Polski rynek pracy jest głodny wielu zawodów, ale szczególnie dużym popytem cieszą się tak zwani specjaliści z fachem w ręku. Są to pracownicy fizyczni o wysokich kwalifikacjach, którzy są bardzo poszukiwani głównie w branży budowlanej, ale nie tylko. Eksperci rynku pracy zwracają uwagę, że niedobór takich fachowców to cena, jaką płacimy za zaniedbanie szkolnictwa zawodowego w Polsce.
Badania rynku pracy pokazują, że obecnie w Polsce nie ma żadnego nadwyżkowego zawodu, czyli nie występuje sytuacja, że miejsc pracy jest mniej niż osób chętnych do pracy. Są jednak zawody, które są chronicznie deficytowe, czyli cały czas popyt zdecydowanie przewyższa podaż. Najbardziej poszukiwani przez pracodawców są tacy specjaliści jak cieśle, dekarze, czy spawacze.
Deficytowe zawody
Krzysztof Inglot, ekspert rynku pracy, założyciel firmy Personnel Service mówi Bizblogowi, że zawody chronicznie deficytowe na polskim rynku pracy to głównie specjaliści z fachem w ręku. Są to cieśle, dekarze, elektrycy, elektromechanicy, pracownicy robót wykończeniowych w budownictwie, spawacze, ślusarze, kucharze, mechanicy pojazdów samochodowych, monterzy instalacji budowlanych, murarze, operatorzy i mechanicy sprzętu do robót ziemnych oraz operatorzy obrabiarek skrawających.
Ekspert podkreśla, że pracodawcom jest trudno znaleźć takich specjalistów, co jest pochodną między innymi likwidacji szkół zawodowych oraz słabych zachęt do podejmowania się tego typu profesji. Inflot ocenia, że zarobki w wielu przypadkach są mało atrakcyjne dla młodych osób, ale rozwijająca się moda na rzemiosło powinna sprawić, że wynagrodzenia będą rosły.
To powinna być zachęta dla młodych, dla których zdobycie fachu w ręku jest niejednokrotnie lepszą ścieżką kariery niż dyplom z kierunków humanistycznych – mówi nam założyciel Personnel Service.
Jakie zarobki?
Jak obecnie kształtują się zarobki w przypadku omawianych zawodów? Z pomocą przychodzi specjalistyczny portal Wynagrodzenia.pl, który prowadzi szczegółowe statystyki zarobków na polskim rynku pracy.
Na najmniejszą medianę mogą liczyć kucharze (4,3 tys. zł brutto), następnie cieśle (4,5 tys. zł brutto), ślusarze (4,7 tys. zł brutto) oraz monterzy i murarze (po 4,9 tys. zł brutto). Granicę 5 tys. zł brutto miesięcznie przekraczają blacharze (5 tys. zł brutto) oraz spawacze (5,3 tys. zł brutto).
W okolicy 5,5 tys. zł brutto mogą otrzymać za miesiąc pracy mechanicy pojazdów samochodowych, operatorzy obrabiarek skrawających, operatorzy i mechanicy sprzętu do robót ziemnych oraz pracownicy robót wykończeniowych w budownictwie. Elektromechanicy zarobią 5,7 tys. zł brutto, a nieco więcej wyciągnie elektryk (5,8 tys. zł brutto).
Więcej o polskim rynku pracy przeczytacie w tych tekstach:
Utrzymujący się deficyt sprawi, że zarobki we wszystkich tych zawodach wzrosną. Widać to już teraz. Każdy, kto w ostatnim czasie zamawiał meble na wymiar, czy szukał brukarza albo dekarza, wie, jak wysokie potrafią być ich stawki. To powinno przełamać niechęć młodych, dla których niewystarczające zachęty finansowe są powodem wyboru innych ścieżek kariery. Zwłaszcza że mając fach w ręku wraz ze wzrostem doświadczenia, rosną też wynagrodzenia – mówi nam Krzysztof Inglot.
Kto wykształci przyszłych fachowców
Warto zwrócić uwagę, że wśród deficytowych zawodów w Polsce są również nauczyciele. Chodzi konkretnie o nauczycieli praktycznej nauki zawodu, czyli osoby, które mogą wykształcić przyszłych... specjalistów z fachem w ręku. Brakuje jednak także oraz nauczycieli przedmiotów ogólnokształcących, przedmiotów zawodowych i uczących w szkołach specjalnych i w oddziałach integracyjnych.
Eksperci rynku pracy od dawna alarmują, że deficyt specjalistów z fachem w ręku to problem, z którym często daje się walczyć tylko poprzez sprowadzanie do Polski obcokrajowców z odpowiednim przygotowaniem zawodowym. Możliwości w tym zakresie jednak powoli się wyczerpują, dlatego warto zachęcać młodych ludzi do wybierania zawodów, na które jest największy popyt.
Niejednokrotnie taka ścieżka kariery to lepszy wybór dla młodych osób niż studia humanistyczne. Zwłaszcza teraz, kiedy wiemy o rewolucji na rynku pracy związanej ze sztuczną inteligencją, która zastępuje średnie kompetencje. Jest jednak mało prawdopodobne, że AI doprowadzi do zwolnienia elektryka, cieśli czy dekarza – zwraca uwagę Krzysztof Inglot.