Blady strach padł na sprzedawców kopciuchów. Posypią się surowe kary za kombinowanie
10 tys. zł - co najmniej taką karę finansową zapłaci ten, kto będzie sprzedawał kotły na paliwo stałe, które nie spełniają zaostrzenie norm. Nowelizacja przepisów ma pomóc ograniczyć obchodzenie obowiązujących regulacji. Do tej pory zakup kopciucha nie był większym problemem. Właściwie w ogóle nie był problemem.
Drugi rok mija od rozporządzenia Ministra Rozwoju i Finansów w sprawie wymagań dla kotłów na paliwo stałe. Regulacja wprowadzała normy emisyjne, jakim muszą podlegać sprzedawane kotły na węgiel i drewno. Od 1 października 2017 r. to samo rozporządzenie zabroniło produkcji pieców, które nie spełniają wymogów emisyjnych klasy 5.
Do tego momentu na rynku dostępne były trzy klasy urządzeń. Najniższą klasę 3 wprowadzono normą w 2002 r. i jak łatwo się domyślić, były to kotły najbardziej zatruwające powietrze. Urządzenia klasy 4. i 5. jest pojawiły się dziesięć lat później. "Czwórki" były klasą pośrednią. Klasa 5., to sprzęt najwyższej jakości spełniający najbardziej restrykcyjne wymagania. Takie kotły to gwarancja niskiej emisji CO2, pyłów i węgla organicznego oraz wysokiej efektywności, dzięki czemu zużywają mniej paliwa.
Bez nowelizacji przepisów ani rusz.
Decyzja o zaostrzeniu normy miała być kamyczkiem rzuconym przez rządzących do ogródka wspólnej walki o czyste powietrze i elementem rządowego programu “Czyste Powietrze”.
O takie rozporządzenie wcześniej apelowało wiele środowisk, nie tylko te związane z lokalnymi i regionalnymi alarmami smogowymi. Nic dziwnego, fakty są bowiem takie, że głównym źródłem zanieczyszczeń powietrza w Polsce są gospodarstwa domowe.
Po prawie dwóch latach można z całą pewnością stwierdzić, że rozporządzenie nie działa. I żeby to zmienić, konieczna jest nowelizacja przepisów.
Zakup kopciucha mimo zakazu nie był problemem.
Niestety, kolejny raz okazało się, że odpowiednie przepisy to dopiero połowa sukcesu. Tak samo ważne jak dobre prawo jest skuteczne jego egzekwowanie. W przypadku rozporządzenia wprowadzającego zakaz sprzedaży kotłów niższej klasy niż 5, możemy rozglądać się do woli.
Po roku obowiązywania przepisów sprawdziłem, jak to wygląda w rzeczywistości. I wyszło, że kiepsko. Cholernie kiepsko. Wystarczyło parę telefonów i już mogłem finalizować transakcję zakupu pieca 3. i 4. klasy. Sytuacja do złudzenia przypominała tę z mandatem za smog.
O możliwość karania trucicieli ( przepisyprzyjęte przez samorządy wojewódzkie w postaci prawa miejscowego) apelowali sami strażnicy miejscy. Jak już takie instrumenty do rąk wreszcie dostali, okazało się, że z wypisywaniem mandatów jakoś się nie spieszą. Dlaczego? Bo wychodzą na tym najczęściej jak Zabłocki na mydle. Koszt badania laboratoryjnego składu pobranej z domowego pieca próbki często przewyższał kwotę mandatu.
Donieś o nieuczciwym sprzedawcy, pomożesz w walce ze smogiem.
Rządzący musieli od początku przez skórę czuć, że rozporządzenie dotyczące sprzedaży pieców węglowych niższej klasy niż 5 jednak nie uniesie ciężaru głównodowodzącego w walce o czyste powietrze.
Na fakt funkcjonowania na rynku bardzo dużej liczby pieców zakazanych rozporządzeniem zwracał też uwagę Andrzej Guła z Polskiego Alarmu Smogowego. Napływające skargi miały trafiać do Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumenta.
System skarżenia nie zadziałał. Piece węglowe mają się dobrze.
38 - tyle palenisk węglowych jest w mieszkaniach komunalnych w Krakowie, jak wyliczyło stowarzyszenie “Akcja Miasto”. Ale w Katowicach to już liczba 1871. Tu i tu funkcjonuje uchwała antysmogowa. Małopolskie przyjęło ją jako pierwsze w Polsce, Śląskie zaraz potem. W Poznaniu kotłów węglowych w mieszkaniach komunalnych jest już 3639, w Gdańsku - 5788, w Łodzi już 13371 a we Wrocławiu aż 17988.
Jeżeli weżniemy pod uwagę, że program “Czyste Powietrze” po 5 miesiącach od debiutu mógł poszczycić się raptem podpisaniem 147 umów na dopłaty, to widać czarno na białym, że walka ze smogiem co najmniej kuleje. Trzeba korekt, bo znowu samorządowcy zajmą miejsca w pierwszy szeregu. w walce o smog. A przecież prym musi wieść rząd.
Kara finansowa za kopciucha. Co najmniej 10 tys. zł.
Skoro i przepisy nie działają i namowy do skarżenia też nie, to trzeba sięgnąć po dobitniejsze instrumenty. A przecież nic tak nie przekonuje najbardziej upartych, jak pieniądze, które muszą wydać za swój upór. Taki tropem myślenia musieli pójść rządzący. Rada Miasta właśnie przyjęła projekty zmian w ustawie o Inspekcji Handlowej i Prawie ochrony środowiska.
Te modyfikacje wprowadzają kary finansowe za sprzedaż kotłów na paliwo stałe, które nie spełniają krajowych norm. Łamiąc obowiązujące przepisy trzeba będzie się liczyć z wydatkiem co najmniej 10 tys. zł. Przeprowadzaniem kontroli i ewentualnym nakładaniem kar ma zająć się Inspekcja Handlowa.
Za duże rozproszenie rynku i zbyt szara strefa.
Ministerstwo Przedsiębiorczości i Technologii szacuje, że co roku na polski rynek trafia ok. 200–250 tys. kotłów na paliwa stałe. Resort utyskuje, że nie ma jednak dokładnych danych. Wszystko przez spore rozproszenie rynku i szarą strefę w handlu piecami węglowymi, która może sięgać nawet 25 proc. Modyfikacje przepisów w celu wprowadzenia kar finansowych mają cały system dodatkowo uszczelnić.
W zgodzie z unijną dyrektywą Ecodesign.
Takie regulacje są zgodne z Dyrektywą Parlamentu Europejskiego Ecodesign (nazywaną też ekoprojekt). Ta zacznie obowiązywać od 1 stycznia 2020 r. Od tego czasu kotły na paliwa stałe będą musiały dodatkowo spełniać wymogi sezonowej efektywności emisji zanieczyszczeń dla sezonowego ogrzewania pomieszczeń. Zgodnie z dyrektywą Ecodesign efektywność energetyczna w sezonie nie może być mniejsza niż 75 proc. dla kotłów o znamionowej mocy cieplnej do 20 kW lub nie mniejsza niż 77 proc. dla kotłów o znamionowej mocy cieplnej przekraczającej 20 kW.