REKLAMA

Wardęga już nie będzie musiał wyręczać państwa. UOKiK bierze się za patoreklamy influencerów

Szkodliwe wybielacze zębów, podejrzane pigułki na odchudzanie, różnego rodzaju podróbki czy po prostu bezwartościowy chłam z Chin. Reklamowanie przez influencerów wszystkiego, co popadnie – i to bez oznaczania tego jako reklamy – to jedna z patologii, z którą państwo specjalnie nie walczy, dlatego rolę szeryfa postanowił przyjąć Sylwester Wardęga. UOKiK chyba poczuł się zawstydzony, bo właśnie zapowiedział drobiazgowe prześwietlenie reklamowej działalności influencerów.

Reklamy influencerów. UOKiK rozpoczyna postępowanie wyjaśniające
REKLAMA

„Czy treści sponsorowane na blogach, Instagramie czy Facebooku gwiazd internetu są właściwie oznaczane? Czy mogą wprowadzać konsumentów w błąd?” – pyta Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów i od razu sobie od odpowiada, że sam sprawdzi to w postępowaniu wyjaśniającym.

REKLAMA

Urząd zapewnia, że postępowanie na razie toczy się „w sprawie”, a nie przeciwko konkretnym osobom czy firmom, a jednocześnie zapowiada, że „w najbliższym czasie” wiele podmiotów z branży może się spodziewać wezwań z urzędu.

„Wobec gwałtownie rosnącego rynku usług reklamowych oferowanych przez influencerów działających w social mediach i stosowanej przez nich kryptoreklamy konieczne jest  przyjrzenie się zasadom ich współpracy z markami i agencjami reklamowymi” – mówi prezes UOKiK-u Tomasz Chróstny. Dodaje, że sprawdzić trzeba też przejrzystość tego przekazu dla zwykłych internautów.

Jak niedawno pisał Bartek Godziński w serwisie Rozrywka.blog, prawdziwą wojnę influencerom reklamującym bezwartościowe gadżaty i szkodliwe specyfiki w ostatnich tygodniach wydał Sylwester Wardęga. Jeden z najbardziej rozpoznawalnych polskich jutuberów obnażył patologię ich działalności i spowodował, że niektóre polskie gwiazdeczki Instagrama zaczęły płaczliwie przepraszać za swoje reklamy na granicy scamu, tłumacząc się rzekomą niewiedzą.

Śladem Wardęgi podążył UOKiK, czyli potężny urząd, którego ustawowym zadaniem jest ochrona konsumentów przed nieuczciwymi reklamami. Tomasz Chróstny mówi, że z przeprowadzonego przez jego instytucję rozeznania wynika, że wiele treści o charakterze handlowym na profilach influencerów na Instagramie, Youtubie, Facebooku czy w innych social mediach nie jest w ogóle oznaczanych jako reklama. „Inne są oznaczane niewystarczająco, np. jedynie poprzez hasztag #ad, który dla polskiego internauty może być niezrozumiały” – dodaje prezes UOKiK-u.

Błąd czy działanie z premedytacją?

Co zamierza zrobić UOKiK? Podczas postępowania wyjaśniającego urząd ma zbadać relacje gwiazd internetu z agencjami reklamowymi i reklamodawcami. „Weźmiemy pod lupę social media i profile najpopularniejszych influencerów. Będziemy sprawdzać, czy treści reklamowe są w ogóle oznaczane, a jeśli tak – to czy wystarczająco jasno i wyraźnie, czy nie jest to widoczne np. dopiero po przewinięciu strony lub ukryte pod jakimś skrótem” – zapowiada urząd. UOKiK chce też sprawdzić, czy zaniedbania influencerów w kwestii oznaczania reklam nie jest działaniem z premedytacją, wymaganym przez sponsorów.

Urząd przypomina, że odpłatna promocja produktów lub usług bez wyraźnego oznaczenia, że są to treści sponsorowane, narusza zakaz kryptoreklamy i może stanowić nieuczciwą praktykę rynkową, a w niektórych przypadkach również czyn nieuczciwej konkurencji. Urząd podkreśla, że dotyczy to nie tylko tradycyjnych mediów, ale także wszystkich innych platform, w tym coraz bardziej popularnych portali społecznościowych.

Sytuacja, gdy influencer otrzymał za swój wpis wynagrodzenie, ale sprawia wrażenie, że dzieli się prywatną opinią, jest zwyczajnie nieuczciwa.

– mówi prezes UOKiK-u.

Do 50 mln kary

REKLAMA

Tomasz Chróstny podkreśla, że „brylujący w social mediach influencerzy mają ogromny wpływ na internautów, szczególnie młodych”, a jeśli zachwalają jakiś produkt, jest duża szansa, że fani będą chcieli ich naśladować i go kupić. Szef UOKiK-u zaznacza, że zapłatą za sponsoring nie muszą być pieniądze, ale także np. wycieczka czy testowanie luksusowych produktów. „O wszystkich tego typu sytuacjach czytelnicy, słuchacze czy widzowie powinni być wyraźnie poinformowani” – podkreśla Chróstny.

UOKiK liczy na to, że influencerzy sami się ogarną i nie trzeba będzie sięgać po kary finansowe. Trzeba wiedzieć, że urząd ma w zanadrzu potężne środki – w przypadku naruszenia zbiorowych interesów konsumentów UOKiK może nałożyć karę do 50 mln euro. „Liczymy na ich dobrą wolę i samoregulację” – deklaruje urząd Chróstnego.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA