Włosy stanęły mi dęba, kiedy usłyszałem Tuska. Przy tak wysokiej inflacji lepiej uważać na słowa
Pojechałem na wakacje, wróciłem z wakacji i widzę, że niewiele się zmieniło. Nadal najważniejszym, najciekawszych i zapewne najpopularniejszym tematem związanym z gospodarką, który rozpala ludzi, przynajmniej w internetach, jest wysoka i rosnąca inflacja. No a skoro inflacja, to przy okazji też bank centralny i stopy procentowe, a w naszym przypadku konkretniej to, że bank centralny nie chce ich podnosić pomimo wspomnianej inflacji.
W tym kontekście w ostatnim tygodniu trafiłem na dwie wypowiedzi poważnych i znanych osób publicznych, od których włosy stanęły mi dęba. Pierwsza z tych osób to Grażyna Ancyparowicz z Rady Polityki Pieniężnej, a druga to Donald Tusk.
Wypowiedź pana Tuska była chyba głośniejsza, bo to znany polityk. Przypomnę więc tylko krótko, że były premier powiedział, że prezesowi NBP nie powierzyłby nawet szkolnej kasy oszczędności i nie ma żadnej gwarancji, że przy obecnym prezesie tego banku inflacja nie sięgnie 7-8 proc. Z kolei pani Ancyparowicz powiedziała w telewizji Biznes 24, że bank centralny niewiele może zrobić z rosnącą inflacją, bo ona w dużej części wynika z polityki rządu. Stwierdziła, że być może za parę miesięcy trzeba będzie się zastanowić nad podwyżkami stóp, jeśli utrzyma się presja na wzrost płac, a w tym kontekście trzeba będzie zobaczyć, co ostatecznie będą zawierać zmiany podatkowe z programu Polski Ład. Wskazała też, że poziom płac rośnie w dużej części z powodu podnoszenia płacy minimalnej i na koniec powiedziała tak:
Pomijam w tej chwili to, czy zawartość merytoryczna tych dwóch wypowiedzi ma sens, czy go nie ma, każdy bowiem może mieć takie poglądy na gospodarkę i to co się w niej dzieje, jakie lubi. Kluczowe jest co innego.
Te dwie wypowiedzi mają cechę wspólna: podważają autorytet banku centralnego i robią to moim zdaniem w sposób drastyczny. Chodzi mi o to, że takie wypowiedzi, jakie usłyszeliśmy w ostatnich dniach na pewno nie pomagają, tylko dodatkowo pogarszają sytuację. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że na końcu możemy za to zapłacić my wszyscy wolniejszym wzrostem gospodarczym.
Kiedy i jak nakręca się spirala inflacyjna?
Tak naprawdę jednak w podwyżkach stóp procentowych chodzi o coś jeszcze i ten drugi efekt, nie mechaniczny, ale psychologiczny, jest ważniejszy. Bank centralny podnosząc stopy procentowe, studzi tak zwane oczekiwania inflacyjne. Przekonuje banki, firmy, a być może nawet gospodarstwa domowe, że wszystko jest pod kontrolą i że nie dopuści do nadmiernego wzrostu inflacji. Dzięki temu ludzie, firmy i banki nie dochodzą do wniosku, że inflacja za chwilę będzie wynosić 8 proc. To ważne, ponieważ samo dojście do takiego wniosku znacząco zwiększyłoby prawdopodobieństwo, że tak za chwilę będzie. Tak zwane spirale inflacyjne tworzą się w gospodarkach dopiero wtedy, gdy wszyscy mają przekonanie, że nikt wzrostu cen nie pilnuje, że na pewno będą one dalej rosnąć.
Oczywiście inflację bliską 10 proc. jest znacznie trudniej sprowadzić z powrotem w akceptowalne okolice 2 proc. niż inflację w okolicach 4 czy 5 proc. Wymaga to znacznie bardziej drastycznych ruchów. Tak naprawdę wymaga to sztucznego wywołania w gospodarce kryzysu, zwiększenia bezrobocia, tak aby na jakiś czas zbić popyt rynkowy. Bez niego bowiem ceny zaczną spadać i inflacja zniknie. Generalnie to jest sedno filozofii mówiącej o tym, aby z inflacją walczyć szybko i zdecydowanie, zanim urośnie zanadto. Po prostu koszty tej walki są na początku znacznie niższe niż wtedy kiedy jest ona już bardzo wysoka.
Tak więc bank centralny podnosi stopy procentowe, aby uspokoić ludzi i przekonać wszystkich, że sytuacja jest pod kontrolą i wszystko będzie dobrze. Jednak aby to się udało, bank centralny musi mieć jakiś autorytet. Jednocześnie musi też umieć się dobrze komunikować i nie być zależny od polityków.
I Tusk, i Ancyparowicz podbijają wzrost cen
Z kolei Donald Tusk sugerując publicznie, że przy obecnym prezesie NBP inflacja może sięgnąć ośmiu procent, automatycznie tworzy sytuację, w której jest to bardziej prawdopodobne, bo podnosi oczekiwania inflacyjne tych, którzy mu wierzą i osłabia tym samym skuteczność działania ewentualnych przyszłych podwyżek stóp. Grażyna Ancyparowicz jawnie przyznaje, że Rada Polityki Pieniężnej zamierza pozostawać bierna wobec polityki rządu, która podkręca inflację, bo rząd ma taką polityczną strategię. To klasyczne pozbawienie banku centralnego niezależności i postawienie go w sytuacji zależności od polityki rządu.
Obydwie te wypowiedzi brzmią fatalnie i same z siebie pomogą przyczyniać się do dalszego wzrostu inflacji, chociaż oczywiście nie oznacza to, że NBP wszystko robi świetnie. Jednak nadal ma on ogromną rolę do odegrania w dziele zbijania inflacji, warto więc nie kopać leżącego, bo w tym przypadku na końcu okaże się, że sami sobie od tego narobiliśmy siniaków.
Rafał Hirsch – dziennikarz ekonomiczny, nagradzany między innymi przez NBP (Najlepszy dziennikarz ekonomiczny 2008) i Stowarzyszenie Inwestorów Indywidualnych (Heros Rynku Kapitałowego 2012). Współtwórca m.in. TVN CNBC i next.gazeta.pl. Obecnie współpracownik Business Insidera i Tok FM.