Podwyżka płacy minimalnej. Ty się cieszysz, ale dla twojej gminy to może być finansowy nokaut
Okazuje się, że skarbnicy gminni, którzy już parę miesięcy temu marudzili, że przez kolejne obciążenia centralne będą mieli potężny kłopot z zamknięciem budżetów nie zdawali sobie jeszcze sprawy, że może być jeszcze gorzej.
Chodzi o podwyższenie płacy minimalnej do 2600 brutto i sytuację w szpitalach. Dla wielu oznacza to wielomilionowe wydatki. Dlaczego? Bo właśnie w szpitalach pracuje zazwyczaj sporo ludzi z taką minimalną pensją. Taką wypłatę otrzymuje chociażby personel sprzątający, kierowcy ambulansów, sekretarki medyczne, personel kuchenny, czy część personelu technicznego.
I za te nadchodzące podwyżki szpitale mają zapłacić same. W większości przypadków organem prowadzącym jest gmina i ten finansowy ciężar spadnie na barki samorządowców. Ci zaś, razem z dyrektorami placówek, już od paru ładnych lat mówią coraz głośniej o trudnościach w zamykaniu szpitalnych budżetów. Dla nich podwyżka płacy minimalnej oznacza wyrzucenie przez okno jakichkolwiek marzeń o płynności finansowej.
Szpitale toną
Sytuacja finansowa szpitali jest coraz gorsza. Jak wynika z raportu Ogólnopolskiego Związku Pracodawców Szpitali Powiatowych i SGH ich zadłużenie wzrosło z 1,2 mld zł w 2015 r. do 1,7 mld zł w 2019 r. O 40 proc. Na nic się zdała sieć szpitali, która miała być skuteczną receptą na budżetowe tarapaty. Nic więc dziwnego, że z roku na rok przebywa placówek medycznych, które kończą 12 miesięcy z ujemnym wynikiem finansowym.
Jeszcze cztery lata temu takich szpitali było 59. W pierwszym półroczu 2019 r. – 108. Wśród przeanalizowanych 120 szpitali tylko 10 z nich mogła pochwalić się wypracowanym zyskiem. Z danych Ministerstwa Zdrowia za III kwartał 2019 r. wynika, że cały dług samodzielnych zakładów opieki zdrowotnej w ostatnich czterech latach urósł o ok. 3,5 mld zł z 10,8 do 14,3 mld zł.
Nie będzie kasy na wypłaty?
Katowice, Sosnowiec, Legnica, Wrocław, Poznań, Łódź - w tamtejszych szpitalach słyszymy prawie to samo. Już przed podwyższeniem ustawowym płacy minimalnej sytuacja była bardzo zła. A w 2020 r. będzie się tylko pogarszać. Efekt? Niektórzy dyrektorzy mówią wprost: może zabraknąć pieniądze na wypłaty. Tomasz Kozioł, rzecznik prasowy Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego w Legnicy nie owija w bawełnę:
Nie ma już skąd zabierać pieniędzy
– ostrzega.
Jedynym rozwiązaniem jest znaczna podwyżka ryczałtów ze strony NFZ. W zeszłym roku był już wyższy o ok. 2-3 proc., co pozwoliło wielu szpitalom załatać w najpilniejszych miejscach dziury. Ale na finansowe tsunami szykowane w przyszłym roku - z pewności nie wystarczy. Stąd już w lipcu dyrektorzy szpitali wraz z samorządowcami apelowali do Ministerstwa Zdrowia i NFZ o podwyżkę ryczałtu nawet rzędu 15 proc. Na razie bez efektu.
Przed pieniędzmi są przepisy prawa. To znaczy powinny być
Podwyżka płacy minimalnej w kontekście szpitali może odbić się rządowi sądową czkawką. Andrzej Płonka, prezes Związku Powiatów Polskich, nie ukrywa, że jest już grupa samorządów zdecydowanych na wystąpienie przeciwko Skarbowi Państwa na drogę sądową i żądanie wypłaty rekompensat.
