REKLAMA
  1. bizblog
  2. Biznes

Orwell w praktyce. Putin poluje na krytyków, na spłatę grzywny będą musieli brać kredyt

Nie zostali złapani bezpośrednio w trakcie antywojennych manifestacji, władza rozprawia się z nimi w inny sposób. W ubiegły weekend dzięki systemom rozpoznawania twarzy zatrzymano dziesiątki mieszkańców Moskwy. Kary za podważanie sensu prowadzenia wojny w Ukrainie sięgają kilkuletnich poborów przeciętnego Rosjanina.

15.06.2022
7:47
Orwell w praktyce. Putin poluje na krytyków, na spłatę grzywny będą musieli brać kredyt
REKLAMA

Historia jest w nieco orwellowskich klimatach, choć do takich sytuacji powinniśmy się powoli przyzwyczajać. W Chinach sieć kamer, które rozpoznają twarze obywateli i są w stanie porównać je z tymi widniejącymi w bazie danych jest tak gęsta, że ciężko uciec przed bacznym wzrokiem organów nadzoru.

REKLAMA

W trakcie pandemii z tej technologii szeroko zaczęli korzystać również Rosjanie. Dochodziło do sytuacji, że władza karała osoby, które w teorii powinny przebywać na kwarantannie lub izolacji, a zamiast tego beztrosko spacerowały po ulicach. Było to możliwe właśnie dzięki dogłębnej penetracji przestrzeni publicznej przez system rozpoznawania twarzy.

Teraz siłę tej technologii Rosjanie poznali po raz drugi

Oba przypadki trudno jednak ze sobą porównać. W Państwie Środka możemy uznać system kontroli obywateli za kontrowersyjny, ale z samą karą trudno polemizować. Zarażony (lub potencjalnie zarażony) narażał swoich sąsiadów na ryzyko złapania covidu. Tymczasem w Rosji system rozpoznawania twarzy został użyty do wyłapywania obywateli, którzy popełnili myślozbrodnię. A dokładniej - ośmielili się zaprotestować przeciwko wojnie.

The Moscow Times" pisze, że w trakcie obchodzonego 12 czerwca Dnia Rosji, służby złapały prawie 70 pasażerów. Wszyscy zostali oskarżeni o dyskredytowanie rosyjskiego wojska. Aż 43 z nich zostało zatrzymanych w moskiewskim metrze. Zostali oni namierzeni i rozpoznani przez kamery.

Wygląda więc na to, że rosyjskie władze uważnie przejrzały nagrania z antywojennych protestów, które miały miejsce tuż po wybuchu wojny i wpisały jej uczestników na czarną listę. Serwis donosi, że część pasażerów została zwolniona bez postawienia im zarzutów. Czyżby była to zwykła manifestacja siły i próba zastraszenia? Jeżeli tak, to może okazać się udana.

Za krytykę wojny w Ukrainie grożą potężne kary

Władimir Putin wcale nie musi uciekać się do kary więzienia, choć zgodnie z przepisami przegłosowanymi przed Dumę na początku marca za „świadome rozpowszechnianie fałszywych informacji o działaniach rosyjskich sił zbrojnych” grozi nawet do 15 lat więzienia.

O tym, co podchodzi po sianie fake newsów, a co nie decyduje oczywiście rosyjska władza. Ma ona jednak inny – nie mniej straszny argument, który wielu potencjalnych protestujących może skutecznie zniechęcić.

REKLAMA

Grzywny za krytykę działań na froncie sięgają 1,5 mln rubli. W przeliczeniu po obecnym kursie euro to ok. 24 tys. Dla przeciętnego Rosjanina taka kara brzmi jak wyrok, bo przed wybuchem i na początku pandemii średnia płaca w kraju wynosiła ok. 35 tys. rubli miesięcznie. To oznacza, że na opłacenie grzywny trzeba byłoby pracować 42 miesiące, zakładając, że pieniądze na mieszkanie i wyżywienie nie byłyby potrzebne.

W pewnym sensie tłumaczy to niewielką skalę protestów. W całym kraju za antywojenne pikiety zatrzymano około 15 tys. osób.

REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja:
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA