Szalony pomysł Friza i Ekipy. Brzmi jak prank, ale oni chyba naprawdę chcą to zrobić
Jedną z najciekawszych informacji, jaka do mnie dotarła w tym tygodniu jest o tym, że jeden z najpopularniejszych w Polsce youtuberów, niejaki Friz, wybiera się na warszawską giełdę. A konkretniej wybiera się tam jego spółka.
Co ciekawe i jednocześnie bardzo ważne, Friz nie zamierza przeprowadzać oferty publicznej, która sporo kosztuje, bo trzeba wynająć prawników, banki, przygotować prospekt emisyjny itp. itd.
Zamiast całego tego zamieszania, zamierza przejąć spółkę już notowaną na giełdzie i potraktować ją jak wydmuszkę – po przejęciu wnieść do niej swoją działalność i tym samym przemienić ją w zupełnie nową spółkę pod względem ekonomicznym.
Wiadomo też, że nowa działalność ma polegać na produkowaniu gier komputerowych.
Niepokojąca moda na spółki wydmuszki
Wchodzenie na giełdę nie poprzez przejrzystą ofertę publiczną, której towarzyszy możliwość prześwietlenia firmy na wiele możliwych sposobów, tylko przez przejęcie spółki, która już tam się znajduje, jest legalne, chociaż na pewno nie jest eleganckie wobec inwestorów.
Właśnie dlatego, że omija się wszystkie wymyślone przez państwo wymogi. Zostały one wymyślone z myślą o bezpieczeństwie inwestujących. Po to spółka, która chce być notowana na giełdzie, musi najpierw uzyskać zgodę Komisji Nadzoru Finansowego, w tym celu musi opublikować prospekt emisyjny, w którym ma szczegółowo wytłumaczyć, czym się zajmuje, na czym zarabia albo zamierza zarabiać, jak wygląda rynek, na którym działa, jakie ryzyka jej towarzyszą, jakie ma prognozy, kto jest właścicielem i ile akcji zamierza sprzedać.
To są generalnie dobre i pożyteczne rzeczy. Jeśli ktoś je celowo omija, to moim zdaniem już na samym starcie wygląda podejrzanie.
Z drugiej strony taki styl wchodzenia na rynek kapitałowy jest popularny na świecie. W USA istnieje nawet specjalnie w tym celu osobny rodzaj spółki, zwany SPAC – to skrót od Special Purpose Aquisition Company, czyli „spółka specjalnego przeznaczenia do przejęć”. Tego typu podmioty wchodzą na giełdę za pomocą zwykłej oferty publicznej, ale są wtedy zupełnie „puste”, nie prowadzą żadnej działalności. Wiadomo jedynie, że gdy będą już na giełdzie, posłużą do przejęcia jakiegoś działającego biznesu, ale nie wiadomo jakiego. Inwestorzy więc kupują akcje SPAC w ciemno. Koncepcja – na pierwszy rzut oka szalona – cieszy się ostatnio coraz większym powodzeniem.
Dziesięć lat temu w ten sposób weszło na giełdę siedem spółek, które łącznie zebrały niecałe pół miliarda dolarów. W tym roku takich ofert w USA było już 182, a ich łączna wartość przekroczyła 65 miliardów dolarów. W ten sposób na giełdę weszły m.in. Virgin Galactic Richarda Bransona czy też kreowana na konkurenta Tesli – Nikola Motor. Rekord pobił SPAC o nazwie Pershing Square Tontine, który zebrał kilka miesięcy temu aż 4 mld dolarów. Udało mu się to, bo stoi za nim znany inwestor-miliarder Bill Ackman. Ludzie najwyraźniej uznali, że warto dołączyć do niego i kupić akcje jego wehikułu inwestycyjnego, niezależnie od tego, co będzie w przyszłości obiektem przejęcia.
Być jak CD Projekt
Generalnie w tym modelu wchodzenia na giełdę nazwisko inwestora, albo marka jaką reprezentuje są kluczowe. Tu wracamy do Friza, Ekipy i ich pomysłu na wejście na giełdę, przejęcie spółki i rozpoczęcie działalności polegającej na produkowaniu gier komputerowych. Ekipa z pewnością dysponuje pewną sławą i marką, ale po pierwsze w grupie docelowej, która chyba niekoniecznie ma coś wspólnego z inwestowaniem na giełdzie. Po drugie plan nie polega na tym, żeby dzięki giełdzie rozwinąć jeszcze bardziej to, co Ekipa już robi, umie robić i na tym zarabia, a żeby zacząć robić coś zupełnie innego. Coś, czego jeszcze nigdy nie robiła, więc niewykluczone, że nie do końca wie, jak się to robi. Wygląda to jak model: „jestem tak bardzo popularny, że sprzedaję dużo ubrań, więc teraz sprzedam grę”.
