Ceny tak rosną, że zaraz mieszkania będziemy kupować, nie znając ostatecznej ceny
Deweloperzy sami już nie wiedzą, za ile sprzedawać mieszkania. I kupujący też mogą nie znać ostatecznej ceny, podpisując umowę. Wszystko przez szalejące ceny materiałów budowlanych i wykonawstwa. 20 lat temu radzono sobie z podobna sytuacją, wprowadzając mechanizm indeksacji cen. I to teraz może wrócić.
Rosyjska agresja diametralnie zmieniła sytuację gospodarczą na całym świecie. W kolejnych miesiącach również możemy spodziewać się dalszych podwyżek stóp procentowych, bo inflacja jest wciąż bardzo wysoka. Ta sytuacja bezpośrednio przekłada się na rynek nieruchomości i może skłaniać deweloperów do rozważenia wprowadzenia indeksacji cen mieszkań
– twierdzi Maciej Dymkowski, prezes zarządu serwisu tabelaofert.pl w analizie rynku nieruchomości upublicznionej kilka dni temu.
To oznacza, że idziesz do dewelopera, mówisz: „poproszę mieszkanie”, ale nie wiesz jeszcze, za ile je kupujesz. Dowiesz się, jaka jest jego ostateczna cena dopiero za jakieś dwa lata, kiedy zostanie wybudowane, a deweloper podliczy, ile go ta budowa ostatecznie kosztowała.
Róbcie wielkie oczy? To wcale nie jakaś wielka nowość, taka indeksacja cen już miała miejsce w Polsce. Tylko że ostatnio jakieś 20 lat temu.
Robi się gorąco, czas na przerzucanie ryzyka
Wszystkiemu winne są ceny materiałów budowlanych, które od miesięcy szaleją. W pierwszym kwartale 2022 r. Wzrost cen sięgnął niemal 30 proc., a jak niedawno pisałam, analitycy z banku Credit Agricole prognozują, że w drugim kwartale jeszcze może przyspieszyć do 40 proc.
Ale co dalej? Nikt nie wie. A więc deweloper nie wie też, ile w ciągu dwóch lat będzie musiał wydać na wybudowanie mieszkania. I to ryzyko wzrostu cen może w końcu chcieć przerzucić na kupującego. Na razie klauzule waloryzacyjne niektórzy deweloperzy zawierają już z generalnymi wykonawcami.
Może to wzbudzać kontrowersje po stronie kupujących, ale największe ryzyko i tak ponosi w tej sytuacji deweloper. Z dostępnością niektórych materiałów budowlanych już jest trudniej, a ceny niektórych poszły w górę aż o 30 proc. Ponadto nagły odpływ ukraińskich pracowników znacząco podniósł koszty wykonawstwa
- podkreśla Katarzyna Tworska z redNet 24, firmy specjalizującej się w sprzedaży mieszkań.
Mieszkasz z mamą? Zmień pracę, weź kredyt
Oczywiście klauzule waloryzacyjne musiałaby zawierać jasne zapisy, pod jakimi warunkami ostateczna cena mieszkania może się zmienić, a eksperci podkreślają, że rękę na pulsie powinien trzymać UOKiK.
Pytanie, jak banki traktowałyby taki zakup? Ile właściwie kredytu mogą udzielić i jak liczyć zdolność kredytową klienta, skoro nie wiadomo, ile dokładnie zapłaci za kredytowaną nieruchomość? Należałoby założyć, że bak przyjmie najwyższą możliwą wartość po waloryzacji. A to będzie dalej obniżało zdolność kredytową kupujących.
I kolejny krok oddalający Polaków do własnego mieszkania. „Własnego" zresztą nie musi tu oznaczać kupionego na własność, a jedynie takiego, w którym mieszkasz sam, nie z rodzicami, babcią albo kolegą ze studiów, choć studia skończyłeś już dekadę temu.
Wzrost stóp procentowych i inflacja obnażają właśnie zamiatany przez lata pod dywan problem mieszkaniowy, który właśnie wybucha.
I politycy będą musieli się z nim zmierzyć. Szkoda, że nadal nie mają pomysłu, jak, poza populistycznymi hasłami mrożenia WIBOR-u, który w dodatku jest tylko doraźnym rozwiązaniem. Ostatecznie jednak nadal polityka mieszkaniowa polega na „zmień pracę, weź kredyt”.