Niemiecki rząd zaszalał z polityką klimatyczną. Jak tą drogą pójdzie też Bruksela, będzie po nas
Po orzeczeniu Federalnego Trybunału Konstytucyjnego w Niemczech, że ustawa o ochronie klimatu jest niewystarczająca – doczekaliśmy się reakcji rządu naszych zachodnich sąsiadów. Chcą wyznaczyć nowy, szybszy trend. Jeżeli tym tropem pójdzie też Bruksela, to będzie gwóźdź do trumny węglowej Polski.
Nie dość, że ustawa o ochronie klimatu nie jest zgodna z niemiecką konstytucją, to dodatkowo wpisane tam cele redukcji gazów cieplarnianych są niejasne i mało precyzyjne. Tak orzekł niemiecki Trybunał Konstytucyjny, który dał czas na poprawę tych przepisów do końca 2022 r. Z zapowiedzi Berlina wynika, w jakim kierunku podążą zmiany. Niemcy chcą być europejskim prymusem polityki klimatycznej i wyjść przed szereg. A to wszystko dzięki zdecydowanie ambitniejszym celom klimatycznym. Jak podaje „Spiegel”, niemiecki rząd nad propozycją nowych regulacji ma się pochylić już w przyszłym tygodniu.
To uczciwa oferta, także dla młodszych pokoleń
– przekonuje minister środowiska Niemiec Svenja Schulze.
Niemcy z nową polityka klimatyczną
Zgodnie z rządową propozycją Niemcy chcą zwiększyć do 2030 r. redukcję emisji CO2 nie o 55 proc. – jak stanowi nowy cel klimatyczny UE – a o 65 proc. Dodatkowo nasi zachodni sąsiedzi chcą też wyprzedzić unijną wspólnotę pod względem neutralności klimatycznej. Bruksela wcześniej założyła deklaracje, że planuje to osiągnąć w 2050 r. Skarcony przez TK niemiecki rząd chce przyspieszyć i zaproponować termin o 5 lat wcześniejszy – w 2045 r.
Co ciekawe: nie wiadomo, czy tylko na tym się skończy. Niemcy zakładają, że weryfikacja nowego celu klimatycznego nastąpi w pół roku od wejścia w życie nowych przepisów. I jeżeli będzie taka konieczność, cel będzie na nowo modyfikowany. U naszych zachodnich sąsiadów nie od dzisiaj pojawiają się głosy, że do 2030 r. redukcja emisji CO2 powinna być na poziomie co najmniej 70 proc.
To początek, ale potrzebujemy więcej
– tak inicjatywy niemieckiego rządu po wyroku TK ocenia m.in. Oliver Krischer z Partii Zielonych.
Jeżeli UE pójdzie tym tropem, to polska energetyka zbankrutuje
Zaostrzenie norm redukcji emisji CO2 dla poszczególnych sektorów niemieckiej gospodarki planowane jest od 2024 r. Ale i tak w Polsce lepiej mocno trzymać kciuki, żeby to przyspieszenie klimatyczne za bardzo nie przypadło do gustu unijnym urzędnikom. O celu klimatycznym dla całej UE określającym redukcję na poziomie 65 proc. mówiło się już bardzo głośno w Parlamencie Europejskim.
Takie postawienie sprawy oznacza ogromne kłopoty dla gospodarek uzależnionych od węgla. Już teraz cel mówiący o redukcji emisji CO2 do 2030 r. o 55 proc. skazuje polskie elektrownie i kopalnie na finansowe kłopoty. W przypadku przyspieszenia - będzie tylko gorzej.
Szef górniczej Solidarności Bogusław Hutek już wcześniej wyliczał, że biorąc pod uwagę ograniczenie emisji CO2 na poziomie 60 proc., trzeba brać pod uwagę, że 60-70 proc. polskich zakładów energetycznych najzwyczajniej w świecie padnie.