200 zł za gram medycznej marihuany tylko dlatego, że jest z Polski. Kanadyjska jest tańsza
Efektem ostatniej politycznej ugody w Sejmie ma być ustawa konopna. Ale uprawa medycznej marihuany w Polsce dalej będzie finansowo nieopłacalna. O tym, dlaczego rozmawiamy z aktywistą konopnym i master growerem Pawłem „Teone” Leśnianskim.
Polska uprawa konopna ma być jednym z efektów politycznego dilu PiS z Kukizem. Dzięki proponowanym rozwiązaniom polscy rolnicy w końcu będą mogli konkurować ze swoimi kolegami z zachodniej Europy. Ale czy to oznacza, że powoli otwieramy drzwi do upraw medycznej marihuany w Polsce. Okazuje się, że niekoniecznie.
O tym rozmawiamy z Pawłem „Teone” Leśnianskim, master growerem i doradcą konopnym, obecnie zatrudnionym w roli konsultanta w AgriHemp Holding (to grupa firm zajmujących się profesjonalną uprawą, przetwórstwem i sprzedażą hurtową konopi na potrzeby produkcji CBD, biomasy i nasiennictwa). Leśnianki jest też znanym aktywistą, organizatorem licznych marszów wyzwolenia konopi. Zajmuje się uprawą konopi od blisko 11 lat. Od 2018 r. koncentruje się na konopnych uprawach klasy premium.
Michał Tabaka, Bizblog.pl: Przed naszą rozmową zrobiłem sondę wśród znajomych, których zapytałem o to, ile ich zdaniem mógłby kosztować gram medycznej marihuany, jeśli ta byłaby produkowana w Polsce. Najwyższą propozycją, jaką usłyszałem, to było 5 zł. Ile to mogłoby być Twoim zdaniem?
Paweł „Teone” Leśnianski: Co najmniej 150-200 zł.
Słucham? To chyba jakiś ponury żart...
Wcale nie. To właśnie realizm, a nie fruwanie w obłokach. Medyczna marihuana traktowana jest jak lekarstwo. A ludzie zazwyczaj nie wiedzą, że inne leki też mają kosmiczne ceny. Jednak w większości przypadków tego nie odczuwają, bo dopłaca do nich państwo.
Czyli niższą cenę mogłaby załatwić refundacja?
Na chwilę obecną uważam, że na przeszkodzie takiemu rozwiązaniu stoi dalej lęk przed marihuaną i zarzuty o sponsorowanie przez budżet zioła dla jego miłośników. Co ciekawe, tym samym osobom nie przeszkadza na przykład dopłacanie do morfiny.
I to przez brak dopłat od państwa za jednego grama trzeba byłoby zapłacić nawet 200 zł?
Zacznijmy od tego, że cenę 5 zł za gram możemy uzyskać w uprawie domowej, jak się to robi na własne potrzeby. Ma się w namiocie 10 roślin i wtedy można się zmieścić nawet w mniejszych kwotach niż 5 zł za gram. Jeżeli jednak mówimy o profesjonalnej produkcji medycznej marihuany, to musimy pamiętać przede wszystkim o jednym: jest to robione w takich samym reżimach i standardach, w jakich wytwarzane są inne lekarstwa. Mówimy o standardach GMP, czyli zbiorze reguł w poszczególnych procesach produkcji, a jeżeli chodzi o samą uprawę - standardy GAP, czyli Dobre Praktyki Rolnicze.
To jest główne źródło tak astronomicznych kosztów?
Oczywiście. Obecnie metr kwadratowy uprawy w standardzie GMP to koszt od 12 do 15 tys. zł. Z kolei, żeby na poważnie w ogóle zaczynać z medyczną marihuaną potrzeba minimum tysiąc metrów kwadratowych. Na takiej powierzchni możemy zmieścić jakieś 5-6 tys. krzaków. Razem z wyposażeniem na start trzeba więc mieć co najmniej 20 mln zł. Ale to nie koniec. Dochodzą przecież jeszcze koszty produkcji. Muszą być cleanroomy, czyli pomieszczenia, do których nie przedostają się żadne zanieczyszczenia. Odpowiednio standaryzowany jest sam proces pakowania. To tak po prawdzie kolejne miliony złotych, które też trzeba zainwestować. Nie zapominajmy również, że w naszym kraju medyczna marihuana objęta jest 23-procentowym podatkiem VAT.
