Rząd postanowił oczyścić energetykę z węgla. Ale cicho sza, bo górnicy wciąż nic nie wiedzą
Sytuacja polskiej energetyki pogarsza się. Coraz mocniej ciążą jej aktywa węglowe tracące rentowność w związku z zaostrzającą się polityką klimatyczną. Bardzo dobrze widać ten trend w pojawiających się w mediach informacjach prasowych – jeśli posiada się umiejętność szerszego spojrzenia na pewne problemy.
Żeby wytłumaczyć, jak bardzo jest źle, posłużmy się przykładem PGE, największej z kontrolowanych przez państwo grup energetycznych. W lutym stanowisko szefa Grupy stracił Henryk Baranowski, który piastował je od marca 2016 r. To cała epoka i warto o tym pamiętać, analizując trudną sytuację potentata energetycznego.
Najprawdopodobniej roszada kadrowa wynikała z konieczności opublikowania wyników za 2019 r., co miało miejsce w kwietniu. Grupa PGE wykazała w nich stratę sięgającą prawie 4 mld zł. Zdecydowały o tym głównie odpisy związane z energetyką konwencjonalną, spalaniem emisyjnego węgla.
Nowy prezes Wojciech Dąbrowski przejął stery największej z polskich grup energetycznych w bardzo trudnym momencie. Odpowiedział na wyzwania stojące przed przedsiębiorstwem jednoznaczną deklaracją o zielonym kursie ukierunkowanym na rozwój niskoemisyjnych źródeł energii. Jeszcze ważniejsza była sugestia menadżera, że ciekawym rozwiązaniem byłoby wydzielenie aktywów węglowych do odrębnej spółki. W takim scenariuszu koncern wyzbyłby się ciążącego mu bagażu historycznego i mógłby się faktycznie zazielenić. Podobne rozwiązanie zastosowano w innym kraju, który jest mocno uzależniony od węgla. W Niemczech. To właśnie tam tradycyjny hegemon energetyczny RWE wydzielił do nowej spółki Innogy swoje najcenniejsze aktywa, by w sposób kontrolowany wygaszać nierentowną energetykę węglową.
Nerwowy lipiec w PGE
Majowe deklaracje Dąbrowskiego nabrały kształtu w czerwcu po oficjalnej wypowiedzi ministra aktywów państwowych Jacka Sasina. Polityk poparł pomysł nowego prezesa PGE. Wszystko to działo się w ekspresowym tempie, co świadczy najprawdopodobniej o powadze sytuacji. Rzeczywiście informacje medialne nie napawają optymizmem. W lipcu PGE poinformowała o zidentyfikowaniu przesłanek do testów na utratę wartości aktywów. Może to oznaczać ponowne kosztowne odpisy i straty finansowe. Nie są to papierowe korekty, jak uważają niektórzy komentatorzy. Wpływają one na wycenę grupy, jej rating, a w konsekwencji zdolność kredytową i inwestycyjną oraz obsługę długu.
Również w lipcu amerykański gigant inwestycyjny BlackRock umieścił PGE na liście firm energetycznych, które nie robią postępu w walce ze zmianami klimatu. Dla wielu inwestorów to głos wyroczni, a warto przypomnieć, że największa z krajowych grup energetycznych jest notowana na giełdzie. Wycena giełdowa, podobnie jak „papierowe odpisy” wartości aktywów, mocno wpływa na ogólną kondycję finansową.
Niewystarczająca transparentność firmy sprawia, że odstaje ona coraz bardziej od swoich globalnych rywali w kwestii długoterminowej strategii adaptacji do zmian klimatu i stwarza obawy odnośnie tego, w jaki sposób PGE radzi sobie z ryzykiem klimatycznym i przechodzeniem na gospodarkę niższych emisji
– stwierdził BlackRock.
Jak widać, nad PGE zbierają się ciemne chmury, a przecież na potrzeby tego tekstu opisujemy jedynie jej przypadek. Spoglądając na sprawę szerzej, trzeba uczciwie przyznać, że całościowo branża znajduje się w bardzo kłopotliwym położeniu, a sytuacja Tauronu jest dużo bardziej dramatyczna niż jego większej siostry. Nie bez powodu doszło w nim właśnie do wymiany prezesa.
Jaka przyszłość czeka sektor energetyczny?
Kierunek zmian nakreśliła wypowiedź prezesa Dąbrowskiego i jej potwierdzenie przez ministra Sasina, a doprecyzowuje ją piątkowa informacja Polityki Insight, z której wynika, że rząd szykuje konsolidację PGE, Taurona i Enei. Mają one stworzyć nowy podmiot, z którego sukcesywnie będą usuwane aktywa węglowe. Trafią one do NABE, czyli Narodowej Agencji Bezpieczeństwa Energetycznego, która powstanie jeszcze w 2020 r. na bazie spółki PGE GiEK.
Trudno jednoznacznie odnieść się do tej informacji, bo ma ona charakter opisowy i brakuje w niej istotnych szczegółów. Możemy co prawda zakładać, że fundamentem nowej grupy kapitałowej będzie PGE, ale nie wiemy, jak długo potrwa sanacja oczyszczająca ten biznes w toksycznego w warunkach polityki klimatycznej węgla.
Trudno mi również ocenić, dlaczego nierentowne aktywa (największe z nich to kopalnie) będą kierowane do NABE, a nie Agencji Restrukturyzacji Kopalń, która jest przeznaczona do wygaszania zakładów górniczych przy pomocy środków finansowych z UE.
Odpowiedzi na te pytania pewnie poznamy niebawem i wtedy będzie się do nich można odnieść. Na razie z całą stanowczością można stwierdzić, że od zielonej transformacji nie ma już odwrotu, a politycy powoli się z tym godzą. Nadal z pewnym rozbawieniem zastanawiam się, jak powiedzą o tym górnikom podczas Barbórki.
Piotr Maciążek: publicysta specjalizujący się w tematyce sektora energetycznego. W 2018 r. nominowany do najważniejszych nagród dziennikarskich (Grand Press, Mediatory) za stworzenie fikcyjnego eksperta Piotra Niewiechowicza, który pozyskał wrażliwe informacje o projekcie Baltic Pipe z otoczenia ministra Piotra Naimskiego. Autor książki "Stawka większa niż gaz" (Arbitror 2018 r.), współautor książki Młoda myśl wschodnia (Kolegium Europy Wschodniej 2014 r.). Obecnie pracuje nad kolejnym tytułem – tym razem dotyczącym polskich służb specjalnych.