rosji o prawie 2 mln ton mniej tego surowca niż w tym samym okresie zeszłego roku. Jednak na koniec listopada ubiegłego roku to ciągle było blisko 9 mln ton węgla.
Szkoda tylko, że z tym wyhamowaniem kupowania rosyjskiego węgla w parze nie idzie też wzrost wydobycia w polskich kopalniach. Wg Agencji Rozwoju Przemysłu do września 2019 r. wydobyliśmy 46,1 mln ton węgla. W porównywalnym okresie 2018 r. to było niecałe 47,3 mln ton. Jeżeli zaś chodzi o samą sprzedaż, dysproporcja jest jeszcze większa: między styczniem a września 2019 r. była o ponad 3,4 mln ton mniejsza niż ta z tego okresu w 2018 r.
Będzie bardzo trudno odwrócić ten trend
Ale nie w tym jest największy kłopot, że magazyn rezerw węglowych będzie ze zwałów węgla znaczniej mniej brał tego surowca, niż będą dokładać go tam same kopalnie. Znacznie większym kłopotem mogą okazać się takie obecne międzynarodowe trendy cenowe dotyczące „czarnego złota”.
A prawda jest taka, że ten surowiec z miesiąca na miesiąc nie tylko traci swoją energetyczną popularność, ale też cenę. Notowania węgla energetycznego pod koniec zeszłego tygodnia oscylowały wokół kwoty 62 dolarów za tonę węgla i były tym samym niższe od tych zeszłorocznych w tym okresie o ponad 28 proc.
I nic za bardzo nie zapowiada, żeby ów trend miał się w najmniejszym czasie zmienić. Bo też nie może. Przecież od „czarnego złota” odwracają się plecami już największe na świecie instytucje finansowe. Do coraz liczniejszego grona dołączył w ostatnim roku francuski koncern ubezpieczeniowy i finansowy AXA.
Ale przykładów antywęglowej polityki w świcie finansów można szukać też jak najbardziej nad Wisłą. Na taki krok zdecydował się już mBank, ING Bank Śląski, czy Santander Bank Polska. Tylko największy polski ubezpieczyciel PZU na razie nic sobie z tego nie zrobi i chce dalej być z węglem. Przynajmniej nie mówi nic, żeby miało się to zmienić.
Z zielonej ścieżki już nie ma odwrotu
Trudno nagle wyrokować, że Europa i w ogóle cały świat nagle zieloną energię wyśmieją i wszyscy jak jeden mąż wrócą do węgla. Ten zaś szybko z kolei wróci na energetyczny tron, co rzecz jasna skutkować będzie jego wyższą ceną. Wtedy o zbycie węgla, który jest na polskich zwałach - nie trzeba byłoby się aż tak martwić. I też samo powstanie magazyny rezerw węgla miałoby więcej sensu. Jest jednak inaczej. Zielony Ład dla Europy bardziej przyspiesza, niż wyhamowuje. I państwowe składowisko w centrum kraju niczego w tym zakresie nie zmieni.