Jedno z większych zaskoczeń w ostatnich dniach porównywalne z mistrzostwem Piasta Gliwice i przysypaniem Cersei Lannister przez cegły, to informacja podana przez minister pracy Elżbietę Rafalską (na zdj.). o tym, że w tym roku moje składki emerytalne w ZUS zostaną zwaloryzowane o 9,2 procent.
Fot. P. Tracz/Kancelaria Premiera/Wikipedia.org/ Domena Publiczna
Wręcz zaniemówiłem z wrażenia, bo na przykład na lokacie w banku w dzisiejszych czasach trudno byłoby mi zarobić więcej niż 2 procent, a na obligacjach Skarbu Państwa może ze 4 procent. 9 procent w rok to naprawdę bardzo dużo.
I nawet nie jest to wyborcza kiełbasa rzucona przez polityka ludziom. Tę waloryzacje oblicza się według szczegółowego wzoru, w którym bierze się pod uwagę i inflację i wzrost płac i to ile ludzi faktycznie płaci składki do ZUS. Wzrost w każdej z tych kategorii podnosi nam waloryzację. A że ostatnio w Polsce prawie, że skończyli się bezrobotni, a firmy mają coraz większy problem ze znalezieniem pracowników to w efekcie rosną płace (wiadomo, że nie wszystkim, ale średnio rzecz ujmując rosną), rośnie też liczba pracowników płacących składki (priviet, Ukraina!) a i inflacja ostatnio podnosi głowę.
Efekt jest taki, że mamy 9 procent waloryzacji składki w tak zwanym pierwszym filarze emerytalnym. Swoją drogą to najwięcej od 2008 roku, czyli momentu, w którym padł Lehman Brothers i rozpoczął się trwający kilka lat serial połączonych ze sobą globalnych kryzysów gospodarczych (z momentem szczytowym w postaci bankructwa Grecji w 2012 roku).
Waloryzacja oczywiście oznacza, że będziemy mieć wyższą emeryturę, jak już jej dożyjemy. Dlatego to informacja nie tylko zaskakująca, ale i piękna. A jednocześnie to świetna okazja, aby nieco zadumać się nad tym o co chodzi w systemie emerytalnym.
Ale przecież w ZUS nie ma żadnych pieniędzy!
Ciesząc się publicznie ze skali waloryzacji na moim koncie w ZUS z pewnością w oczach wielu osób jawię się niczym naiwny tuman, który nie rozumie, czym NAPRAWDĘ jest ZUS i że tam nic nie ma oprócz długów. Tak się jednak składa, że to akurat wiem i rozumiem, ale zupełnie mi to nie przeszkadza. Co więcej uważam, ze system w którym w ZUS nie ma gotówki, ani innych aktywów, bo wszystko, co do niego wlatuje jednym oknem natychmiast wylatuje drugim, jest dobrym systemem. Pieniądz jest od tego, żeby pracować, czyli krążyć w gospodarce. Odkładanie go na osobną kupkę w ZUS byłoby marnowaniem tego potencjału. Można by oczywiście pomyśleć o tym, żeby odkładać kasę w ZUS i potem ją inwestować, czyli zrobić z tej instytucji wielki państwowy fundusz inwestycyjny. Tyle, że to niemożliwe, bo wtedy dzisiejsi emeryci zostaliby przynajmniej na pewien czas bez wypłat świadczeń, które im się prawnie należą, nawet jeśli są niewielkie. Dlatego też w systemie emerytalnym kolejne rządy wciąż z mozołem budują część inwestycyjną (OFE, IKE, IKZE, PPK) obok pierwszego filara w ZUS, bo akurat ten filar jest nie do ruszenia.
Najważniejsze w nim jest jednak nie to, czy są tam aktywa, czy ich nie ma, tylko to, co jest po drugiej stronie bilansu, czyli zobowiązania. Główną funkcją naszego konta w ZUS nie jest zbieranie na nim pieniędzy na emeryturę, tylko wyliczanie wysokości zobowiązania państwa wobec nas. To dlatego stawianie zarzutu o tym, że tam nie ma gotówki jest mocno nietrafione. To konto jest zupełnie po coś innego. W systemie, w którym zobowiązanie państwa wobec nas (czyli przyszła emerytura) zależy od tego ile składek zapłacimy i jak szybko będą one waloryzowane (według stałego wzoru), nie ma konieczności ani potrzeby przetrzymywania tam jakiejkolwiek gotówki.
