REKLAMA

Nie chcesz groszy z lokaty w banku ani igrać z losem, kupując akcje? Od dzisiaj możesz inwestować w nowy ETF

W poniedziałek na warszawskiej giełdzie zadebiutował nowy fundusz. Powinien on poszerzyć możliwości lokowania w obligacje wszystkim, którzy szukają miejsca dla swoich pieniędzy i chcieliby zyskać więcej niż na lokatach bankowych, nie ryzykując aż tak bardzo jak w przypadku inwestycji w akcje. Fot. Gsign76 / Shutterstock.com.

Nie chcesz groszy z lokaty w banku ani igrać z losem, kupując akcje? Od dzisiaj możesz zainwestować w nowy ETF
REKLAMA

Nowy fundusz ETF, bo o nim mowa, inwestuje wyłącznie w polskie obligacje skarbowe. ETF to – jak tłumaczy oficjalnie warszawska giełda:

REKLAMA

Twórcy ETF-u biorą na cel jakiś indeks, który zamierzają naśladować tak ściśle, jak tylko się da. Zmiany notowań indeksów giełdowych to najczęściej wypadkowe zmian cen akcji firm, które ten indeks obejmuje. Proporcje, w jakich różne spółki składają się na indeks są publicznie znane, można więc stworzyć portfel, w którym te proporcje będą identyczne i wtedy taki portfel będzie zachowywać identycznie jak indeks – i to jest właśnie ETF.

Czym ETF różni się od TFI?

ETF to fundusz pasywny, czyli przeciwieństwo lepiej znanych funduszy aktywnych, czyli zwykłych TFI, za których pośrednictwem też możemy inwestować w precyzyjnie wskazane klasy instrumentów finansowych.

Różnica polega na tym, że zwykły TFI próbuje osiągnąć jak najlepszy wynik, aktywnie grając na rynku – kupując i sprzedając akcje, obligacje czy inne instrumenty finansowe z dość dużą częstotliwością, aby wycisnąć w ten sposób dodatkowy zysk.

Zatrudnia w tym celu wysokiej klasy fachowców, którym dużo płaci. W efekcie czasami wygrywa z rynkiem, ale czasami też przegrywa. Zawsze ma wysokie koszty, ponieważ ma wysokie koszty funkcjonowania i musi zatrudniać ludzi do analizowania sytuacji na rynkach.

Filozofia inwestowania pasywnego opiera się na założeniu, że nie ma sensu się ścigać z rynkiem, bo fundusze aktywne rzadko wygrywają z nim tak wyraźnie, aby zarobić na wyższe koszty i jeszcze dostarczyć inwestorowi faktycznie wyższy zysk. ETF kusi inwestora inaczej.

Mówi mu: w ogóle nie ścigamy się z rynkiem i na pewno nie dostaniesz wyniku lepszego niż rynek. Ale nie dostaniesz też gorszego – dostaniesz taki, jakbyś inwestował w indeks, którym my naśladujemy. W związku z tym, że tylko go naśladujemy, nie musimy niczym zarządzać, więc nie musimy zatrudniać zarządzających, więc mamy wyraźnie niższe koszty niż fundusz aktywny (rzędu 0,5 proc. wartości aktywów).

Jest to pomysł ciekawy dla wszystkich, którzy widzą, że Nasdaq rośnie, więc chcieliby na tym zarabiać, ale nie wiedzą, które spółki z tego indeksu wybrać. Dzięki ETF nie muszą wybierać żadnej, bo w funduszu naśladującym Nasdaq dostają ekspozycję na wszystkie spółki z tego indeksu. Podpinają się pod trend rynkowy, których ich interesuje, bez konieczności ponoszenia dodatkowych kosztów związanych z analizowaniem rynku i konkretnych spółek.

To dlatego ETF-y zawojowały w ostatnich latach globalne rynki, stając się znacznie bardziej popularne od aktywnych funduszy inwestycyjnych. Co ważne – zwykły inwestor w ETF-y inwestuje tak jak w akcje na giełdzie, chociaż nie są to akcje, a certyfikaty funduszu.

