Sprytny plan Kaczyńskiego na walkę z inflacją. Miliony Polaków mu przyklasną, nie tylko ci z PiS-u
3 mln ludzi zgłasza popyt na kredyty hipoteczne w Polsce. Nie na drugie czy trzecie mieszkania, ale na własne, bo dzieci nie chcą mieszkać z rodzicami. Mamy jakieś tam programy, Mieszkanie dla Młodych czy inne. I jak to działa? Źle działa. Ja mam bardzo prosty pomysł: niech rząd wygospodaruje w budżecie pieniędzy i dopłaca ludziom 50 proc. do oprocentowania kredytów. Nie do kapitału, tylko do samego oprocentowania – proponuje prof. Marian Noga w rozmowie z Bizblog.pl.
Jarosław Kaczyński ma fantastyczny pomysł, żeby dawać Polakom więcej kredytów hipotecznych i dopłacać im do oprocentowania, tylko trzeba dawać je wszystkim, nie tylko rodzinom – uważa prof. Marian Noga z Wyższej Szkoły Bankowej we Wrocławiu Jego zdaniem inflacja na początku roku przebije 20 proc., a spadnie do poziomu 2,5 proc. dopiero jesienią 2024 r.
Agata Kołodziej, Bizblog.pl: Inflacja w Polsce przebiła już 16 proc. Lecimy na 20 proc.?
Prof. Marian Noga: Na 20 proc., a nawet więcej. To dlatego że muszą jeszcze wzrosnąć ceny energii elektrycznej – nie dla gospodarstw domowych, bo te są regulowane, ale przede wszystkim dla wytwórców. W założeniach NBP brano pod uwagę, że te ceny wzrosną o 30 proc., a dziś już wiemy, że wzrosną o minimum 40 proc., a może i więcej (oby nie!). W związku z tym inflacja w pierwszym kwartale przekroczy 20 proc. i to będzie szczyt. Przy czym nie nastąpi to w styczniu, raczej do końca marca.
Potem inflacja zacznie spadać, może jeszcze nie w kwietniu, ale w maju, czerwcu, lipcu. Ale oczywiście spadać będzie inflacja, a nie ceny.
Niech rząd wprowadzi dopłaty do oprocentowania kredytów
Dzięki czemu właściwie będzie spadać?
To efekt bazy. Ponieważ ten wzrost będzie liczony od i tak już wysokich cen w tym roku. I wtedy zaczniemy spadać do 16, może 15 proc. Ja przypuszczam, że we wrześniu 2023 r. możemy zejść do wartości jednocyfrowych i mieć nawet i 9 proc.
Pamiętajmy, że inflacja w bardzo dużym stopniu zależy od oczekiwań – to my biegniemy do sklepu, starając się kupić jak najwięcej, żeby zachować wartość użytkową jakiegoś dobra. Bo jak kupię coś dziś, to to będzie za miesiąc albo dwa droższe. Kupujący zyska, ale przez to ceny jeszcze mocniej rosną, bo jak robią tak wszyscy, producenci widzą większy popyt i podnoszą ceny. I to jest właśnie to błędne koło.
Jest jeden czynnik, który by zlikwidował ten proces – dobrobyt. W Szwajcarii inflacja wynosi 3,5 proc., a oni przecież też nie mają ropy czy gazu. Wie pani dlaczego?
Dlaczego?
Bo mają taki standard życia, że po 50 kg cukru nie biegają, najwyżej po 50 dkg.
A teraz wróćmy na ziemię, bo czekać z walką z inflacją nie możemy 50 ani 100 lat aż będziemy tak bogaci jak Szwajcarzy. Co robić teraz, w krótkim terminie?
Weźmy kredyty hipoteczne. Popyt na nie spadł już o ponad 70 proc. I co?
No właśnie, co?
3 mln ludzi zgłasza popyt na kredyty hipoteczne w Polsce. Nie na drugie czy trzecie mieszkania, ale na własne, bo dzieci nie chcą mieszkać z rodzicami. Mamy jakieś tam programy, Mieszkanie dla Młodych czy inne. I jak to działa? Źle działa. Ja mam bardzo prosty pomysł: niech rząd wygospodaruje w budżecie pulę pieniędzy i dopłaca ludziom 50 proc. do oprocentowania kredytów. Nie do kapitału, do samego oprocentowania.
Zaraz, zaraz, ale na tym właśnie polegał program Rodzina na Swoim i on akurat był sukcesem.
Tak? Nawet nie pamiętam. Ale to jest właśnie to! To teraz trzeba go kontynuować i rozszerzyć na trzy miliony Polaków. Bo o co chodzi? Jeśli RPP będzie podnosić stopy procentowe, to rząd będzie musiał płacić połowę od tych rosnących odsetek. Potraktujmy to jak program mieszkaniowy, ale nie tylko dla rodzin czy jakichś innych wybranych grup. On powinien być dostępny dla wszystkich, którzy się zgłoszą po kredyt hipoteczny.
