Resort rolnictwa zwariował! Hejtuje polskie mleczarnie, perfidnie manipulując danymi
Ministerstwo Rolnictwa opublikowało listę firm, które sprowadziły mleko z zagranicy, zarzucając im, że nie wspierają polskich rolników. Nie wspomniało, że to zwykle mleko ekologiczne, o które w Polsce ciężko i trudno je kupić. Przemilczało też fakt, że od polskich rolników kupują nawet 99 proc. surowca. A już najgorsze, że takim mlecznym nacjonalizmem może rolnikom potwornie zaszkodzić, bo Polska jest akurat potężnym eksporterem mleka. Jak inne kraje też zaczną pić tylko swoje, dopiero zrobi się dramat.

Informację opatrzonio też złowieszczą grafiką, na której widnieje napis na ogromnym czerwonym tle: „niepokojące działania na rynku mleka”.
Po co? Resort rolnictwa uznał za stosowne poinformować konsumentów, które z polskich firm importują mleko z zagranicy. Zrobił to z nieukrywaną pogardą w stosunku do tych firm.
Resort przyznaje, że nie ma w tym nic nielegalnego, ale:
„Kwestia patriotyzmu gospodarczego tych podmiotów budzi wątpliwości”
To, co zrobiło MRiRW, jest wprost niewiarygodne. Dlaczego? Bo w ten sposób sobie strzela w stopę, a polskim rolnikom w głowę. Gdyby mleczny nacjonalizm stał się powszechny na świecie, polska branża mleczarska runęłaby z wielkim hukiem, bo Polska akurat jest jednym z największych eksporterów mleka i produktów mlecznych na świecie. Importujemy stosunkowo niewiele. Naprawdę chcemy, żeby każdy kraj pił tylko swoje mleko?
Mam jeszcze pytanie, kiedy rząd przygotuje czarną listę firm, które importują węgiel? Ostatnio trafiła do nas historycznie wielka dostawa węgla z Kolumbii. W ciągu ostatnich dwóch lat importowaliśmy węgiel z Rosji, Australii, USA, Kazachstanu, Mozambiku, Czech, RPA, Indonezji, a nawet z Chin. W sumie 35 mln ton o wartości 14 mld zł.
Czyż Polska nie śpi na olbrzymich pokładach węgla?
Manipulacja czy niekompetencja?
Jest w tym coś jeszcze ważniejszego. Dane, które przedstawił resort rolnictwa, są niepełne. Po pierwsze, nie pokazują, jaką część stanowi importowane mleko w stosunku do całego wolumenu skupowanego przez mleczarnie. A to radykalnie zmienia obraz sytuacji.
OSM Piątnica, która jest piętnowana przez ministerstwo, wyjaśnia na łamach branżowego serwisu farmer.pl, że skup z Litwy wynosi niecałe 2,7 proc. całego skupowanego przez spółdzielnię mleka. 97,3 proc. Piątnica kupuje od Polskich rolników.
Z kolei OSM Cuiavia z Inowrocławia twierdzi, że zaimportowany surowiec stanowił zaledwie… 0,135 proc. ogółu przerobionego w tym okresie mleka. I był to jednorazowy incydent „wynikający z błędu firmy handlowej”.
Teraz patriotyzm gospodarczy tych firm wygląda nieco inaczej, prawda?
Po drugie, dane resortu rolnictwa nie pokazują, jakiego rodzaju mleko zostało zaimportowane. A to kluczowe, bo prawdopodobnie chodzi o mleko ekologiczne, którego w Polsce brakuje, więc firmy, chcąc sprostać coraz większemu popytowi, są zmuszone kupować eko-mleko za granicą.
Piątnica wyjaśnia, że produkt, który sprowadziła z Litwy to właśnie mleko ekologiczne, więc zwyczajnie nie miała innego wyjścia. Dodatkowo Piątnica w ostatnich latach starała się wspomóc polskich rolników w przekształcaniu gospodarstw w ekologiczne, by móc kupować u polskich dostawców, ale to nie do końca się udało, bo jest to drogie i wymagające przedsięwzięcie i rolnicy zwyczajnie nie byli zainteresowani.
Po trzecie, dane ministerstwa są częściowo nieprawdziwe. Resort twierdzi, że firmy z listy sprowadziły mleko z zagranicy, ale najwyraźniej źle zinterpretował dane, bo w przypadku Okręgowej Spółdzielni Mleczarskiej WART-MILK w Sieradzu zagraniczne mleko nie było kupione, ale przybyło do mleczarni.
Albo ktoś skrajnie niekompetentny w resorcie rolnictwa bardzo chciał się wykazać, albo to jakaś prywatna wojenka i ktoś sprytne manipuluje danymi. Oba wersje są równie fatalne.