Być może jeszcze niedawno takie zapowiedzi można było skwitować tylko wzruszeniem ramion. Bo to pierwszy raz samorządowcy grożą rządowi sądem? Ale w tym przypadku sytuacja jest zupełnie inna. A to za sprawą niedawnego wyroku Trybunału Konstytucyjnego, z którego dowiedzieliśmy się, że nakazywanie samorządom pokrywanie długów szpitali jest niekonstytucyjne. Rząd ma czas na naprawienie tego legislacyjnego błędu 18 miesięcy.
Można więc powiedzieć, że coraz częściej w praktyce zarządzanie szpitalem przez dyrektora placówki sprowadza się do dzielenia biedy i gaszenia pożarów
- przekonuje Adam Struzik, marszałek województwa mazowieckiego.
Szpitale to tylko wierzchołek solidnej góry
Samorządowcy przekonują, że mają więcej powodów do zaskarżenia rządu w sądzie niż tylko taka a nie inna sytuacja finansowa szpitali. Innym przykładem są zaplanowane przez władze centralną podwyżki dla nauczycieli. Zgodnie z wyliczeniami samorządowców na ten cel w subwencji oświatowej na 2019 r zabrakło 2,1 mld zł.
Rząd RP konsekwentnie zwiększa także obciążenia pracodawców, w tym jednostek sfery budżetowej, związane z zatrudnieniem pracowników niepedagogicznych, zwiększając co roku wysokość minimalnego wynagrodzenia za pracę, czemu nie towarzyszy adekwatne zwiększenie finansowania samorządów
- czytamy w stanowisku Zgromadzenia Ogólnego Śląskiego Związku Gmin i Powiatów.
W 2019 r. wydatki na wynagrodzenia wzrosły o 9,6 proc., a zaplanowany wzrost subwencji na przyszły rok wynosi 6,6 proc. Pamiętajmy przy tym, że wydatki płacowe w subwencji stanowią ok. 80-90 proc. całości wydatków na edukację, bez uwzględnienia pochodnych.
A są jeszcze odpady, prąd i PIT
Swoje piętno na samorządowych kasach odbije też zmiana systemu finansowania zadań związanych z usuwaniem i unieszkodliwianiem porzuconych odpadów niebezpiecznych. Zgodnie z nowymi regulacjami to wójt, burmistrz lub prezydent miasta powinien niezwłocznie podjąć działania polegające na usunięciu i unieszkodliwieniu odpadów. A zdaniem samorządowców koszt takiej operacji może sięgać kilkudziesięciu milionów złotych.
Owszem, program Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej „Usuwania porzuconych odpadów” przewiduje na ten cel dotacje i pożyczki. Poziom dofinansowania uzależniony jest od wskaźnika dochodów podatkowych gminy i wynosi od 10 do 80 proc.
Jedynie 100-proc. dotacje dla samorządów na unieszkodliwienie porzuconych odpadów niebezpiecznych, stwarzających w opinii organów państwowych niebezpieczeństwo dla życia, zdrowia i środowiska, pozwolą na szybkie i skuteczne usunięcie zagrożeń. Ze względu na zły stan finansów gmin niezbędne jest również wprowadzenie, w przypadkach tak dużego zagrożenia, mechanizmu zaliczkowego, który umożliwi usuwanie odpadów bez angażowania środków własnych, których nie przewidziano w budżetach gminnych
– uznało Zgromadzenie Ogólne Śląskiego Związku Gmin i Powiatów.
Z pewnością kondycji finansowej samorządów nie poprawi nadciągająca po nowym roku podwyżka cen energii. Prezydenci, wójtowie i burmistrzowie żądają również wyrównania ubytków dochodów w związku ze zmianami zasad opodatkowania podatkiem dochodowym od osób fizycznych. Trzeba wszak pamiętać, że w strukturze dochodów samorządów udziały w PIT stanowią ok. połowę dochodów własnych. Trudno więc się dziwić, że liczących grosz do grosza w gminnych kasach mocno niepokoi obniżenie podatku dochodowego z 18 do 17 proc. dla wszystkich podatników oraz całkowite zwolnienie z podatku dochodowego młodych pracowników do 26. roku życia. Tylko z tego tytułu, jak wyliczyli włodarze miast, straty w 2019 r. będą rzędu 0,45 mld zł, a potem co roku po ok. 1,2 mld zł.