Europa na gazowej smyczy Rosji. Uzależnienie energetyczne teraz odbija nam się czkawką
Rosja może zemścić się na Unii Europejskiej za sankcje i zakręcić kurek z gazem. Polska ze swoimi zapasami ma wytrzymać co najmniej miesiąc, ale Ukraina tylko tydzień. Putin może też zdecydować się na inne rozwiązanie i niektórym państwom będzie surowce energetyczne dostarczał nadal, a niektórym wcale. Pewne jest jedno: nie po to Kreml latami uzależniał Europę, żeby teraz z tym nic nie robić.
Wicepremier i szef aktywów państwowych Jacek Sasin zapewnia, że Warszawa aż tak bardzo nie musi bać się ewentualnego zakręcenia kurka z gazem, bo mamy magazyny wypełnione w 80 proc. Możemy przetrzymać ewentualny kryzys po „zakręceniu kurka” przez Rosję przez co najmniej miesiąc – zapewnia Sasin.
Ukraina jest w zdecydowanie gorszej sytuacji. Marek Wąsiński, szef zespołu gospodarki światowej Polskiego Instytutu Ekonomicznego, wylicza, że tamtejsze zapasy gazu starczą na znacznie mniej, bo ok. 7 dni.
Na razie były premier Rosji Dmitrij Miedwiediew, w odpowiedzi na niemieckie zawieszenie procesu certyfikacji Nord Stream 2, zaczął straszyć drastycznymi podwyżkami cen. Witamy w nowym, wspaniałym świecie, w którym Europejczycy już niedługo zapłacą 2000 euro za 1000 metrów sześciennych gazu ziemnego – napisał na Twitterze. Ale Putin może na gospodarki innych krajów europejskich wpływać swoimi manipulacjami z dostawami gazu.
Gaz ziemny: Rosja chce mieć Europę na smyczy
Jaka jest skala gazowego uzależnienia Europy od Rosji? Ten surowiec odpowiada za ok. 20 proc. zużycia energii pierwotnej w Europie, a także za 20 procent produkcji energii elektrycznej. Jego zdecydowanie największym dostawcą jest Rosja. Tylko w 2021 r. miała przetransferować w sumie 183 mld metrów sześciennych gazu, skończyło się na 168 mld. Przez Ukrainę zaś w ostatnich miesiącach w ten sposób dostarczono jedynie 19 mld m3 surowca, czyli mniej niż połowę z deklarowanych wcześniej ilości: 40 mld m3. Jeszcze w 2019 r. cały transfer gazowy przez Ukrainę wynosił 89,6 mld m3.
I Putin tę energetyczną zależność Europy chce tylko pogłębiać. Nord Stream 2 jest jednym z takich mechanizmów, ale nie jedynym. Moskwa żąda bowiem, żeby europejskie firmy podpisywały długoletnie kontrakty na dostawę gazu, po stałych cenach przez 10-20 lat. Ale europejskie przedsiębiorstwa zdecydowanie bardziej od takiej formy wolą krótkoterminowe kontrakty spotowe. Do końca 2020 r. stanowiły one 87 proc. wszystkich kontraktów na dostawy gazu w Europie.
Najpewniejszy gaz z USA, ale będzie wtedy drożej
Frank Umbach kreśli teraz trzy możliwe scenariusze. W pierwszym dochodzi do zakłócenia dostaw gazu ze strony Rosji. Alternatywą wtedy mogłaby stać się Holandia – jeden z głównych producentów gazu. Tylko że rząd w Hadze w 2018 r. zdecydował o wstrzymaniu całej produkcji do końca 2022 r. A co w takim razie z Norwegią, która jest drugim co do wielkości dostawcą gazu w Europie?
Nie do końca pomocna mogłaby okazać się też Algieria (nr 3 jeżeli chodzi o dostawy gazu do Europy), gdzie trwający konflikt z Marokiem już zmniejszył transfer surowca do Hiszpanii. Azerbejdżan z kolei nie może w najbliższym czasie zwiększyć swoich możliwości produkcyjnych. I w takiej sytuacji Europie zostają tylko Stany Zjednoczone. Do końca 2022 r. USA będą miały możliwość eksportu około 118 mld m3 rocznie, a do 2024 r. - ponad 160 mld m3 w ciągu roku.
Rosja zakręca kurek w połowie i dzieli Europę
W drugim scenariuszu Rosja zmniejsza swoje dostawy o połowę. Transfer surowca realizuje wtedy wyłącznie rurociągiem Nord Stream 1 (przepustowość: 55 mld m3 rocznie) i obydwoma rurociągami Turk Stream (łączna przepustowość: 31,5 mld m3 w ciągu roku).
Wtedy byłaby grupa państw otrzymująca cały czas dostawy na podobnym poziomie: Austria, Bułgaria, Estonia, Niemcy, Grecja, Węgry, Łotwa i Holandia. Drugą stanowiłyby kraje całkowite odcięte od dostaw, czyli Polska i Litwa. A trzecia z kolei składałaby się z państw, które mogłyby liczyć na dostawy rosyjskiego gazu, o ile trzymałyby się rosyjskiej linii politycznej. W tym przypadku chodzi o Czechy, Francję i Włochy.
W najbliższych miesiącach eksport gazu zwiększyłaby też Australia. Część ekspertów twierdzi, że w ten sposób Europa mogłaby zastąpić aż dwie trzecie gazu odbieranego przez rosyjskie rurociągi morskie. Ale nie wszyscy są takimi optymistami. Umbach uważa, że w Europie Środkowej i Wschodniej brakuje wystarczającej liczby interkonektorów gazowych, aby taki plan mógł być zrealizowany.
Rosyjski bilans zysków i strat
Zdaniem Franka Umbacha najmniej prawdopodobny scenariusz to taki, w którym Rosja całkowicie wstrzymuje wszystkie dostawy gazu do Europy. Przekonuje, że wtedy zniszczone zostałyby stosunki Rosji z UE, a także wszelkie wyobrażenia o tym, że jest ona wiarygodnym dostawcą gazu. Tak czy inaczej, Europa byłaby w fatalnym położeniu. Zastąpienie wszystkich rosyjskich gazociągów wymagałoby jednej czwartej światowej produkcji LNG w 2021 r. - wskazuje Umbach.
W takiej sytuacji nie byłoby innego wyjścia, jak tylko racjonować energię elektryczną, co wiązałoby się z licznymi blackoutami. Ale takie rozwiązanie oznaczałoby też finansowy strzał w kolano Rosji. Przez całkowite odcięcie dostaw Gazprom traciłby każdego dnia 200-230 mln dol. W ten sposób rosyjski koncern przez trzy miesiące mógłby stracić nawet 20 mld dol. I chociaż wydaje się to mało realne, trzeba brać pod uwagę, że Rosja byłaby gotowa na takie poświęcenie, bo swoje straty szybko mogłaby pokryć ze swoich zagranicznych rezerw, wyliczanych na aż 630 mld dol.