Tylu pieniędzy przed wyborami politycy już dawno nie rozdawali. A lista nowych podatków się wydłuża
Takiego wzrostu wydatków na cele socjalne tuż przed wyborami nie obserwowaliśmy od 2001 roku - alarmuje ekspert FOR Aleksander Łaszek. Z danych opracowanych przez fundację wynika, że to nie tylko fatalne wiadomości dla budżetu państwa, ale także dla portfeli podatników i polskich pracodawców.
Nie da się ukryć, że eksperci FOR nie są nastawieni do prosocjalnej polityki Prawa i Sprawiedliwości zbyt pozytywnie. Sztandarowy program rządu 500+ jest przez nich atakowany praktycznie od samego początku. Ale nie bezpodstawnie. Fundacja stworzyła na przestrzeni ostatniego tygodnia dwa raporty, w których pokazała, jak dewastujący wpływ ma rozdawnictwo pieniędzy na budżet państwa, kieszenie podatników i rynek pracy, odkłamując przy okazji rządową propagandę.
W roku wyborczym PiS sypnął propozycjami nowych programów socjalnych.
Znalazła się wśród nich trzynasta emerytura, ale największe kontrowersje budzi program 500+. Nic dziwnego. Wydatki z nim związane już dzisiaj zjadają gros środków przeznaczanych na pomoc społeczną. Kilka dni temu Aleksander Łaszek opublikował „Rachunek od Państwa”. Tak samo jak w 2017, tak i w 2018 roku program 500+ stanowi w nim jedną z głównych pozycji. Przeciętny Kowalski wyłożył nań 589 zł – mniej więcej 1/4 tego, co idzie ogółem na pomoc społeczną. Dla porównania, koszt sztandarowego programu rządu przewyższa osławione emerytury rolników z KRUS (279 zł), wydatki na szkolnictwo wyższe (518 zł), drogi krajowe (545 zł) i kulturę (301 zł).
A teraz rząd chce, by 500+ objęło również pierwsze dzieci. W ten sposób, w przyszłym roku zamiast 22 mld zł trzeba będzie zarezerwować w budżecie aż 41,2 mld zł.
Jako że państwowa kasa nie jest z gumy, PiS wprowadza nowe podatki. Mamy wśród nich opłatę emisyjną, recyklingową, solidarnościową i podatek od instytucji finansowych. FOR liczy, że przyniosą one do budżetu dodatkowe 8,5 mld zł. To jednak wciąż zbyt mało. Dlatego plany sięgają dalej. Rząd planuje jeszcze w tym roku znieść limit składek ZUS (5,2 mld zł), zlikwidować składki trafiające do OFE (3,5 mld) oraz oskładkować umowy cywilnoprawne (2,5 mld).
Dodatkowe pieniądze może przynieść również słynny już test przedsiębiorcy (1,2 mld). Rząd miał wprawdzie wycofać się z jego wprowadzenia, krążą jednak plotki, że wróci on, ale pod inną nazwą.
W porównaniu z tymi wpływami podniesienie akcyzy (1,1 mld), zmiany w SSE (1,1 mld) i wprowadzenie podatku cyfrowego (0,2 mld) to już tylko groszowe sprawy. Łącznie zbiera się nam się z tych nowych danin dodatkowe 15 mld złotych.
Z drugiej strony – może warto poświęcić te miliardy dla słusznej sprawy? – zapyta czytelnik. Doniesień na temat skuteczności 500+ jest mnóstwo. Jego efektami chwalił się rząd, podkreślając, że dzięki programowi wzrosła liczba urodzeń, a w portfelach Kowalskich jest więcej pieniędzy.
- To program przyszłości, prorodzinny i zarazem propaństwowy – podkreślał podczas niedawnej konferencji w Puławach premier Mateusz Morawiecki.
Ekonomiści są nieco innego zdania. Multidyscyplinarny zespół specjalistów od demografii, rynku pracy, ubóstwa i polityki socjalnej w składzie: dr hab. Iga Magda, dr hab. Michał Brzeziński, dr hab. Agnieszka Chłoń-Domińczak, prof. Irena E. Kotowska, dr hab.Michał Myck, Mateusz Najsztub, dr hab. Joanna Tyrowicz przygotował analizę i ocenę „Rodziny 500+”. Wnioski płynące z jej lektury nie napawają optymizmem.
Od momentu uruchomienia programu „Rodzina 500+” do końca kwietnia 2019 roku wydatki państwa na ten cel przekroczyły już 70 mld zł. Po rozszerzeniu programu o pierwsze dziecko jego roczny koszt, w przeliczeniu na jednego pracującego, wyniesie prawie 2,5 tys. zł.
Zarzut 1: 500+ wypchnął z rynku pracy 100 tys. kobiet
Na te dane możemy oczywiście spojrzeć z dwóch stron. Patrząc oczami pracodawców, to fatalna wiadomość, bo poziom bezrobocia od dłuższego czasu utrzymuje się na rekordowo niskich poziomach. A fakt, że kobiety decydują się zostać w domach zdecydowanie tej sytuacji nie poprawia. Z drugiej strony – to, że część kobiet zdecydowała się zrezygnować z szukania pracy po otrzymaniu 500 zł, też mówi coś o polskim rynku pracy. I nie jest to raczej nic pochlebnego.
I proponuje rozwiązania zmierzające do poprawy jakości miejsca pracy, takie jak zwiększenie dostępności środków transportu publicznego i zmniejszenie klinu podatkowego dla najniższych płac.
Zarzut 2: Nie ma dowodów na to, że 500+ zwiększył liczbę narodzin
Na początku działania programu w latach 2016 i 2017 nastąpił wprawdzie lekki wzrost, w 2018 efekt jednak wyhamował – zauważają eksperci. Dodają, że dzietność jest pochodną wielu czynników, a przypisywanie go wprost wepchnięciu polskim rodzinom kilkuset złotych do kieszeni jest dużym nadużyciem.
Świadczenie 500+ nie zmienia zasadniczo bezpośrednich kosztów wychowywania dzieci ani percepcji barier większej dzietności w dużej grupie rodzin, w tym sensie nie powstrzyma przesuwania decyzji o dzietności (szczególnie w odniesieniu do decyzji o pierwszym dziecku) – czytamy w raporcie.
Zarzut 3: Ubóstwo można zlikwidować dużo mniejszym nakładem środków
Zdaniem fachowców wystarczyłoby 12 proc. budżetu przeznaczanego na 500+, by zniwelować skrajne ubóstwo dzieci. Dlaczego? A dlatego, że pieniądze nie trafiają tylko do najbiedniejszych. Ba, ok. 1,5 mld zł trafia do najbogatszych rodzin, a po rozszerzeniu programu będzie to nawet 6,5 mld. Do ubogich trafia w tym czasie mniej więcej co trzecia złotówka.
Zarzut 4: 500+ dużo kosztuje, a pieniądze będą pochodziły z podwyżek podatków
No, ale o tym wiedzieliśmy przecież od samego początku.