Mowa oczywiście o płacach realnych. Te nominalne w Polsce rosną i to też niemal najszybciej na świecie. Ale co z tego, skoro inflacja zjada je w takim tempie, że biedniejemy bijąc cały świat na głowę pod tym względem? Pierwsza szansa na zatrzymanie procesu ubożenia Polaków dopiero w 2024 r.
Niedawno lałam miód na wasz skołatane serca informacją o tym, jak pięknie rosną nam w Polsce płace - te nominalne. W ciągu ostatnich dziesięciu lat zarobki w Polsce wzrosły o prawie 56 proc., co dało nam miejsce w TOP 10 krajów, w których płace rosły najszybciej - dokładnie zajęliśmy szóste miejsce na świecie.
Ale dziś czas na drugą stronę tej opowieści - jak rosną nasze zarobki realne, a więc po uwzględnieniu inflacji. I tu już jest srogo, przynajmniej jeśli chodzi o ostatni rok.
Biedniejemy po raz pierwszy w XXI w.
W 2022 r. cały świat ma pod górkę, bo inflacja szaleje wszędzie i zjada nasze zarobki. Z najnowszego raportu Międzynarodowej Organizacji Pracy wynika, że gdyby tak uśrednić pensje ludzi na całym świecie, realne miesięczne zarobki spadły statystycznie każdemu o 0,9 proc.
Niewiele, co? Ale uzmysłówcie sobie, że jakikolwiek, choćby tak drobny spadek realnych wynagrodzeń wydarzył się w XXI wieku po raz pierwszy.
Ok, zostawmy światową średnią i przenieśmy się do świata krajów rozwiniętych. Tam statystyka jednak wypada jeszcze gorzej. W Ameryce Północnej realne zarobki spadły o 3,2 proc., a w UE o 2,4 proc.
Albo jeszcze z innej strony. Spójrzcie na 20 najbardziej rozwiniętych krajów na świecie tworzących grupę G20. To właśnie te kraje zatrudniają aż 60 proc. pracowników. W pierwszej połowie 2022 r. pracownicy ci zbiednieli o 2,2 proc., bo tak spadły ich realne płace. Z kolei w gospodarkach dopiero wschodzących wzrost płac pozostał dodatni i wynosił 0,8 proc.
A patrząc na poszczególne kraje? Bojaźliwi mogą teraz zamknąć oczy, bo inaczej zobaczą Polskę, która wiedzie prym w tym niechlubnym rankingu.
Polska gorsza tylko od Nikaragui
Według raportu Global Wage Report 2022-23 realna płaca w Polsce zmniejszyła się o 6,9 proc. w pierwszej połowie 2022 r., co daje nam drugie miejsce na świecie.
Jeszcze w ubiegłym roku inflacja nas tak nie dojeżdżała i wtedy zarobki realne wzrosły średnio o 4,2 proc. Szybko! Ale nawet w najbardziej pandemicznym 2020 r. mieliśmy wzrost realnych płac o 1,6 proc. W jeszcze poprzednich latach te wzrosty oscylowały wokół 4-5 proc.
Gorzej jest tylko w Nikaragui, gdzie realne płace spadły w pierwszej połowie 2022 r. o 7,56 proc. Tam zresztą sytuacja jest zupełnie inna, bo mieszkańcy tego kraju chyba musieli się niestety przyzwyczaić, że ciągle od lat stać ich na coraz mniej. W 2021 r. ich realne płace spały o 4,3 proc., w 2020 r. o 3,2 proc., a w 2019 r. o 3,5 proc. Ostatnim dobrym rokiem dla pracowników w Nikaragui był 2017 r., kiedy zarobki jednak realnie wzrosły i to o 6,1 proc.
A Niemcy? Tak, oni też biednieją, zgodnie z tendencją, że w krajach rozwiniętych zarobki bardziej tracą teraz na wartości. Jednak ból jest znacznie mniejszy niż w Polsce. W pierwszej połowie tego roku Niemcy stracili 1,7 proc., ciekawe, że w 2021 r. wyszli na zero, a w 2020 r. również zaliczyli spadek o 0,5 proc.
Ale zobaczcie jeszcze, co niesamowitego dzieje się na Węgrzech! Według Międzynarodowej Organizacji Pracy Węgrzy ciągle mają się jak pączki w maśle, bo w tym roku ich realne wynagrodzenia wzrosły o 12,4 proc., a to znacznie szybciej niż w poprzednich latach, kiedy wzrost wynosił kolejno 3,4 proc., 6,2 proc. i 7,8 proc. w 2019 r.
Wyjaśnienie jest dość proste: w pierwszej połowie tego roku miały miejsce wybory do węgierskiego parlamentu i Viktor Orban bardzo starał się uszczęśliwić swoich obywateli za wszelką cenę. Tą ceną było ręczne sterowanie gospodarką, masowe zamrażanie cen, co właśnie Węgrom odbija się czkawką, choćby na stacjach paliw, ale niektóre media donoszą, że i na sklepowych półkach też zrobiło się jakoś pusto.
Kiedy w końcu przestaniemy biednieć?
Najgorsze ciągle przed nami. To dlatego, że zdaniem większości ekonomistów, wysokie stopy procentowe co prawda nie przełożą się na znaczny wzrost bezrobocia, ale za to przełożą się na płace. Te nie będą już rosły w takim tempie jak ostatnio, za to inflacja jeszcze przez chwilę się nie zatrzyma. Na początku 2023 r. będzie nawet jeszcze rosła głównie ze względu na wzrost cen regulowanych.
Od marca powinniśmy już mocno hamować ze wzrostem cen, ale Paweł Śliwowski, analityk Polskiego Instytut Ekonomicznego, ostatnio mówił, że średniorocznie w 2023 inflacja wyniesie ok. 12-13 proc. Nie liczcie, że w podobnym tempie będą rosły wasze wynagrodzenia.
Pierwsza szansa na zatrzymanie procesu ubożenia Polaków dopiero w 2024 r.