„Nie zapłacę tego i co mi zrobicie?” – tysiące Polaków olało mandaty. I jak się okazuje, mieli rację
Ściągalność należności z mandatów miała poprawić się po 2016 r., kiedy scentralizowano system egzekucji. Najnowszy raport NIK pokazuje, że nic się nie zmieniło. Aż połowa ukaranych mandatem po prostu nie płaci, a budżet co roku traci setki milionów złotych.
Z tytułu karnych mandatów zaocznych wystawionych przez policję do budżetu wpływa co roku około 300 mln zł. Ale jak wskazuje NIK, mogłoby znacznie więcej, gdyby tylko system był szczelny. Niestety od lat jest dziurawy jak ser szwajcarski.
Nie pomogło scentralizowanie poboru opłat. Pierwszy Urząd Skarbowy w Opolu robi co może, ale z pustego i Salomon nie naleje.
Nie do końca sprawdza się także ostatnia zmiana przepisów przeforsowana przez Ministerstwo Sprawiedliwości, która termin zapłaty za mandat karny zaoczny wydłużyła z 7 do 14 dni. Właśnie zbyt krótki czas - jak przekonywał szef resortu Zbigniew Ziobro - miał być głównym powodem powszechnego niepłacenia mandatów. Wychodzi na to, że problem jest znacznie poważniejszy.
NIK: lata lecą, a mandatów dalej nie płacimy
Mijają lata, modyfikowane są przepisy, a NIK nie zmienia oceny ściągalności opłat za zaoczne mandaty karne. Należności z tego tytułu nadal rosną, bo przede wszystkim cały system ich egzekwowania od wielu lat jest w Polsce nieskuteczny.
Budżet Państwa traci na tym rocznie wiele milionów złotych, gdyż istotna część kar grzywny nie zostaje wyegzekwowana, a należności wynikające z tych kar ulegają przedawnieniu. Wprowadzona na początku 2016 r. zmiana systemu poboru tych należności, polegająca na jego scentralizowaniu, nie spowodowała dotychczas poprawy skuteczności windykacji oraz nie zapewniła wiarygodnych danych o stanie należności i zaległości z tego tytułu
- informuje NIK.
Już w 2013 r. Izba alarmowała, że w Polsce tylko połowa ukaranych (47 proc.) płaci dobrowolnie mandaty. W prawie co czwartym przypadku (23 proc.) udaje się ściągnąć należności. Ale co najważniejsze, aż w 30 proc. przypadków nie udało się wyegzekwować kar i istotna ich część po upływie trzech lat od daty ich nałożenia ulegała przedawnieniu. Tylko w latach 2011-2012 Skarb Państwa miał na tym stracić nawet ponad 100 mln zł.
Centralna ściągalność też nie działa
Od 2016 r. to już nie poszczególne urzędy wojewódzkie, a Pierwszy Urząd Skarbowy w Opolu stał się fundamentem scentralizowanego systemu podatkowego - elementu składowego platformy e-Podatki.
Kontrole przeprowadzone przez NIK w latach 2016-2018 wykazały, że nie nastąpiło zwiększenie skuteczności dochodzenia należności z tytułu mandatów karnych, ale jednocześnie wzrosły koszty funkcjonowania tego systemu o blisko 6 mln zł rocznie, czyli o ponad 30 proc.
Czytaj też: Czy mogę nie przyjąć mandatu drogowego?
Okazało się, że scentralizowany system podatkowy „nie był dostosowany do potrzeb jego użytkowników, nie zapewniał pełnej automatyzacji podejmowanych czynności oraz zaniechano wdrożenia niektórych jego funkcjonalności”. Informacja o należności miała nadchodzić przez SMS-a lub wiadomość mailową. Ale tak się nie stało.
To zaś miało wpływ na mizerną skuteczność urzędników z opolskiej skarbówki. Z wystawionych w latach 2016-2018 mandatów na kwotę blisko 2,1 mld zł do budżetu państwa wpłynęło nieco ponad 1,3 mld zł.
Skuteczność dochodzenia przez Naczelnika Pierwszego Urzędu Skarbowego w Opolu należności z tytułu mandatów w całym badanym okresie (lata 2016-2018) wyniosła mniej niż 63,7 proc. i była niższa niż w poprzedniej kontroli NIK, gdzie poziom realizacji tego zadania w latach 2011-2012 umożliwiał uzyskanie przez Skarb Państwa dochodów stanowiących ok. 70 proc. zewidencjonowanych należności
czytamy w komunikacie NIK.
Podstawowy grzech przedawnienia
Izba wskazuje, że już po reorganizacji systemu w 2016 r. z 5,4 mln mandatów wystawionych w tamtym roku niezapłaconych było 2,8 mln. To przekładało się na zaległości rzędu przeszło 378 mln zł. Na koniec 2018 r. w sumie mandatów bez pokrycia było już 6,7 mln. Państwowa kasa była więc przez to szczuplejsza o prawie 757 mln zł – o ponad 148 mln zł więcej niż przy okazji ostatniej kontroli mandatów dokonanej przez NIK w 2011. Wtedy zaległości wynosiły 609 mln zł.
Co ciekawe, na koniec poprzedniego roku niezapłaconych mandatów, a wystawionych jeszcze w 2016 r. było ciągle bardzo dużo: 1,9 mln. Za chwilę, po upływie trzech lat, większość z nich może się przedawnić i tych pieninędzy nie uda się już nigdy odzyskać.
Opóźnienia na policji i w skarbówce
Zdaniem kontrolerów NIK na taką sytuację związaną ze ściągalnością należności z tytułu zaocznych mandatów karnych miała wpływ również sytuacja w poszczególnych komendach policji. Największym i najczęściej powtarzanym od 2016 r. grzechem było zbyt późne wprowadzanie wystawionych mandatów do systemu.
W 2016 r. w jednostkach tych mniej niż 1 proc. mandatów wprowadzono do systemu w wymaganym terminie 7 dni, a ponad 5 proc. mandatów wprowadzono do systemu dopiero po upływie ponad 365 dni. Należy przy tym pamiętać, że najwięcej mandatów karnych wystawiają w Polsce właśnie funkcjonariusze policji - ponad 95 proc. mandatów karnych zewidencjonowanych w latach 2016-2018
– informuje NIK.
Innym mechanizmem, który ciągle zawodzi, jest skuteczność skarbówki. Na przestrzeni ostatnich lat jest z tym coraz gorzej w latach 2016-2018 skuteczność egzekucji wynosiła 35,5 proc., a w latach 2011-2012 - 42,1 proc.
NIK rekomenduje zmiany
Co musi się stać, żeby to zmienić? NIK wie i konkretne zmiany rekomenduje konkretnym podmiotom. Na przykład Ministerstwu Finansów zaleca „zapewnienie pełnej zakładanej funkcjonalności systemu informatycznego dedykowanego do obsługi mandatów”, a także wprowadzenie rozwiązań w zakresie organizacji rachunkowości i sprawozdawczości obejmującej należności i dochody z tytułu mandatów.
Z kolei sama policja, zdaniem NIK, powinna wzmóc nadzór nad terminowością i rzetelnością wprowadzania do systemu informacji o nałożonym mandacie. Stróże prawa mają też szukać rozwiązań ograniczających nakładanie wielu kar finansowych na osoby, w stosunku do których istnieje wysokie prawdopodobieństwo ich niewyegzekwowania.