Dlaczego zaczęliśmy mówić o mieszkaniach? Sugeruje pan, że jak dodatkowe trzy miliony Polaków będą płacić raty, których dziś nie płacą, to będą mieli mniej pieniędzy w kieszeni, ograniczą konsumpcję i inflacja dzięki temu spadnie?
Oczywiście! A do tego dziś sytuacja wygląda tak, że nie da się wynająć mieszkania. Taki jest popyt na najem. Wiem, bo nawet w rodzinie mam pośredników nieruchomości. A jeśli jeszcze ktokolwiek obecnie kupuje mieszkania, to nie na kredyt, tylko za gotówkę. Czyli tych pieniędzy jest jeszcze dużo, one leżą w sienniku, w pościeli.
Wygląda na to, że prezes Jarosław Kaczyński wpadł na ten sam pomysł, bo właśnie – choć dość enigmatycznie – zapowiedział tanie kredyty hipoteczne oprocentowane jednie na 2 proc., a resztę odsetek będzie dopłacał BGK.
O, to jest to samo, co ja proponuję, tylko sterowane ręcznie, a ja mówię o rozwiązaniu parametryczny – dopłata do odsetek zawsze wynosi 50 proc., niezależnie, jakie jest aktualnie oprocentowanie.
Czyli co? Prezes Kaczyński ma fantastyczny pomysł?
Super fantastyczny, ale to jest ręczne sterowanie.
Cel inflacyjny przede wszystkim. Wprowadźmy nowe obligacje
Co jeszcze można zrobić, żeby walczyć z inflacją bez dalszego podnoszenia stóp? Kilku obecnych członków RPP proponuje obligacje antyinflacyjne, które miałby wyemitować NBP. To dobry pomysł?
Takie obligacje już są. Ale emituje je Skarb Państwa.
Tylko są indeksowane inflacją dopiero od drugiego roku, a pieniądze trzeba zamrozić minimum na cztery lata. Do tego dochodzi argument podnoszony przez wielu, że lepiej, aby obligacje emitował NBP a nie rząd, bo rząd je przeje, a NBP nie.
Tak, to byłoby lepsze rozwiązanie. Też wolałbym, żeby te obligacje były w ręku NBP, a nie rządu, bo jest kontrola nad tymi środkami, które NBP pożyczyłby od społeczeństwa. A w rządzie jej nie ma, bo z budżetu państwa wypchano ponad 270 mld zł do różnych funduszy i nie ma nad tym żadnej kontroli.
W lipcu Polacy kupili tych obligacji skarbowych za 10 mld zł, ale na lokaty w tym samym czasie wpłynęło 60 mld zł. Jednak wielokrotnie więcej, a to pokazuje, że obligacje, choć opłacalne, nie robią szału.
Bo brakuje wiedzy. I dobrego marketingu.
A może zamiast marketingu, lepiej po prostu zapłacić ludziom tyle, ile wynosi inflacja już od pierwszego roku, czy miesiąca, pierwszego okresu odsetkowego i wtedy marketing sam się zrobi?
Na to Skarb Państwa chyba się nie zgodzi, za drogo wyjdzie. Ale niech próbują. Niech NBP wyjdzie do społeczeństwa z taką ofertą i zobaczymy, czy ludzie będą kupować.
Te obligacje powinny być teraz głównym narzędziem walki z inflacja, bo przestrzeni do dalszych podwyżek stóp już nie ma?
W polityce pieniężnej jest taka zasada, że każda decyzja RPP pełny efekt daje najwcześniej za 16 miesięcy. Mamy już jedenasty miesiąc podwyżek, więc już się zbliżamy do tego momentu, kiedy te wszystkie decyzje się tak na siebie ponakładają, że zobaczy pani, w przyszłym roku inflacja rzeczywiście zacznie spadać w skutek tych podwyżek i efektu bazy, o którym wspominałem.
Obligacje więc super, ale one już byłyby narzędziem do tego, czego ja chcę jako były członek RPP: żeby inflacja wynosiła 2,5 proc. I żeby bank centralny nic innego nie robił, tylko pilnował tego poziomu 2,5 proc. Może być trochę wyżej albo trochę niżej, ale inflacja powinna być na tym poziomie zakotwiczona.
Kiedy realnie możemy wrócić do tego celu inflacyjnego?
Jesienią 2024 r.
Żeby tam dojść, należy podnosić dalej stopy procentowe, czy po wrześniowej podwyżce do 6,75 proc. już czas zatrzymać ten cykl?
Ja bym już zatrzymał i obserwował. Przestrzeń na podwyżkę o 0,25 pkt. proc. jest, ale zawsze można to zrobić w styczniu, żeby pokazać, że bank centralny czuwa, że ma kontrolę. Jak bym to zrobił w styczniu, ale później nie widzę już przestrzeni powyżej 7 proc.