Na tej samej zasadzie na wejście na giełdę i produkcje gier mógłby się zdecydować na przykład Jarosław Kuźniar, Katarzyna Nosowska albo Robert Lewandowski. Tak właściwie Spider’s Web też mógłby to zrobić i zająć się grami, bo czemu by nie? Może dlatego, że to nie do końca prawda, że wystarczy znane nazwisko, albo marka. Friz i koledzy w wywiadach prasowych sugerują, że nie będą sami, że mają partnerów, którzy im pomogą, ale na razie nie mówią, kim ci partnerzy są i co potrafią.
Co ciekawe w kontekście gier i wchodzenia na giełdę tylnymi drzwiami poprzez przejęcie jakiejś spółki, która jest tam już notowana, dokładnie w ten sposób pojawiła się na GPW spółka… CD Projekt.
W 2010 jej spółka zależna przejęła Optimusa, który wtedy już nie produkował komputerów, tak jak jeszcze kilka lat wcześniej, i był do wzięcia. CD Projekt go przejął, zaorał i wprowadził się do środka ze swoją działalnością. Dlatego dziś trudno tak naprawdę powiedzieć, kiedy producent „Wiedźmina” zadebiutował na giełdzie. Takiego jednego konkretnego dnia właściwie nie było, bo proces przejmowania Optimusa był rozciągnięty w czasie. Od ujawnienia zamiaru do ostatecznej finalizacji formalności prawnych minęło wiele miesięcy.
Pamiętajcie tylko o ryzyku
Warto zauważyć, że poza podobieństwami (wejście na GPW przez przejęcie, gry komputerowe, znana marka, rentowna działalność) jest też pomiędzy Ekipą a CD Projektem jedna zasadnicza różnica. CD Projekt w momencie wchodzenia na giełdę zajmował się produkcją gier, ba, był w tej branży od dwóch dziesięcioleci. Miał już zrobioną pierwszą część „Wiedźmina”. Był do pewnego stopnia gwiazdą w branży. Friz też jest gwiazdą, ale w innej branży. Gdyby wchodził na giełdę z tym, co robi na YouTube'ie, ze swoją zdolnością angażowania widowni i jej monetyzowania za pomocą reklam, ze sprzedażą ubrań, z której – jak twierdzi – ma około 10 mln złotych przychodu rocznie, wtedy sytuacja byłaby dość jasna. Wtedy można byłoby pytać, czy z tych 10 mln da się zrobić 100 mln, w jaki sposób, i w jakim czasie.
W produkowaniu gier Friz jest jednak debiutantem, a to oznacza zupełnie inny poziom ryzyka. Założenie, że korzystając ze swojej popularności, jego Ekipa zrobi taki hałas i marketingowe zamieszanie (ufam, że to potrafią), że sprzedadzą niesamowicie dużo egzemplarzy swojej przyszłej gry, jest moim zdaniem nieco nadmiernie optymistyczne. Globalny rynek gier jest bardzo konkurencyjny i zapewne trudno jest na nim zrobić karierę w sposób trwały, co zresztą widać też na warszawskiej giełdzie. Jest tam dziś już co najmniej kilkanaście spółek robiących gry, ale CD Projekt nadal jest tylko jeden. Innym idzie gorzej (chociaż nie wszystkim zupełnie źle, a niektórym zupełnie nieźle).
Wydaje mi się, że w biznesie bardzo rzadko zdarzają się drogi na skróty bez pułapek. Można w ten sposób wejść na giełdę, ale zostać cenionym producentem gier pewnie już znacznie trudniej. Ryzyka są tu potężne. Niestety nie dowiemy się, jak poważny może być to problem, bo spółka nie musi publikować prospektu emisyjnego, a wielu kluczowych szczegółów związanych z jej planami na przyszłość po prostu nie znamy. Jakiemuś legendarnemu inwestorowi z sukcesami na koncie można by to pewnie wybaczyć i zaryzykować. Z popularnym youtuberem może być trudniej.
Rafał Hirsch – dziennikarz ekonomiczny, nagradzany między innymi przez NBP (Najlepszy dziennikarz ekonomiczny 2008) i Stowarzyszenie Inwestorów Indywidualnych (Heros Rynku Kapitałowego 2012). Współtwórca m.in. TVN CNBC i next.gazeta.pl. Obecnie współpracownik Business Insidera i Tok FM.