REKLAMA

Emerytury 16 mln Polaków zagrożone? Dajcie mi tę kasę do ręki, dobrze się zabawię!

Został miesiąc, by poważnie zastanowić się, co zrobić z kasą, która nam została na kontach w OFE. 1 lipca ruszy wielka operacja wyprowadzania pieniędzy blisko 16 mln Polaków zgromadzonych w funduszach emerytalnych do pracowniczych planów kapitałowych tudzież ZUS-u.

rpp stopy procentowe
REKLAMA

Fot. Narodowy Bank Polski/Flickr.com/CC BY-ND 2.0

REKLAMA

Wgryzając się od kilku tygodni w szczegóły operacji, którą zamierza przeprowadzić rząd, dochodzę do wniosku, że gdybym mógł, to od razu wybrałbym całą kasę i jak najszybciej zapomniał o niesławnym przekręcie, na jaki dałem się przed laty nabrać.

Bo uważam, że powołanie otwartych funduszy emerytalnych przez AWS, nagle wycofanie się z powołania trzeciego filaru, a potem kombinacje Tuska i Rostowskiego, jak się dobrać do odłożonej na naszych rachunkach kasy, to był przekręt. Bez dwóch zdań.

Co z tego, że premier Morawiecki obiecuje teraz, że nikt nie zamierza nam tych pieniędzy zabierać? Ba, niektórzy politycy z przekonaniem opowiadają, że tak naprawdę to rząd zamierza nam je oddać.

Sorry, ale jakoś wam nie wierzę.

Ktoś słusznie zauważył, że przyjściu PPK na świat towarzyszy ten sam grzech pierworodny, który skaził OFE. Chcąc zabezpieczyć nam emerytury na starość, politycy i ekonomiści uradzili, że połączą go z programem długoterminowego oszczędzania, niesłychanie ważnym dla finansowania rozwoju kraju.

Skaza polegać ma na tym, że nakazując lokowanie 70 proc. środków w Polsce pozbawia się Polaków okazji do skorzystania z lukratywnych zysków za granicą. W moim odczuciu ten argument wymyśliło to jakieś lobby postofeowskie, żałujące, że nasza kasa nie nabije im kieszeni na zagranicznych giełdach.

Zupełnie nie w tym rzecz. Najważniejszy błąd tej propozycji polega na tym, że PPK, tak jak OFE, wcale nie są dobrowolne, oferowane warunki nie powalają, a wszystko jest tak zorganizowane, żebyśmy broń Boże do tej rzekomo naszej kasy przypadkiem się nie dorwali.

Dlaczego nie możemy skorzystać z "naszych" pieniędzy?

To proste. Nasza kasa jest potrzebna rządowi do finansowania dyskusyjnych inwestycji, takich jak budowa CPL czy przekop Mierzei Wiślanej (nie bez przyczyny pieczę nad PPK powierzono Polskiemu Funduszowi Rozwoju). Na dodatek jestem przekonany, że rządzący doskonale zdają sobie sprawę, że balansują na cienkiej linie i nie wykluczają, że te pieniądze mogą im się jeszcze kiedyś przydać. Tak jak przed kilku laty przydały się Tuskowi i Rostowskiemu.

Przecież to niemożliwe, żeby premier Morawiecki zapomniał, co się działo w Europie w 2009 roku. Kryzys z impetem uderzył wtedy między innymi w AIB, irlandzkiego właściciela BZ WBK, którego szefem był właśnie Morawiecki. W wyniku zamieszania, które wtedy wynikło, polski bank przeszedł w ręce hiszpańskiego Santadera.

Nie tylko Irlandia miała wtedy problem. Kryzys zatopił Grecję, na której wierzyciele wymusili przeprowadzenie bolesnych reform, gigantyczne problemy miały Hiszpania i Portugalia. Do drastycznych cięć, z obniżaniem emerytur włącznie, zmuszone zostały kraje bałtyckie.

Tak właśnie kończy się szastanie publicznymi pieniędzmi na lewo i prawo.

Kryzys, który rozlał się po całym świecie na przełomie 2008 i 2009 roku, uderzył nagle i niespodziewanie. Aż strach pomyśleć, co by się działo w Polsce, gdyby teraz do czegoś takiego doszło.

REKLAMA

Szlag by trafił pieniądze nie tylko na 500+, trzynastki dla emerytów, ale też na bieżące i przyszłe emerytury Polaków.

I właśnie dlatego, jeśli już rząd chce mi oddać tę kasę, wolałbym dostać ją do ręki. Przynajmniej dobrze bym się zabawił. Miałbym, co opowiadać wnukom, które mam nadzieję, zaopiekują się mną na starość.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA