Koniec LIBOR jest już przesądzony. Wyjaśniamy, co to oznacza dla frankowiczów i banków
Z końcem 2021 roku zniknie LIBOR, na podstawie którego obliczane są raty kredytów frankowiczów. Czy to oznacza, że ich umowy staną się nieważne i się „odfrankowią”? A może kredyty nagle podrożeją? Jeśli nie uratuje nas Komisja Europejska, banki lada chwila będą musiały podsuwać klientom aneksy, oby nie było w nich niespodzianek. Jedno jest pewne – wychodząc z Unii Europejskiej, Wyspiarze nieźle mieszają nam w portfelach.
Z końcem 2021 r. brytyjski Urząd Nadzoru Finansowego (FCA) przestanie publikować LIBOR dla kredytów udzielanych przez lata we frankach szwajcarskich, choć dotyczy to również kredytów walutowych w innych walutach, jak euro czy w funtach brytyjskich.
Co to właściwie oznacza? Przecież oprocentowanie kredytów hipotecznych, które przez lata zaciągali Polacy określone jest w ich umowach zwykle jako stała marża banku (np. 2 proc.) plus zmienna stawka LIBOR CHF 3M (trzymiesięczna stawka LIBOR dla franka szwajcarskiego). I kiedy LIBOR CHF 3M zniknie, to jak banki wyliczą ratę, którą powinien zapłacić klient?
Brytyjski urząd FCA poinformował, że rozważa podjęcie działań nadzorczych mających na celu nakazanie administratorowi (IBA-ICE Benchmark Administration), który obecnie odpowiedzialny jest za podawanie LIBOR-u, publikacji tzw. syntetycznego wskaźnika referencyjnego, który zastąpiłby likwidowany LIBOR, aby umożliwić rynkowi finansowemu wygaszenie portfela umów i produktów stosujących te wskaźniki.
Nie można zostawić na lodzie instytucji finansowych, które mają aktywne umowy oparte o LIBOR. Kluczowe jest jednak, że FCA rozważa, nie jest więc przesądzone, czy taki syntetyczny zamiennik powstanie. A coś zrobić trzeba.
Komisja Nadzoru Finansowego wydała komunikat, w którym informuje, że ruch FCA stanowi podstawę do tego, by to Komisja Europejska zainterweniowała i sama wyznaczyła zamiennik dla likwidowanych wskaźników referencyjnych z rodziny LIBOR na mocy prawa Unii. Z takim wnioskiem do Komisji Europejskiej o wyznaczenie zamiennika LIBOR CHF zwróci się nie tylko KNF, ale też Ministerstwo Finansów. Inaczej od 1 stycznia 2022 r. będziemy mieli niezły bałagan.
Zlikwidują LIBOR, a ty zapłacisz więcej
Obecnie nie ma gotowego rozwiązania. Czysto teoretycznie, jeśli oprocentowanie twojego kredytu to marża 2 proc. + LIBOR CHF 3M, a LIBOR zniknie, zapłacisz tylko marżę. Czyli mniej? Nie! Dokładnie przeciwnie, bowiem od kilku lat świat finansów stoi na głowie i LIBOR (który mówiąc w uproszczeniu jest kosztem pieniądza pożyczanego sobie wzajemnie przez banki) jest ujemny. Aktualnie LIBOR 3M wynosi -0,75 proc.
To oznacza, że kredytobiorca płaci marżę 2 proc. + (-0,75 proc.), a więc 1,25 proc. Jeśli z tego równania usunąć LIBOR, klient zapłaci więcej. Zapewne do czasu, bo kiedyś stawka LIBOR wyszłaby znowu na plus. Na razie jednak zniknięcie LIBOR-u z tego równania to wyższe raty dla kredytobiorców, o taką interpretację przepisów zatem nie warto byłoby się bić.
Drugi teoretyczny scenariusz jest taki, że skoro raty kredytów obliczane są na bazie dwóch elementów, a jeden z nich znika, nie da się obliczyć raty, a wtedy umowa staje się nieważna. Część frankowiczów podchwyciła temat i już cieszy się z szybkiej wygranej w sądzie.
To o tyle realny scenariusz, że jego przedsmak mieliśmy już w 2019 roku. Zapadło wówczas w polskich sądach kilka wyroków unieważniających umowy kredytowe oparte na wskaźniku LIBOR publikowanym przez British Bankers' Association (BBA). BBA nie publikuje wskaźnika LIBOR od 2014 roku, sąd uznał zatem, że umowa nie może zostać wykonana, a więc jest nieważna.
Od 2014 r. LIBOR oblicza IBA, wskaźnik więc istnieje, ale niektóre banki strzeliły sobie w kolano, zbyt szczegółowo precyzując w umowach kredytowych, że oprocentowanie opiera się na LIBOR publikowanym właśnie przez BBA. Takie umowy zawierał niegdyś Polbank (przejęty przejęty przez Raiffeisen) i BPH.
