REKLAMA

Jedziecie w Tatry? Nie zapomnijcie klapek i litra wódki!

A kosztami akcji ratowniczej GOPR-u się nie przejmujcie, jak już w tych japonkach i „pod wpływem” nie będzie mieli siły zejść ze szlaku - nikt Was nimi nie obciąży, bo MSWiA nie chce „kar za nieodpowiedzialne zachowanie”. Szkoda, bo nasi sąsiedzi jednak każą płacić za taką głupotę. Helikopter TOPR to nie taksówka.

Tatry_gory
REKLAMA

Pamiętacie, jak zalewie kilka miesięcy temu kobieta postanowiła trochę pomorsować, więc wybrała się w siarczysty mróz na Babią Górę w klapkach i staniku?

REKLAMA

A mężczyznę sprzed kilku lat, któremu latem było tak gorąco, że wchodził na Rysy w japonkach, a  na szczycie ochłodził się zimnym piwem z plecaka pełnego tego trunku?

Za każdym razem oburzamy się na takie nieodpowiedzialne zachowania, ale jednak ciągle ratownicy górscy pędzą na pomoc ludziom bez wyobraźni, a kosztami ich akcji ratunkowej obciążani jesteśmy my - podatnicy. Lekkomyślni turyści natomiast nadal nic sobie z tego nie robią, bo nie spotyka ich za to żadna kara. TOPR i GOPR mogą co prawda dochodzić w sądzie zwrotu kosztów w związku z nieuzasadnionym wezwaniem ratowników górskich, ale dotąd jeszcze nigdy się to nie zdarzyło, bo koszty takiej akcji ratowniczej są trudne do oszacowania i udowodnienia przed sądem - pisze prawo.pl. A te koszty ułańskiej fantazji turystów rosną.

MSWiA nie chce kar za nieodpowiedzialne zachowanie

W zeszłym roku TOPR przeprowadził 606 akcji ratunkowych, w tym 229 z udziałem śmigłowca. Najczęstszą przyczyną wypadków turystycznych były poślizgnięcia i potknięcia (300), ale też brak umiejętności (79) i nieodpowiednie wyposażenie (44). Ile z nich wynikało z czystej głupoty, takich statystyk nie ma.

Wiadomo za to, że koszy działań ratowniczych rosną z roku na rok. W 2018 r. było to 15,4 mln zł, w 2019 r. 16,5 mln zł, a w 2020 już 20,5 mln zł. W tym roku budżet zakłada aż 36,5 mln zł! To wręcz skokowy wzrost, bo grupy ratownicze były tak niedofinansowane, że musiały organizować na własną rękę zbiórki środków.

Może by w takim razie jednak obciążać kosztami turystów, którzy ewidentnie wpakowali się w kłopoty z własnej winy? Nic z tego - mówi MSWiA i nie chce zgodzić się na pokrywanie kosztów akcji, gdy ratownicy zostali wezwani bez uzasadnienia.

„Wprowadzenie tego typu rozwiązań wiązałoby się ze zmianą systemu finansowania ratownictwa górskiego w Polsce, wprowadzeniem »kary za nieodpowiedzialne zachowanie« w górach, bez gwarancji zwiększenia poziomu bezpieczeństwa. Ponadto przyjęcie takiego rozwiązania może spowodować, że nie zostanie wezwana pomoc, kiedy będzie ona naprawdę potrzebna” – uzasadniał niedawno serwisowi prawo.pl Maciej Wąsik, wiceminister spraw wewnętrznych i administracji.

10 tys. zł kary za klapki z plaży 

Tylko że za granicą jakoś nie mają takich obaw. We włoskim parku Cinque Terre w Ligurii turyści wchodzili na szlak wprost z plaży, robili to więc notorycznie w klapkach. Władze kilka lat temu w końcu wprowadziły kary - od 50 aż do 2500 euro za pojawienie się na szlaku w nieodpowiednim obuwiu.

Ale to nie wyjątek a standard, że turysta odpowiada za swoje zachowanie w górach. W Szwajcarii poniesie on 50 proc. kosztów akcji ratunkowej, w Austrii od 2 do 8 tys. euro, we Włoszech z kolei wylicza się minuty pracy śmigłowca podczas akcji - każda minuta warta jest 150 euro. Również nasi sąsiedzi Słowacy obciążają kosztami w zależności o długości trwania akcji, jej skomplikowania czy użycia śmigłowca - to może być koszt rzędu 20-30 tys. zł - wylicza prawo.pl

REKLAMA

A teraz pytanie - czy polscy turyści nie jeżdżą w góry na Słowację, do Szwajcarii czy do Włoch? Jeżdżą! Szczególnie na narty zimą. Czy płacą z własnej kieszeni z akcje ratunkowe? Nie! Bo jadąc za granicę, wykupują dobrowolne ubezpieczenie, które w razie potrzeby pokryje koszty. A wyjeżdżając w polskie góry, ci sami ludzie ubezpieczenie mają już w nosie. No bo po co, jak za ich akcję ratunkową i tak zapłaci podatnik.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA