Nie chcą skończyć Wałbrzych. Żądają od rządu takich samych przywilejów jak górnicy ze Śląska
Coraz bardziej kotłuje się w polskim górnictwie, bo z sektora odpływają pieniądze i trwa walka, żeby jeszcze coś z nich uszczknąć. Przy okazji górnicy i energetycy z sektora węgla brunatnego kolejny raz proszą rząd o takie samo traktowanie jak tych od węgla kamiennego. I ostrzegają, że jak rząd znowu będzie unikał rozmów na ten temat, to za chwilę możemy być świadkami takich ludzkich dramatów, jakie były swego czasu w Wałbrzychu.
W dobie odwracania się od rosyjskich węglowodorów w Brukseli przeważają głosy nakłaniające, by Zielony Ład dodatkowo przyspieszyć. W Polsce nie brakuje takich, dla których to koronny dowód, że swoje bezpieczeństwo energetyczne, ale też i gospodarcze – powinniśmy opierać właśnie na węglu. I proponują już teraz zmieniać umowę społeczną z górnikami, której fundamentalną częścią jest harmonogram zamykania kopalni do 2049 r.
Jednoczesnej odzywają się też stare problemy i z kolei zatrudnieni w sektorze węgla brunatnego jeszcze raz podkreślają, że czują się niesprawiedliwie traktowani – w porównaniu z kolegami od węgla kamiennego. Nikt im nie daje gwarancji zatrudnienia ani jednorazowych odpraw i nie obiecuje im o pracy jeszcze przez co najmniej ćwierć wieku. A dodatkowo Zespół Elektrowni PAK bloki węglowe planuje wygasić do końca 2024 r. I w tym celu Związki Zawodowe GK ZE PAK napisały list do premiera Morawieckiego.
Polskie górnictwo: emerytury pomostowe dla brunatnych
To już kolejna (trudno zliczyć która) walka górników i energetyków z sektora węgla brunatnego o takie prawa, jakimi cieszą górnicy węgla kamiennego. Ta dysproporcja, zdaniem związkowców z ZE PAK, ma swoje przykre i bardzo konkretne konsekwencje na rynku pracy. W piśmie do szefa rządu przypominają, że jeszcze w 2011 r. w Grupie pracowało ponad 8700 ludzi. Z kolei na koniec marca br. firma zatrudniała już kulko 3300 pracowników, czyli o 60 proc. mniej.
Górnicy i energetycy z sektora węgla brunatnego twierdzą, że skoro do tej pory nikt z rządu niezbyt poważnie traktował ich postulaty - to biorą sprawy w swojej ręce i prezentują obywatelski projekt ustawy w sprawie emerytur pomostowych dla górników węgla brunatnego i energetyków pracujących w elektrowniach zasilanych węglem kamiennym i brunatnym.
Stać Polskę na 300 mln zł przez 11 lat?
Chcą tak samo jak mają od dawna górnicy węgla kamiennego, czyli z możliwością przechodzenia na 4 lata na emerytury górnicze, ze świadczeniami na poziomie 75 proc. Z takich uprawnień, zdaniem związkowców, mogłoby skorzystać nawet 1200 pracowników Grupy, czyli blisko 40 proc. obecnej załogi. Koszt zaś dla budżetu państwa z tego tytułu wyniósłby przez najbliższe 11 lat (do 2030 r.) w sumie ponad 330 mln zł (razem z ok. 130 mln zł na odprawy dla tych, których wcześniejsze prawo emerytalne nie obejmie).
Zdaniem Alicji Messerszmidt, przewodniczącej Międzyzakładowego Związku Zawodowego Pracowników Inżynieryjno-Technicznych Kopalni Węgla Brunatnego Konin, w Polsce jest jedna energetyka, jeden tak po prawdzie węgiel i powinna być też jedna ustawa, traktująca tak samo wszystkich pracowników sektora wydobywczego.
Szykuje się powtórka z Wałbrzycha
Alicji Messerszmidt żali się, że do tej pory robili wszystko, jak im kazano. Razem z zarządem przygotowali program pracowniczy, w którym dopełniono wymogi UE. Ale pieniędzy jak do tej pory nie było, tak ich nie ma dalej.
Tłumaczy, że sytuacja górników i energetyków zatrudnionych w sektorze węgla brunatnego staje się coraz poważniejsza. To odbija się na sytuacji materialnych poszczególnych pracowników, ale też całych rodzin. Bo przecież nie raz bywa tak, że w jednej kopalni albo elektrowni pracują obaj małżonkowie.
Przewodnicząca związku uważa, że oni już nie mają żadnego marginesu czasowego. I albo ktoś weźmie się nie na żarty z pomocą dla nich i też regionu, albo za chwilę będzie bardzo źle.
Przypomnijmy: jeszcze kilka lat temu Wałbrzych był na celowniku rządzących. Właśnie tutaj obok Łodzi i Górnego Śląska miał być podjęty największych wysiłek rewitalizacyjny. Do 2020 r. trafić miało tą drogą nawet 150 mln zł. Ale nic takie się nie stało. Doszło za to to potężnego wstrząsu na tamtejszym rynku pracy. Zatrudnienie straciło w sumie 17 tys. górników. Ci starsi jeszcze walczyli i w obronie organizowali protesty głodowe. Młodsi zaś wiedzieli, że są na straconej pozycji i wyjechali z Wałbrzycha szukać szczęścia gdzie indziej. W efekcie miasto skurczyło się ze 160 do 120 tys. mieszkańców.