To samo może się wydarzyć teraz, tylko na większą skalę, bo LIBOR pod koniec tego roku zniknie zupełnie. Nie oznacza to, że wszystkie kredyty walutowe mogą być podważane w sądach. Niektóre banki zabezpieczyły się i zawarły w umowach kredytowych klauzule mówiące, co stanie się, jeśli LIBOR zniknie.
Jeśli jednak zapis brzmi, że „wówczas bank w zamian określi inną stawkę”, to również może oznaczać kłopoty, bo tak enigmatyczny zapis dający bankowy możliwość jednostronnego narzucenia warunków może być przez kredytobiorców podważany podobnie jak teraz tabele kursowe.
Frankowiczu, uważnie czytaj aneksy
W 2019 r., kiedy zapadły głośne wyroki unieważniające umowy kredytowe oparte o LIBOR publikowany przez BBA, sędzia Piotr Bednarczyk wydający jeden z tych wyroków wyjaśniał na łamach prawo.pl, że masowemu unieważnianiu umów zapobiec może tylko aneksowanie umów kredytowych. Można na przykład zamienić LIBOR na SARON, czyli nową stopę używaną przez Szwajcarski Bank Narodowy.
Dzisiaj to może być trudne. Kredytobiorcy walutowi czekają na korzystne dla siebie ugody, które miałyby zmienić ich kredyty na takie, jak gdyby od początku były wyrażone z złotych, a więc oparte o WIBOR. Trzymając banki w szachu z powodu potencjalnej nieważności umowy wywołanej zniknięciem LIBOR-u łatwiej byłoby taką korzystna ugodę uzyskać.
Część frankowiczów zresztą upiera się, że dogadywać się z bankiem nie zamierza i i tak idzie do sądu po unieważnienie umowy, więc argument ze znikającym LIBOR-em jest dla nich na rękę.
A ci, którzy ze swoimi kredytami frankowymi nie robią nic i nie planują iść na ugodę przewalutowującą kredyt? Ci powinni być szczególnie ostrożni, jeśli bank zaproponuje im aneks dotyczący podmiany LIBOR-u na inny wskaźnik. Jeśli ktoś zakładałby złą wolę albo spryt banków, mógłby się spodziewać, że bank w ugodzie dotyczącej LIBOR-u będzie chciał przemycić jeszcze inne zmiany w umowie kredytowej, które „wyprostują” jej ewentualne abuzywne zapisy, blokując kredytobiorcy wstąpienie w przyszłości na ścieżkę sądową.
Komisja Europejska posprząta ten bałagan?
Oprócz walki w sądzie albo masowych aneksów do umów wymienia się jeszcze inne możliwości właściwie jednostronne, bo bez wymaganej zgody kredytobiorcy. Po pierwsze zaingerować mógłby odgórnie ustawodawca, po drugie zaś regulacje mogłaby wprowadzić Komisja Europejska, o co prosił właśnie MF i KNF.
Pytanie, czy ingerencja ustawowa w umowy, które są już w trakcie trwania byłaby niepodważalna prawnie? To niestety jest wątpliwe. Wielokrotnie podnosiły to zresztą same banki w innych sytuacjach.
Pozostaje zatem scenariusz, w którym to Komisja Europejska rozwiąże tę sprawę. I to najbardziej prawdopodobny scenariusz.
10 lutego bieżącego roku Parlament Europejski i Rada UE przyjęły rozporządzenie, które zmienia odpowiednie przepisy i pozwala odgórnie załatać tę dziurę po znikającej stawce LIBOR. Na jego mocy KE będzie mogła wskazać zastępczy wskaźnik referencyjny w miejsce tego, który nie będzie już publikowany:
W efekcie luka po LIBOR zostanie wypełniona, banki nie będą musiały podpisywać z klientami żadnych aneksów, a nawet polski rząd nie będzie musiał implementować żadnych nowych przepisów, bo wszystko zadzieje się automatycznie „z mocy prawa”.
To wszystko pod warunkiem, że KE wyznaczy odpowiedni zamiennik, bo na mocy nowelizacji przepisów z lutego, może, ale nie musi.
Intencją MF oraz UKNF jest zwrócenie uwagi Komisji Europejskiej na fakt, że LIBOR CHF jest stosowany w ponad 20 proc. umów o kredyt hipoteczny w Polsce, wobec czego fakt zaprzestania publikacji tego wskaźnika może generować ryzyko dla krajowego sektora bankowego”
– wyjaśnia Jacek Barszczewski, rzecznik UKNF.
Na razie Polska stara się przekonać KE, że to ważne, i żeby Unia nam pomogła rozwiązać ten problem. Potem jeszcze Komisja Europejska będzie musiała „przeprowadzić konsultacje publiczne i uwzględnić rekomendacje właściwych interesariuszy” – wyjaśnia z kolei Iwona Prószyńska, rzeczniczka Ministerstwa Finansów.
A na koniec pozostanie liczyć, że wybrany przez KE wskaźnik nie spowoduje, że polscy frankowicze stracą. Ci najbardziej zdeterminowani i walczący będą pewnie skłonni podważać jednostronną decyzję Komisji Europejskiej ingerującą w ich umowy bez ich zgody.