Codziennie można je sprzedać lub kupić, składając zlecenie, które maklerzy realizują w ciągu milisekund. Certyfikaty ETF od zwykłych akcji różnią się też tym, że fundusz może elastycznie zwiększać lub zmniejszać ich liczbę, reagując na zmiany zainteresowania. Bez tej możliwości potencjalny nagły wzrost zainteresowania funduszem mógłby wywołać duży napływ kapitału i co z tym idzie wzrost ceny, jak to działa w przypadku akcji, ale to by oznaczało, że ETF już nie naśladuje indeksu, tylko się od niego odrywa.

Aby tego uniknąć, gdy pojawia się nowy kapitał, to dostaje nowe certyfikaty, a gdy odpływa, fundusz zmniejsza ich liczbę. Dzięki temu ETF pozostaje niewrażliwy na odpływy i przypływy popularności i może skupić się na naśladowaniu indeksu.

Na warszawskiej giełdzie ETF-ów jest wciąż mało, około kilkunastu, dotyczą one głównie naszych krajowych indeksów, chociaż są i takie, za których pośrednictwem możemy zaangażować się w niemiecki DAX czy amerykański S&P 500. Teraz pojawia się natomiast kolejny, który jest o tyle ciekawy, że będzie naśladować indeks obligacji, a nie akcji.

Ten indeks to TBSP, czyli Treasury BondSpot Index. Mało znana rzecz, bo i cały polski rynek giełdowy obligacji jest raczej mało znany i nie dzieje się na nim zbyt dużo. Ale istnieje i są tam notowane wszystkie obligacje emitowane przez rząd na rynku krajowym. Jak każdy rynek giełdowy, ma indeks, grupujący kilkanaście największych serii obligacji. I pod ten indeks podepnie się właśnie nowy ETF.

Generalnie w obligacje można inwestować na cztery różne sposoby – można je kupić sobie samodzielnie, bezpośrednio właśnie na wspomnianym rynku giełdowym, ale po pierwsze jest tam mała płynność, więc spread między ofertami kupna i sprzedaży jest często spory, co może nam już na początku zabrać większość zysku. Poza tym trzeba wiedzieć, które obligacje wybrać, jakie mają oprocentowanie, kiedy nastąpi moment ich wykupu itd. Generalnie jest to raczej metoda dla wtajemniczonych.

Po drugie można zainwestować w dość popularne obligacje detaliczne, tyle że ich oprocentowanie nie zmienia się od kilkunastu miesięcy. Przez ten czas urosła inflacja i ten sposób zrobił się mniej atrakcyjny.

Po trzecie można kupić jednostki uczestnictwa w aktywnych funduszach TFI, o których już pisałem.

No i teraz po czwarte pojawia się ten ETF. Na tle pozostałych trzech ostatni sposób wydaje się nie najgorszy, a może nawet całkiem atrakcyjny, przynajmniej do momentu, w którym rząd nie podniesie oprocentowania obligacji detalicznych.

Co ciekawego jest w obligacjach?

Obligacje rządowe, bo są też korporacyjne, emitowane przez firmy i komunalne, emitowane przez samorząd terytorialny, ale o nich może kiedy indziej, można postrzegać jako piękny kompromis dla kogoś, kto chciałby mieć zyski nieco większe niż drobne z lokat bankowych, ale też jednocześnie nie chciałby ryzykować tak bardzo jak w przypadku akcji na giełdzie, nie wspominając o jeszcze bardziej ryzykownych przygodach typu kontrakty na surowce, waluty, czy kryptowaluty.

Wspomniany już indeks obligacji TBSP przez ostatnich kilkanaście lat co roku dawał średnio kilkuprocentowe zyski, chociaż miał też rok z zyskiem 13 proc. Ale miał też taki z 0,25 proc.

 class="wp-image-1672666"

Na wykresie najbardziej interesujące jest chyba jednak to, co wydarzyło się w roku 2021. W związku z tym koniecznie trzeba tu dodać, że obligacje skarbowe to także rynek, na którym występuje ryzyko. Tyle że jest ono mniejsze niż na rynkach akcji. Ale większe niż na lokacie bankowej. A raz na 20 lat może pojawić się rok, w którym obligacje tracą na wartości około 10 proc. Ważne, żeby wiedzieć, dlaczego tak się stało, i dzięki temu w przyszłości zdążyć się w porę ewakuować z rynku.

 class="wp-image-1672672"

Pod tym względem obligacje są znacznie wygodniejsze niż akcje, gdzie w setkach różnych firm może zdarzyć się milion różnych rzeczy, i tak właściwie trzeba uważać na wszystko. Obligacje reagują i zależą tak właściwie tylko od dwóch spraw, zawsze tych samych – od tego, co się będzie dziać z inflacją, i od tego, co się będzie dziać ze stopami procentowymi.