Dodatkowo pandemia pewnie wywołała presję cenową...
Konsultowałem ostatnio aktualne ceny upraw w standardzie GAP z osobami stawiającymi hale produkujące medyczną marihuanę w Macedonii i koszty takiego przedsięwzięcia poszły mocno w górę. Niektóre o połowę. Rok temu trzeba było liczyć 2 tys. euro za metr kwadratowy, a dzisiaj to już 3 tys. euro. Droższa jest stal, droższe nawozy. I nie zapominajmy przy tej okazji o coraz wyższych cenach energii w Polsce.
No dobra. Trzeba bardzo głęboko sięgnąć do kieszeni, jeżeli chciałoby się uprawiać medyczną marihuanę. Ale ciągle nie rozumiem, dlaczego w Polsce na koniec gram miałby kosztować od 150 do 200 zł...
To bardzo proste. Z uprawianej rośliny możemy zerwać tylko jeden kwiat. Tutaj też wtrąca się standaryzacja. W przypadku medycznej marihuany dotyczy ona jedynego składnika psychoaktywnego, czyli zawartości THC. Inne parametry rośliny nie są brane pod uwagę. Doświadczeni grawerzy doskonale wiedzą, że górne szczyty roślin będą miały pod tym względem lepsze parametry niż te z dołu. Skoro każdy gram suszu - jak nakazuje standaryzacja - musi mieć taką samą zawartość THC, to zbiera się tylko po jedynym szczycie z każdej rośliny.
A co z resztą?
Zresztą w Polsce jest problem. Na przykład w Kanadzie reszta trafia na rynek komercyjny i rekreacyjny. Można wytwarzać tak chociażby olej RSO. Wtedy produkcja medycznej marihuany może się zbilansować finansowo i się bilansuje. W Polsce nie ma przepisów prawa, które by na to pozwoliły. Resztę rośliny trzeba po prostu wyrzucić. Legalnie nie można z niej nic więcej zrobić. Niestety, z moich rozmów z politykami, którzy obecnie pracują nad regulacjami dotyczącymi medycznej marihuany, wynika, że oni kompletnie nie zdają sobie z tego sprawy.
Chyba bardzo mało osób wie, że polski hodowca marihuany medycznej mógłby zerwać najwyższego kwiatka, a resztę musiałby wyrzucić do kosza...
Niestety, tak. Ludzie wypowiadający się publicznie o uprawie medycznej marihuany najczęściej nie mają o tym zielonego pojęcia. Nie wiedzą co to są standardy GMP, czy GAP. Nie wiedzą też, jak funkcjonuje rynek medycznej, co też w tej kwestii jest bardzo istotne. Co gorsza: niekiedy są wywoływani jako eksperci. Tymczasem ci ludzie najczęściej robią w głowie porównanie jeden do jednego, jeżeli chodzi o uprawy medycznej marihuany i domowe hodowle paru krzaków. A to dwie, zupełnie inne bajki.
Zaczynam powoli rozumieć, dlaczego do Polski, kraju rolnego, z setkami hektarów ziemi uprawnej, sprowadzamy medyczną marihuanę z Kanady, a nie hodujemy jej sami...
Jeżeli teraz, teoretycznie, ruszyłaby polska fabryka medycznej marihuany, bez tych zmian w prawie, to nie ma szans, żeby to się spięło finansowo. Rzecz jasna tym samym sprowadzany z zagranicy susz będzie tańszy od tego krajowego. Nikt nie wejdzie w taki biznes przecież. Bez zmian legislacyjnych i systemu dopłat od państwa nie ma na to żadnych szans.
Widzisz w najbliższym czasie szansę na zmianę tego stanu rzeczy?
Zacznijmy od tego, że polityka nie zależy od polityków, tylko od lobbystów, którzy na nich wpływają. Jestem przekonany, że zagraniczni lobbyści już działają na rzecz refundowania medycznej marihuany w Polsce. Sam na ich miejscu bym tak samo robił. Mamy swój produkt, a dzięki takiej pomocy rządu, uda nam się go więcej sprzedać. Bardzo proste. Jeszcze inną sprawą jest to, że PiS po prostu boi się marihuany, co rzecz jasna wynika z bardzo dużej niewiedzy i ktoś to odpowiednio wykorzystuje.