Dej dwieście na paliwo. Polaku, nie zdziw się, gdy na bilecie lotniczym zobaczysz taką dopłatę
Wysokie ceny ropy straszą branżę lotniczą. Przewoźnicy chyba stracili złudzenia, co do rychłej obniżki cen baryłek i zaczynają doliczać do biletów tzw. opłaty paliwowe. W niektórych wypadkach będą to wcale niemałe pieniądze, bo jedna z europejskich linii ustaliła wysokość dopłaty na 40 euro.
Od 25 marca klienci rezerwujący bilety lotnicze u KLM i Air France zapłacą więcej. Obaj przewoźnicy zdecydowali się na obarczenie pasażerów kosztami rosnących cen paliw. W przypadku klasy ekonomicznej KLM dorzuci im na lotach długodystanowych 40 euro, czyli w granicach 190 zł.
Wspomniana kwota dotyczy połączenia w obie strony. Do biletu w klasie biznes trzeba będzie już dopłacić okrągłe 100 euro. Mówimy tu oczywiście o przyszłych rezerwacjach. Linie nie zamierzają wymuszać dopłat na klientach, którzy bilety nabyli przed ogłoszeniem zmian.
Droga ropa uderzyła w lotnictwo
Jeszcze do niedawna przedstawiciele KLM i Air France twierdzili, że ich klienci nie odczują na własnych portfelach tego, co dzieje się na giełdach surowcowych. Przypomnijmy, że w ciągu trzech miesięcy cena ropy brent poszła w górę z 70 do 130 dol.
Przewoźnicy z niepokojem obserwowali jednak przede wszystkim to, co dzieje się w Singapurze. Wycena baryłki za paliwo lotnicze w połowie marca kręciła się w granicach 150 dol, (co było najwyższym wynikiem od 2008 r.).
Z drugiej strony szefowie KLM-Air France zapewniali, że zabezpieczyli sobie 72 proc. zużycia ropy w pierwszym kwartale i 63 proc. w drugim kwartale po 90 dol. za baryłkę. Obsługujący dziesiątki milionów pasażerów rocznie holding miał być więc na wahania cen niewrażliwy. A jednak.
Wcześniej ciśnienia nie wytrzymała Malaysia Airlines. W przeliczeniu na złotówki jej klienci zapłacą od 10 zł (na trasach krajowych) do 60 zł więcej (połączenia powyżej 4h) niż dotychczas. Podobną politykę przyjęły Emirates, Japan Airlines i All Nippon Airways.
Lista następców robi się jednak dłuższa z dnia na dzień. O konieczności podniesienia cen biletów o 15-20 dol. mówi szef Delty - partnerskiej linii lotniczej KLM. Trzymać rękę na pulsie obiecał m.in. szef Lufthansy. Niemiecki przewoźnik zakontraktował sobie ponad połowę dostaw ropy na ten rok po 74 dol. za baryłkę.
Ryanair zachowuje spokój
W tym kontekście uspokajające wydają się oświadczenia szefa Ryanaira Michaela O'Leary. Irlandczyk zapewnił, że jego firma nie planuje wprowadzenia dopłat za paliwo. Lowcost był jedną z bardziej przebiegłych spółek na rynku i zaklepał sobie dostawy ropy w 80 proc. do marca 2023 roku.
Inna sprawa, że O'Leary otwarcie przyznaje, że wraz z wakacyjnym wzrostem ruchu ceny rezerwacji wystrzelą w kosmos, bo klienci będą musieli bić się o wolne fotele. I być może dlatego Ryanair ewentualnymi szaleństwami na giełdach surowców wydaje się wcale nie przejmować.