Kluczowe jest to, że chodzi o to, co dopiero będzie się dziać, a nie od tego co już się zdarzyło, albo dzieje się dziś. Rynek bowiem zawsze próbuje dyskontować przyszłość (dlatego czasami się myli, jest zmienny i ryzykowny).  

Obligacje zwykle drożeją, gdy inflacja ma się zmniejszać, a stopy procentowe mogą być obniżane. Gdy inflacja i stopy procentowe mają rosnąć, wtedy obligacje, które co roku przynoszą stały nominalnie zysk w postaci odsetek, tracą na wartości, bo nominalny zysk realnie staje się coraz mniej warty. To właśnie stało się w 2021 r. Najwyższa od ponad 20 lat inflacja i bardzo szybki wzrost stóp procentowych w NBP w ostatnich miesiącach roku – z 0,1 proc. we wrześniu do 1,75 proc. w grudniu i 2,25 proc. na początku stycznia, spowodowała największą od wielu lat przecenę na rynku obligacji.

Czy to dobry moment na obligacje?

Ale to wszystko już się stało, a rynek dyskontuje przyszłość, pojawia się więc pytanie, czy to jest dobry moment na wejście w obligacje? Czy spadek ich cen o 10 proc. w 2021 zdyskontował tylko dotychczasowe podwyżki stóp, czy też może również te, które zdaniem wielu ekonomistów będą pojawiać się jeszcze w 2022 r. Czy inflacja będzie dalej rosnąć, czy może tarcze antyinflacyjne w Polsce i pierwsze sygnały ze świata o uspokajaniu się sytuacji (pierwsze spadki inflacji producentów w Chinach i USA, pierwszy spadek inflacji w Niemczech) będą oznaczać, że rok 2022 od strony inflacji nie będzie już tak dramatyczny jak 2021?

Dla kogoś, kto uważa, że inflacja już nie urośnie, a przynajmniej nie urośnie znacząco, a rynek zdyskontował już przyszłe podwyżki stóp procentowych, moment po dziesięcioprocentowym spadku cen obligacji może być dobry, aby kupić je nieco taniej. Ale oczywiście tutaj mamy pewne ryzyko, bo sami musimy ocenić, co się będzie dziać w przyszłości.

Natomiast niezależnie od tego, co będzie się dziać z inflacją i stopami procentowymi, ETF obligacyjny pewnie będzie ciekawą nowością dla tych wszystkich, którzy trzymają obligacje w portfelu, aby równoważyć nimi bardziej ryzykowne inwestycje w akcje. Jest wielu inwestorów, którzy trzymają się tradycyjnych podziałów w swoich portfelach: np. 60 proc. kasy na akcje, 40 proc. na obligacje. Albo 20 proc. na obligacje, a kolejne 20 proc. w banku czy też w gotówce. Oni zawsze mają jakieś obligacje, niezależnie od tego, co dzieje się z ich cenami, i dla nich możliwość uzyskania ekspozycji na cały rynek za pomocą funduszu pasywnego może być atrakcyjny.

REKLAMA

 A jeśli kiedyś na polskim rynku pojawi się ich więcej i może nawet zaczną ze sobą konkurować, wtedy generalnie zrobi się komfortowo. Chociaż na koniec oczywiście zawsze trzeba pamiętać o tym samym: niezależnie od formy i produktu, inwestowanie na rynkach finansowych zawsze wiąże się z mniejszym lub większym ryzykiem, a gwarancje zysku nie istnieją.

Rafał Hirsch – dziennikarz ekonomiczny, nagradzany między innymi przez NBP (Najlepszy dziennikarz ekonomiczny 2008) i Stowarzyszenie Inwestorów Indywidualnych (Heros Rynku Kapitałowego 2012). Współtwórca m.in. TVN CNBC i next.gazeta.pl. Obecnie współpracownik Business Insidera i Tok FM. 

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA