Apteki sprzedają medyczną marihuanę za chorą kasę. Chorym nie dają wyboru: nie stać was, spadajcie do dilera
Z dostępem do medycznej marihuany w Polsce już nie ma takiego kłopotu, jak jeszcze kilka miesięcy wcześniej. Teraz coś innego spędza sen z powiek pacjentów leczących się w ten sposób. Chodzi o ceny. Te w aptekach w jednym mieście potrafią różnić się nawet o 350 zł na jednym opakowaniu. Chorych nie stać i tak trafiają do dilerów.
Marihuana medyczna przepisywana jest rożne dolegliwości. Marta ma kłopoty ze snem. Potężne. Nie chodzi o wiercenie się w łóżku. Jak dziewczynie uda się przespać trzy w porywach cztery godziny na dobę to już jest wypas. Była u różnych specjalistów. W końcu jeden zaproponował medyczną marihuanę.
Marta do tego czasu nie miała doświadczeń z żadnymi substancjami psychoaktywnymi, nie licząc alkoholu i w czasach liceum papierosów. Wypisaną przez terapeutę receptę wykupiła. Wydawało jej się, że za 10 gramów suszu zapłaciła wyjątkowo drogo, ale trudno. Skoro to może pomóc, nie ma co łapać się za kieszeń. I rzeczywiście, pomogło. Zgodnie z zaleceniem 0,2 g przed snem przez waporyzator zrobiło różnicę i Marta zaczęła spać nawet po 5-6 godzin na dobę.
Terapeuta polecił zdwoić dawkę. I wtedy zaczęły się kłopoty. Bo opakowanie 10-gramowe suszu nie starcza nawet na miesiąc. A ceny w aptekach potrafią pozbawiać przytomności. I wyjścia z tej sytuacji są trzy: nie bacząc na koszta, trzeba się w ten sposób leczyć dalej albo przerwać leczenie albo też zwrócić się do dilera. Jak się okazuje znacznie tańszego od apteki.
Podobne rozmowy przeprowadzam jeszcze z Tomkiem i Pawłem. Mają różne dolegliwości i starają się je poskromić - zgodnie z zaleceniem lekarzy - medyczną marihuaną. I także ich nie do końca stać na systematyczne kupowanie suszu w aptece. Dlatego wybrali dilera.
Medyczna marihuana: co apteka to inna cena
Ale czy rzeczywiście jest tak drogo? Sprawdzamy. Dostępność medycznej marihuany w sklepach można zweryfikować m.in. za pomocą strojny ktomalek.pl. Najpierw obdzwaniamy warszawskie apteki. Pytamy o opakowanie 10-gramowe suszu z 22 proc. THC produkcji niemieckiej Aurory, to jeden z najczęściej przepisywanych przez lekarzy specyfików. Najtaniej jest za 499 zł, ale takie oferty są bardzo krótkie, bo w tej cenie medyczna marihuana rozchodzi się jak świeże bułeczki. Kilka godzin dosłownie i jest po sprawie. Zdecydowanie dłużej w warszawskich aptekach zalegają 10-gramowe opakowania za 850 zł. Wychodzi więc na to, że na jednym opakowaniu cena potrafi się różnić nawet o 350 zł.
Dzwonimy do kilku aptek w Katowicach. Najtaniej jest za 550, najdrożej za 800 zł. Dzwonimy do Łodzi, Poznania i Wrocławia. I wszędzie widzimy podobne dysproporcje cenowe. Jak ktoś ma kontakty, jest sprytny i szybki, ma szansę załapać się na najtańsze partie. W innymi przypadku trzeba liczyć się ze zdecydowanie wyższą ceną. Jeśli w ogóle susz jest dostępny.
Apteki mają wolną rękę z marżą na medyczną marihuanę
Skąd takie cenowe dysproporcje zmuszające niektórych pacjentów do przerwania terapii? Kontaktuję się w tej sprawie najpierw z producentem niemiecką Aurorą. Radzisław Elias, dyrektor zarządzający w polskim oddziale przekazuje, że z tego co wie, to hurtowe ceny są stałe i kieruje mnie do hurtowni Modumpharma, bo stamtąd, jak zapewnia, trafia susz do polskich aptek. Pukam więc od razu do tamtych drzwi, ale bez skutku. Nikt z hurtowni nie kwapi się, żeby odpowiedzieć na pytanie o cenę bazową suszu Aurora 22 proc. THC.
Na szczęście jest jeszcze Naczelna Izba Aptekarska. Tam kieruję zapytanie o wysokość stosowanych przez apteki marż w przypadku medycznej marihuany. Okazuje się, że panuje w tym względzie całkowita dowolność. NIA może tylko coś sugerować, ale apteki mogą tę sugestię całkowicie zignorować.
Rozstrzał cenowy tylko w jednym mieście potrafi wynieść nawet 350 zł na jednym opakowaniu. Przyjmijmy, że w przypadku uśrednionej wartości 10 gramów suszu mamy do czynienia z sugerowaną marżą 25 proc. Przy takim założeniu licząc średnią cenę w Warszawie na ok. 650 zł, wychodzi, że bez marży opakowanie kosztowałoby jakieś 520 zł. Wtedy apteki sprzedające produkt Aurory za 800 i 850 zł musiałyby narzucać marzę nawet na poziomie 60-65 proc. Jest to całkiem możliwe i bardzo nieopłacalne dla pacjenta.
A może receptą byłyby ceny regulowane
Marcin Kapturkiewicz-Glondys widzi w tej sytuacji tylko jedno wyjście z tego impasu, na którym najbardziej tracą pacjenci. Jego zdaniem na medyczną marihuanę powinna być narzucona cena regulowana przez rząd. Rozmawiam na ten temat też z Pawłem „Teone” Leśnianskim, master growerem i doradcą konopnym, który uważa, że największym kłopotem jest jednak słaba dostępność, co odbija się na cenie.
A co z państwowa refundacją? Według Leśnianskiego największym problemem w tym przypadku jest traktowanie medycznej marihuany jako leku ostatniej szansy, stosowanego gdy zawiodły inne środki. Co, zdaniem „Teone”, biorąc pod uwagę skuteczność marihuany przy jej znikomych efektach ubocznych jest niezrozumiałe.
Maciej Kowalski, twórca Kombinatu Konopnego, nie widzi potrzeby urzędowej kontroli cen medycznej marihuany.
Przypomnijmy, że sejmowy zespół ds. legalizacji marihuany w swoim pakiecie proponowanych projektów wskazywał na refundację medycznej marihuany.
Badania wielokrotnie wykazały zalety płynące z korzystania z medycznej marihuany przez pacjentów ze stwardnieniem rozsianym, przewlekłym bólem czy zespołem jelita drażliwego. Powinniśmy ułatwić im dostęp substancji, która może polepszyć ich stan zdrowia – argumentowała swego czasu wiceszefowa zespołu, posłanka Paulina Matysiak.
Sejm jednak tego poglądu ostatecznie nie podzielił i te projekty odrzucił.