To są wirtualne pieniądze i państwo może to zawsze zmienić!!
Po pierwsze sugerowanie, że zobowiązania państwa w państwowym systemie emerytalnym są mniej warte (bo wirtualne) niż gotówka (która nią jest dlatego, że to samo państwo tak zarządziło) jest dziwne. Gotówka także jest ściśle powiązana z państwem, bo to państwo ją drukuje i państwo jasno wskazuje, że tą gotówką można regulować podatki, czyli nasze zobowiązania wobec państwa. To dlatego gotówka jest pieniądzem w Polsce. Można sobie wyobrazić, że państwo ogłasza wymianę waluty na cokolwiek innego i wtedy nasze banknoty z narysowanymi PLNami przestają być pieniądzem. Tak więc funkcjonalność gotówki również wisi na odpowiedzialności i wiarygodności państwa. Zobowiązania w ZUS działają dokładnie tak samo. Są zawieszone na odpowiedzialności i wiarygodności państwa. Obligacje Skarbu Państwa działają tak samo. Jeśli komuś w państwowym systemie emerytalnym przeszkadza to, że jest on uzależniony od państwa i jego organów, to sorry, ale to jest sedno PAŃSTWOWEGO systemu emerytalnego. W tym kontekście podważanie sensu tego systemu argumentem o jego zależności od państwa jest delikatnie mówiąc słabe.
Do tego istnieje argument praktyczny, związany z bieżącą polityką. Oczywiście istnieje teoretyczna możliwość, że kiedyś Sejm głosami niemądrych polityków ukradnie nam emerytury (czyli zrobi operacje na zobowiązaniach państwa wobec nas, a nie na aktywach, tak jak w przypadku OFE). Trudno jednak sobie to wyobrazić w systemie demokratycznym, w którym politycy aby rządzić muszą wygrać wybory, a głosować w wyborach mogą także emeryci. Jeszcze trudniej to sobie wyobrazić w społeczeństwie, które się starzeje, w którym w nadchodzących latach emeryci będą stanowić coraz większy odsetek ludności, a więc ich siła polityczna będzie się zwiększać, a nie zmniejszać.
W takiej sytuacji przeprowadzanie jakichkolwiek zmian na niekorzyść emerytów byłoby ze strony polityków czystą głupotą. To się nie stanie. Zresztą proszę zauważyć ostatnie 20 lat. Politycy bez przerwy majstrują przy filarze trzecim, bądź drugim, zmieniają zasady dotyczące OFE, zmieniają i to mocno system zachęt w systemach dobrowolnego oszczędzania na emeryturę. Ale filaru pierwszego, będącego fundamentem całego systemu jakoś nikt nie rusza, niezależnie od tego, kto rządzi.
A jak Grecja zbankrutowała, to emerytury tam obcięli!
Faktycznie obcięli, ale to była mocno nietypowa sytuacja. Kluczowe w niej było to, że wcześniej Grecja najpierw weszła do strefy euro pozbawiając się własnej polityki monetarnej , a następnie w ramach negocjacji z wierzycielami zgodziła się na dyktowanie przez nich szczegółów prowadzenia polityki fiskalnej. Czyli ujmując to inaczej – dobrowolnie pozbawiła się suwerenności gospodarczej. Nie wnikam tu w to czyja to wina i czy na to zasłużyli. Ważne jest to, że decyzje o obcinaniu emerytur i wielu innych wydatków w Grecji były podejmowane przez Europejski Bank Centralnej, Komisję Europejską i Międzynarodowy Funduszu Walutowy, a nie przez greckich polityków. Oni to tylko przyklepywali. Po drugie nawet przy rezygnacji z własnej suwerenności Grecy akurat emerytur próbowali dość długo bronić i nawet stojąc pod ścianą była to jedna z ostatnich rzeczy, które obcięli.
