REKLAMA

Trump wypromował nowego Faceboooka. Parler pobrały miliony fanów teorii spiskowych

Gdy Donald Trump szalał ze wściekłości i podważał legalność zwycięstwa Bidena, statystyki pobrań aplikacji Parler szły w górę jak szalone. Nowa platforma społecznościowa zdołała przekonać internautów, że w przeciwieństwie do cenzurujących obecnego prezydenta mediów, jest niemal całkowicie wolna od ingerencji moderatorów. Efekt? Dwa miliony pobrań w ciągu kilku dni.

giełda-Trump-Kapitol
REKLAMA

fot: Gage Skidmore/flickr.com/CC BY SA 2.0

REKLAMA

Wraz ze spływanie wyników wyborów z kolejnych stanów, prezydentowi USA coraz bardziej puszczały nerwy. Liczba przekłamań i oskarżeń bez pokrycia o fałszowanie wyborów przekroczyła w pewnym momencie punkt krytyczny. Największe telewizje informacyjne w Stanach Zjednoczonych wyłączyły Trumpowi dźwięk, pozostawiając komentarz swoim dziennikarzom.

Podobnie zachowały się media społecznościowe oskarżane wcześniej o to, że niewystarczająco zapobiegają rozprzestrzenianiu się fake newsów. Facebook i Twitter zaczęły masowo wycinać wpisy Trumpa. W tym drugim serwisie prezydent USA momentami przestawał praktycznie istnieć, uginając się pod ciężarem algorytmów bezlitośnie ukrywających treści, które „mogą wprowadzać w błąd”.

Facebook bez cenzury

W tym samym czasie John Matze, prezes i współzałożyciel Parlera (nazwa pochodząca od francuskiego bezokolicznika „mówić”), ze zdumieniem obserwował co dzieje się z jego niszową dotychczas aplikacją. Na początku listopada zajmowała ona miejsce poza pierwszym tysiącem najczęściej pobieranych apek w App Store. Siódmego listopada okupowała już siódmą lokatę. Dzień później była pierwsza.

Od 2018 r., czyli daty powstania Parlera, aplikacja zdobyła grono 2 mln użytkowników. W ciągu kilku pierwszych dni listopada, twierdzi Matze, wzbogaciła się o kolejne 2 mln.

Jesteście szaleni

– skwitował krótko przedsiębiorca.

Szaleństwo jednak prawdopodobnie dopiero się zaczyna. Parler został pomyślany jako przeciwwaga dla zepsutych lobbingiem różnych grup nacisku big techów. A przynajmniej tak widzą to twórcy „nowego Facebooka” – Matze i Jared Thompson. Programiści w Nevady zapragnęli stworzyć niszę w internecie, w której odnajdą się osoby, dla których technologiczni giganci są po prostu zbyt liberalni światopoglądowo. Co więcej, cenzurują też wypowiedzi, które w ten liberalizm godzą.

Parler jest zbudowany na fundamencie poszanowania prywatności

– czytamy w opisie.
 class="wp-image-1290247"

Burza rozpętana przez Trumpa sprawiła, że wielu Amerykanów dopiero teraz zwróciło uwagę na aplikację. Do przenosin na Parlera namawiali konserwatywni użytkownicy Facebooka i Twittera. Jego zalety wychwalali m.in. dziennikarka Fox News Sara Carter i były przewodniczący Izby Reprezentantów Newt Gingrich. W podobny sposób zachował się radiowiec Mark Levin.

Trump rzuca oskarżenia

Nastroje podgrzewały także takie doniesienia, jak te, podrzucone przez Fox News w połowie października. - Twitter i Facebook ocenzurowały Trumpa 65 razy, Bidena ani razu – grzmiał serwis powołując się na badania Media Research Center. Wniosek? Media społecznościowe utrudniają Donaldowi Trumpowi docieranie do wyborców.

Ale podczas gdy Twitter seryjnie blokował i oznaczał wpisy Trumpa, jako "kontrowersyjne",  a Facebook skasował grupę "Stop the Steal" ("Powstrzymać kradzież"), zwolennicy spiskowej teorii o fałszowaniu wyborów mogli hasać sobie po Parler w najlepsze. Magazyn „Fortune" podał, że w poniedziałek hashtag miał 58 tys. powiązanych wpisów. Sęk w tym, że technologiczni giganci nie próbowali się pozbyć haseł o kradzieży wyborów przez Demokratów bez przyczyny. Na grupie gromadzącej kilkaset tysięcy osób pojawiały się wezwania, by odebrać Bidenowi władzę za pomocą siły. Część użytkowników tak bardzo wzięła te nawoływania do siebie, że na protestach (np. w Arizonie) zaczęli pojawiać się z bronią u boku.

Inna sprawa, że dla części nowych użytkowników Parler już teraz staje się…zbyt kontrolujący. Bana w serwisie można zarobić za pornografię, promocję marihuany, a także rozgłaszanie nieprawdziwych informacji. Platforma poucza, by nie udostępniać plotek, o których wiadomo, że są fałszywe. Czym różni się to od polityki Twittera? W przypadku serwisu Matze i Thompsona zalecenia zostają na papierze. Parler szczyci się tym, że redukuje ingerencje w treści zamieszczane przez użytkowników do absolutnego minimum.

Użytkownicy zwracają również uwagę, że do zalogowania się wymagane jest podanie numeru telefonu. W ten sposób proces rejestracji staje się o wiele bardziej inwazyjny niż w przypadku konkurencyjnych serwisów należących do big techów.

REKLAMA

Mimo to apogeum popularności Parler może być jeszcze przed nami. Grupa "Masowego opuszczania Facebooka" (założona a jakże - na Facebooku) zgromadziła około 400 tys. osób. Organizatorzy wyznaczyli, że dniem zero będzie 13 listopada. Pytanie oczywiście, ilu z chętnych zdecyduje się na ten krok. Wśród celebrytów reklamujących Parler, wiele osób zdecydowało się pozostać także w serwisie Zuckerberga, bo w porównaniu z docierającym do miliardów internautów Facebookiem Parler wciąż jest tylko ciekawostką. Choć coraz bardziej rosnącą w siłę. Konserwatywny senator Ted Cruz ma na Facebooku 4 mln obserwujących. Na Parler już 2,8 mln.

Zwolennicy aplikacji nie przyznają wprost, że wolność słowa na platformie oznacza przede wszystkim pobłażanie dla rasistowskich czy homofobicznych treści. Szambo zablokowane włazem przez Marka Zuckerberga i Jacka Dorseya (założyciela Twittera), wybija właśnie z całą siłą innym kanałem.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA