REKLAMA

Świat stanął na głowie! Polacy żądają podatku katastralnego, a fiskus broni się rękami i nogami

Czysto publicystyczna dyskusja na temat podatku katastralnego, którą rozpoczęliśmy na łamach Bizblog.pl obróciła się panikę ministerstwa finansów. Resort od kilku dni nerwowo zaprzecza, że pracuje nad takim podatkiem, choć nikt nawet tak nie twierdził. Co więcej, ludzie w internecie domagają się wprowadzenia takiego podatku, by ukrócić spekulacje na rynku nieruchomości, a MF idzie w zaparte. Czyżby politycy mieli za dużo nieruchomości? A może mają w nosie kłopoty budżetowe samorządów?

kredyt-hipoteczny-pandemia
REKLAMA

Wszystko zaczęło się od żartu, że skoro fiskus rekrutuje nowego pracownika do Wydziału Podatków Majątkowych, to pewnie potrzebuje „dyrektora kreatywnego, którego zadaniem będzie wprowadzanie na rynek nowych produktów podatkowych”. A to akurat nikogo by nie zaskoczyło, biorąc pod uwagę, jak rząd co rusz zasypuje nas nowym daninami, czasem dla zmyłki nazywając je daninami lub opłatami.

REKLAMA

A skoro to Wydział Podatków Majątkowych szuka ludzi, to od razu na myśl przyszedł mi podatek katastralny. I choć były to czysto teoretyczne dywagacje, w tym miejscu żarty się skończyły, bo kataster byłby naprawę niezłym pomysłem, żeby podreperować budżet.

Nie łudźmy się, koszty kryzysu trzeba będzie ponieść, a przecież rząd nie ma żadnych własnych pieniędzy, żeby załatać dziury w kieszeni wygryzione przez wirusa. Musi te pieniądze zebrać od nas. A lepszym pomysłem byłoby opodatkować nieruchomości od ich wartości (czyli o wiele wyżej niż obecnie) niż nakładać podatki, których koszty poniesiemy wszyscy - i biedni, i bogaci – w cenach produktów w sklepach.

To wszystko przy założeniu, że podatek katastralny dotknąłby właścicieli dopiero drugiej lub trzeciej i kolejnej nieruchomości. W ten sposób można by przy okazji ograniczyć spekulacyjnie wykupowane przez zamożnych mieszkań na wynajem, a już na pewno ukrócić najem krótkoterminowy, który jest zmorą wielu miast Europy i tym samym staje się w Polsce.

Jednym słowem: dwie pieczenie na jednym ogniu: dodatkowe wpływy budżetowe plus sensowny element polityki mieszkaniowej, by zatrzymać pędzące na oślep ceny nieruchomości.

Rząd mówi nie katastrowi

Najpierw na te moje publicystyczne dywagacje obruszył się Tomasz Matynia z CIR, grzmiąc na Twitterze, że rozsiewam fake newsy. Potem za wysyłanie wyjaśnień zabrało się ministerstwo finansów. 

Ale dyskusja o podatku katastralnym mimo to zaczęła zataczać coraz szersze kręgi. MF nabrał więc wody w usta i postanowił milczeć, kiedy Kuba Strzyczkowski zapraszał do środowej audycji w radio 357.

Chwilę później komunikacja fiskusa chyba zmieniła zdanie, bo resort zabrał głos. Wydał oświadczenie na Twitterze po raz kolejny, odcinając się od pomysłu wprowadzenia podatku katastralnego:

To wygląda, jakby urzędnicy wpadli w panikę. Przez lata politycy myśleli, że  wprowadzenie podatku katastralnego to polityczne samobójstwo. Jednak ostatnia dyskusja pokazuje wyraźnie, że jest wręcz przeciwnie: Polacy oczekują takiego podatku pod warunkiem, że nie uderzy posiadaczy tylko jednego mieszkania, ale w inwestorów nieruchomościowych.

Oburzenie niektórych na brak nowego podatku (sic!) jest na tyle duże, że padają sugestie, że politycy nie chcą jego wprowadzenia, bo sami należą do grupy inwestujących w nieruchomości.

Nie warto nadstawiać karku dla samorządów?

Ale może powód jest jeszcze inny: nie warto ryzykować podatkiem owianym złą sławą, skoro niewiele się z niego będzie miało. Podatek katastralny tak jak obecnie pobierany podatek od nieruchomości wpływa bowiem do kas samorządów, a nie do do budżetu centralnego.

W samorządach dodatkowe wpływy też byłyby nieocenione - jednostki samorządu terytorialnego również wpadają w tarapaty z powodu pandemii, bo notują niższe wpływy z PIT i CIT. Do tego wyższe koszty utrzymania komunikacji miejskiej, bo mieszkańcy przestali się nią poruszać i kupują mniej biletów i ulgi dla przedsiębiorców, na które decydują się samorządowcy. W efekcie nie ma pieniędzy nie tylko na inwestycje, wiele samorządów musi zaciskać pasa i się zadłużać.

Zresztą nie najlepsza sytuacja samorządów dotyka też budżet centralny, który jednak ratuje samorządowców rządowymi dotacjami na inwestycje i kredytami. Gdyby samorządy miały więcej pieniędzy dzięki katastrowi, z rządowej kieszeni wypływałoby mniej.

No chyba, że…

REKLAMA

Niedawno pisaliśmy w Bizblog o tym, że gminy, aby podreperować finanse, wymyśliły podatek od morskich farm wiatrowych. Uprosiły premiera, by takowy wprowadzić. Ten się zgodził, ale zyski z niego zagarnął do budżetu centralnego.

Mało to eleganckie. Ale katastrem może dałoby się podzielić?

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA