Berlin znowu tchórzy. Boi się wszystkich i wszystkiego: Putina, OPEC i recesji
Niemcy uzależniały się od rosyjskiej energii systematycznie od wielu lat. I teraz, kiedy coraz bardziej rośnie presja, żeby z tym uzależnieniem od Rosji wreszcie raz na zawsze skończyć, rząd Olafa Schulza ma nie lada kłopot. Bo wychodzi na to, że ta sztuka nie uda się bez przynajmniej częściowego skurczenia gospodarki.
Niemcy robią wszystko, co mogą, żeby embargo na rosyjską ropę, a potem też gaz omijać jak najszerszym łukiem. Jak przekonuje Politico, na czele sceptyków ma stać kanclerz Olaf Scholz, który uważa, że taki zakaz byłby zarówno nieskuteczny, jak i zbyt kosztowny.
Teraz, po tym jak państwa OPEC ostrzegły UE, że wypełnienie luki po rosyjskiej ropie będzie niemożliwe, rząd w Berlinie wzywa Komisję Europejską, żeby ta dokładnie przeanalizowała, jakie skutki dla unijnej gospodarki będzie miało energetyczne embargo nałożone na Rosję. Berlin ma już szacunki dotyczące strat, z jakimi musiałaby się pogodzić gospodarka Niemiec.
Niemcy mogą w dwa lata stracić prawie ćwierć biliona dolarów
Raport instytucji gospodarczych doradzających Berlinowi światło dzienne ujrzał w tym tygodniu. Zgodnie z tymi szacunkami w przypadku wprowadzenia przez UE natychmiastowego zakazu dla importu energii z Rosji, nasi zachodni sąsiedzi w ciągu dwóch lat straciliby jakieś 220 mld euro (240 mld dol.), czyli 6,5 proc. rocznego PKB. Wszystko dlatego, że Niemcy były jeszcze w 2021 r. uzależnione w 55 proc. od rosyjskiego gazu. Ten w pierwszym kwartale 2022 r. stanowił 40 proc. niemieckiego importu.
Taki obrót sprawy, zdaniem najnowszych prognoz gospodarczych, oznaczałby dla niemieckiej gospodarki ostrą recesję. Berlin stara się jakoś temu zaradzić i wprowadził już krajową gospodarkę w fazę wczesnego ostrzegania, w której zarówno przemysł, jak i gospodarstwa domowe wzywane są do oszczędzania energii i ograniczenia zużycia. W najgorszej sytuacji ma dojść do racjonowania gazu. W pierwszej kolejności narazi to przemysł na przerwy w dostawach prądu, co będzie wiązać się z kolei z utratą miejsc pracy.
Brak ropy i gazu z Rosji nie taki straszny
Niemieckie banki szacują, nie biorąc pod uwagę ewentualnego embarga UE na rosyjską energię, że wojna w Ukrainie spowolni gospodarkę z 2,7 proc. w 2021 r. do 2 proc. w 2022 r. Nie brakuje jednocześnie analiz wskazujących, że embargo na energię z Rosji aż takiego spustoszenia nie zrobi w niemieckiej gospodarce. Na przykład niemiecka Rada Ekspertów Gospodarczych wylicza, że takie sankcje spowodowałyby spadek PKB od 0,2 do 2,2 proc. Z kolei ekonomiści pod kierownictwem Rudiego Bachmanna z Uniwersytetu Notre Dame szacują, że wzrost gospodarczy wyhamowałby od 0,5 do 3,5 proc.
Bardzo więc możliwe, że za chwile rząd Olafa Schulza stwierdzi, że nie ma innego wyjścia jak tylko kolejnych energetycznych sankcji nakładanych na Rosję nie poprzeć. Bo nie chce w ten sposób narażać własnej gospodarki. Tymczasem Georg Zachmann z think tanku Bruegel przekonuje, że w tym przypadku strach ma zdecydowanie za duże oczy. Jego zdaniem bowiem połowę niemieckiego niedoboru gazu, wynikającego z ewentualnego embarga, można zastąpić gazem LNG i innymi źródłami importu. Wtedy niedobór energetyczny stanowiłby raptem 0,2 proc. niemieckiego PKB.
Możliwości, dzięki którym odejście od rosyjskiej energii mogłoby być znacznie mniej bolesne, jest zdecydowanie więcej. Na przykład można zbudować awaryjny rurociąg, który połączy hiszpańskie terminale LNG z Niemcami i Europą Środkowo-Wschodnią. W Holandii z kolei można uruchomić jedno z największych na świecie złóż gazu ziemnego. Wreszcie: zawsze można na dłuższą chwilę wrócić do węgla.