REKLAMA

Koniec szans na ugody frankowe. Skarbówka i wyższe stopy skutecznie was zniechęcą do rozmów z bankami

RPP wystawiła właśnie piłkę kancelariom frankowym, które pewnie zechcą namawiać swoich klientów, by nie dali się omamić ugodami z bankami, bo te narażą ich na kolejne ryzyko. To ryzyko właśnie się zresztą materializuje. Zaciekli wrogowie banków mają teraz żer. A i skarbówka dorzuci tu zaraz trochę smakowitego sianka, jeśli ministerstwo finansów nie zdecyduje się zwolnić frankowiczów z podatku.

Koniec szans na ugody frankowe. Skarbówka i wyższe stopy skutecznie was zniechęcą do rozmów z bankami
REKLAMA

Po ostatniej podwyżce stopy referencyjnej z 0,1 proc. do 0,5 proc. rata kredytu hipotecznego w złotych nie wzrośnie znacząco. Jak wylicza Expander, rata przeciętnego kredytu na 300 tys. zł po decyzji RPP wzrośnie z 1399 zł do 1462 zł, czyli o 63 zł miesięcznie. I to nie od razu, bo banki najczęściej aktualizują oprocentowanie kredytu raz na trzy miesiące.

REKLAMA

Krok RPP jest symboliczny. I przy okazji może zostać wykorzystany przez frankowiczów, którzy publicznie namawiają innych, by nie szli na żadne ugody. A jeszcze bardziej przez kancelarie frankowe, które w ostatnich dwóch latach wyrosły jak grzyby po deszczu i zarabiają niezłe pieniądze na konflikcie o franki.

Piotr Sobolewski, analityk Polityki Insight, już wieszczy, że na podwyżce stóp procentowych kancelarie prawne zbudują całą narrację, by przekonać frankowiczów, by nie szli na ugody z bankami, bo w ten sposób dadzą się wepchać w kolejną pułapkę – pułapkę wzrostu stóp procentowych kredytów złotowych.

I ma rację co do narracji. Ale to tylko bajka, którą trzeba ludziom sprzedać, bo frankowicze w pułapce wcale nie są. PKO BP, który jako jedyny obecnie oferuje masowe ugody od kilku dni, daje możliwość wyboru przejścia na kredyt z oprocentowanie stałym. I cyk! Ryzyko stopy procentowej znika na pięć lat. Zobaczymy, co zrobi z tym ING Bank Śląski, który podobne ugody na modłę KNF ma zaproponować swoim klientom do końca października.

Ale oczywiście internet już jest zapchany opowieściami, że ugody nikomu się nie opłacą i trzeba iść walczyć z maczetą, czyli w sądzie zacząć grę o wszystko.

Ryzyko stóp podbija zachłanny fiskus

Każdy decyduje sam. Ale dobrze by było gdyby Ministerstwo Finansów trochę w tej decyzji pomogło. Inaczej fiskus też popchnie frankowiczów w kierunku wokandy. Pisałam niedawno, że przecież od zysków z ugody zawartej z bankiem trzeba będzie zapłacić podatek – 17 lub 32 proc., jeśli wpadnie się w drugi próg podatkowy. To naprawdę duże pieniądze, które w dodatku trzeba będzie wyciągnąć z kieszeni, podczas gdy zysk z ugody będzie tylko na papierze. To może sprawić, że klienci PKO BP czy ING Banku Śląskiego rzeczywiście w praktyce zyskają na ugodach niewiele. Nie mówiąc już o tych z Banku Millennium, który ma własny pomysł na ugody - znacznie mniej korzystny niż dwóch poprzednich banków.

Z tego podatku można być zwolnionym, jeśli kredyt został zaciągnięty na własne cele mieszkaniowe – tak mówi rozporządzenie MF, ale obowiązuje ono tylko do końca 2021 r. To oznacza, że większość frankowiczów, jeśli nie zdąży zawrzeć ugody w tym roku, dostanie mocno po kieszeni. I wtedy rzeczywiście cała operacja stanie się mniej opłacalna, a podpuszczani frankowicze rozwalą system, nad którym KNF próbował pracować niemal od roku.

Kancelarie już pięknie podłapały narrację o podatku, by pokazywać klientom, że nie opłaca im się iść na żadną ugodę. A Ministerstwo Finansów najwyraźniej kompletnie nie wie, co z tym zrobić. Zapytałam resort we wtorek, czy zamierza jakoś rozwiązać ten problem, który może rozsadzić całą koncepcję ugód. Nadal nie mam odpowiedzi. Najwyraźniej ktoś tam dopiero drapie się po głowie. Wygląda, jakby wcześniej nikt na to nie wpadł, że jak już banki w końcu rozpoczną proces zawierania ugód, to na konsumentów czekać będzie taka mała pułapka.

A mam wrażenie, że czas odgrywa tu niebagatelną rolę. Jak pisze „Puls Biznesu”, w ciągu tych kilku pierwszych dni wniosek o mediacje, które mają zakończyć się ugodą złożyło kilka tysięcy klientów PKO BP. Kilka tysięcy ze 100 tys., którzy mogą to zrobić. To dopiero kilka dni, więc nic dziwnego. Ale reszta wyraźnie czeka.

REKLAMA

Jeśli za chwilę w świat pójdzie przekaz, że zainteresowanie ugodami jest niewielkie, klienci pomyślą, że w takim razie pewnie nie warto zawracać sobie nimi głowy. Głowę za to w tym czasie zawracać będą im prawnicy, którzy po prostu chcą zarobić. I nic dziwnego.

I cała operacja padnie, a bomba jak tykała, tak będzie tykać nadal.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA