Kopalni Turów nadal grozi zamknięcie. Czesi zostawili sobie furtkę i nie zawahają się jej użyć
Negocjacje w sprawie kopalni Turów zakończyły się oczywistym sukcesem polskiego rządu i dalszego funkcjonowanie tego ważnego dla naszego bezpieczeństwa energetycznego elementu nie jest w żaden sposób zagrożone. Tak finał czesko-polskich rozmów chce widzieć Warszawa. Szkoda, że nasi południowi sąsiedzi mają zupełnie inny obraz.

Nikt już nie pamięta, że Czesi kłopoty z wypłukiwaną po swojej stronie wodą pitną zgłaszają od paru lat. Ani tego, że na początku sporu, jak jeszcze nikt o skargach i karach TSUE nawet nie myślał, nasi południowi sąsiedzi chceli, żebyśmy zapłacili im 30 mln euro. Nie jest też ważne, że koniec końców Warszawa podpisała rachunek Pradze na znacznie więcej, bo 45 mln euro. A jeszcze wisi nad nami naliczana od 20 września 2021 r. kara przez TSUE: 500 tys. euro za każdy dzień, czego w sumie zebrało się na 68,5 mln euro. Ale to nie jest ważne. Bo przekaz rządu jest jednoznaczny: negocjacje z Czechami w sprawie kopalni Turów Polska zakończyła sukcesem. Pełnym.
W podobnym tonie wypowiada się też zresztą Anna Moskwa, minister klimatu i środowiska, która zaraz po podpisaniu umowy z Czechami przekonywała, że to był spór wyłącznie polityczny, a nie merytoryczny.
Kopalnia Turów może przestać fedrować
Obowiązuje więc tylko jeden przekaz: Polska negocjacje z Czechami zakończyła zwycięstwem, bo racja była zawsze po naszej stronie. I jeszcze jedno: w ten sposób rząd Mateusza Morawieckiego zabezpieczył bezpieczeństwo energetyczne kraju. Bo jak przekonuje minister Woś: suwerenność energetyczna Polski jest ważniejsza niż bezprawie. Warszawa tak te negocjacje prowadziła zgrabnie, że ma teraz absolutnie wszystko pod kontrolą.
Co ciekawe: Czesi wcale nie uważają, że jakoś specjalnie się Polsce podłożyli i poszli na liczne ustępstwa. Owszem, wcześniej chcieli, żeby porozumienie było nadzorowane przez przynajmniej 10 lat, a skończyło się na 5. Ale Praga w zamian za skrócenie tego czasu – otrzymała dodatkowe zabezpieczenie merytoryczne. I wcale nie jest tak, że tym samym sprawa kopani Turów jest już zamknięta.
Czeskie negocjacje nie przyspieszyły polskiej dekarbonizacji
Zgodnie z międzyrządową umową do czasu zakończenia w kopalni Turów prac wydobywczych prowadzony będzie monitoring hałasu, jakości powietrza, ruchów ziemi i poziomu wód gruntowych. Utworzony ma być też fundusz małych projektów w celu finansowania lokalnych i regionalnych projektów środowiskowych. Krzysztof Jędrzejewski, rzecznik polityczny Koalicji Klimatycznej, zwraca uwagę, że spór z Czechami wcale nie nakłonił polskiego rządu na weryfikację dotychczasowej polityki i postawienie na jednak zdecydowanie szybsze odchodzenie od węgla.
Tomasz Waśniewski, prezes Fundacji „Rozwój TAK — Odkrywki NIE”, uważa z kolei, że ta krótkowzroczność polskiego rządu odbije się prędzej czy później na kondycji całego regionu. Przypomina też, że Plan Sprawiedliwej Transformacji Województwa Łódzkiego zakłada wyłączenie najpóźniej za 13 lat Elektrowni Bełchatów oraz pracujących na jej potrzeby odkrywek.
Turów tylko do końca tej dekady?
Paweł Pomian, członek zarządu Stowarzyszenia Ekologicznego EKO-UNIA, przekonuje, że analizy ekspertów jednoznacznie wskazują, że kompleks Turów może w sposób zaplanowany zakończyć swoją pracę już w latach 2026-2030. Jego zdaniem dzisiejsze rozwiązania technologiczne pozwalają na zastąpienie Turowa źródłami energii odnawialnej, które mogą być korzystniejsze cenowo przy rosnących z każdym rokiem cenach uprawnień do emisji CO2.
Przypomnijmy, że ostatnio mocno skomplikował się proces przedłużania koncesji dla kopalni Turów do 2044 r. Wszystko przez to, że Wojewódzki Sąd Administracyjny w Warszawie przychylił się do skargi wystosowanej przez Fundację Frank Bold, Greenpeace Polska i stowarzyszenie EKO-UNIA i tym samym uchylił rygor natychmiastowej wykonalności dla decyzji środowiskowej wydanej spółce PGE GiEK dla kopalni odkrywkowej Turów. A to oznacza, że na razie fedrowanie węgla w tym miejscu będzie odbywać się na podstawie koncesji do 2026 r.