A zresztą jeśli już boimy się polityków i ryzyka politycznego, to wydaje mi się, że znacznie bardziej wystawieni na nie jesteśmy w systemie z aktywami i inwestycjami kapitałowymi. Większość największych spółek na warszawskiej giełdzie to spółki kontrolowane przez państwo z zarządami obstawionymi przez polityków. Zachowującym się głupio politykom znacznie łatwiej zepsuć giełdową spółkę, a co za tym idzie zepsuć naszą stopę zwrotu z inwestycji rynkowej, niż zepsuć pierwszy filar w ZUS.
Dlatego proszę nie zaprzątać sobie głowy tym, że ZUS to ściema itd. Moim zdaniem to jest dobrze działający system, którego główną wadą jest tylko to, że trzeba poświęcić trochę czasu, aby zrozumieć o co dokładnie w nim chodzi i po co on jest.
Pozostaje oczywiście jeszcze jedna, dość kluczowa kwestia – skoro emerytury wypłacane są nie z naszych oszczędności (bo ich w ZUS nie ma), ale z bieżących przepływów składek, to czy zawsze tych pieniędzy będzie wystarczająco dużo? Jak wiadomo z samych tylko składek tych pieniędzy jest zawsze za mało i zawsze trzeba dorzucać trochę z budżetu państwa. I zapewne zawsze tak będzie. Kluczowe jest to jak dużo trzeba dorzucać. Najnowsze dane za pierwszy kwartał 2019 pokazują niecałe 10 miliardów złotych różnicy między składkami, a wypłatami z ZUS. Gdyby przyjąć, że kolejne kwartały będą pokazywać taką samą dziurę, to deficyt w całym roku wyjdzie nam gdzieś trochę poniżej 40 miliardów złotych. Czyli cała owiana legendami dziura w ZUS jest mniejsza niż roczne wydatki państwa na program 500 plus (od 2020 roku to będzie około 42 mld PLN). Ale nawet gdyby ta dziura do zasypania była dwa razy większa, to łączne dochody państwa z tytułu wszystkich podatków i składek w 2018 roku wyniosły 871 miliardów złotych. A wydatki 879 miliardów złotych. Przy takiej skali kwoty rzędu 40, czy 80 miliardów nie wyglądają na takie, które mogą rozwalić system.
Swoją drogą proszę zauważyć, że tak naprawdę dwa mocno różniące się od siebie systemy: pierwszy filar w ZUS, w którym chodzi o zobowiązania państwa i trzeci dobrowolny filar, oparty na inwestowaniu w aktywa mają jedną cechę wspólną i jest to cecha bardzo ważna. Końcowe efekty, a więc de facto wysokość naszej emerytury będą i tu i tu zależeć od kondycji polskiej gospodarki. Waloryzacje w pierwszym filarze w ZUS zależą od płac i liczby zatrudnionych, czyli od tego co dzieje się na rynku pracy. Im więcej ludzi pracuje (tutaj widać jak bardzo przydają się w gospodarce legalnei zatrudnieni imigranci), im więcej zarabiają, tym lepiej. A jeśli płace zależą od wydajności pracy, to wynika też z tego, że nasze emerytury za pośrednictwem zależnej od rynku pracy waloryzacji będą zależeć od tego jak szybko nasze firmy będą się modernizować i stawać coraz bardziej wydajne.
Z drugiej strony efekty oszczędzania i inwestowania w aktywa na rynku kapitałowym w trzecim filarze będą zależeć od wycen tych firm. A te wyceny także powinny być powiązane z ich kondycją i wydajnością. Dobrze działająca gospodarka powinna składać się z przedsiębiorstw, które potrafią radzić sobie na tyle dobrze, aby jednocześnie móc zwiększać i wydajność – a przez to płace i zyski (pomimo rosnących kosztów wynagrodzeń) i inwestycje (czyli także liczbę zatrudnionych). Wtedy nawet jeśli nie lubimy ZUSu i jesteśmy pełni obaw, nasze emerytury będą większe, niezależnie od tego na który filar spojrzymy. Jeśli natomiast gospodarka nam, wtedy nasze emerytury również zmarnieją niezależnie od tego, czy obstawimy bardziej rynek kapitałowy (III filar), czy pozostaniemy przy rynku pracy (I filar). W recesji i tu i tu będzie nieciekawie.
Na razie jednak recesji nie ma, a za to mamy największą od dziesięciu lat waloryzację w pierwszym filarze. Warto się tym trochę pocieszyć.