Polskie lasy idą pod topór, Chiny biorą każdą ilość drewna. Ceny oszalały, rośnie bańka spekulacyjna
Wszyscy zdają sobie sprawę, że to bańka, która w każdej chwili może pęknąć. Mówię o tym od początku, odkąd zobaczyłem szalone wzrosty cen na aukcjach systemowych – mówi Bizblog.pl Rafał Szefler, dyrektor Polskiej Izby Gospodarczej Przemysłu Drzewnego.
Adam Sieńko, Bizblog.pl: Znajomy przedsiębiorca mówił mi, że kosztorysy rozpisuje na tydzień. Kiedyś termin ważności wynosił miesiąc, ale teraz boi się, że ceny drewna w międzyczasie wzrosną tak mocno, że robota przestanie mu się opłacać. Co się dzieje?
Rafał Szefler, PIGPD: Ja słyszałem nawet o kosztorysach rozpisywanych na konkretny dzień. Nie dziwię się zresztą, sam nie mam najmniejszego pojęcia, ile drewno będzie kosztowało za miesiąc.
Od dwóch miesięcy nie wychodzę z samochodu, jeżdżę po tartakach. Każdy z nich zamówień ma aż nadto. Wszyscy zdają sobie sprawę, że to bańka, która w każdej chwili może pęknąć. Mówię o tym od początku, odkąd zobaczyłem szalone wzrosty cen na aukcjach systemowych. Mamy do czynienia ze spekulacją.
Brzmi jakby ktoś kupował drewno, by za chwilę sprzedać z zyskiem.
Na aukcjach systemowych w maju ceny windowały przede wszystkim korporacje z Zachodu oraz pośrednicy w handlu drewnem. Wiedzą, co dzieje się na rynku w USA, na którym wybuchło w ostatnim czasie istne szaleństwo. Niektóre z tych firm nie mają nawet w Polsce magazynu, w którym można by złożyć drewno. Wywożą je od razu do zakładów w Europie. żeby je przerobić i wysyłają kontenerami do Stanów Zjednoczonych.
Teraz gorączka chyba nieco osłabła.
Ceny tarcicy w USA rzeczywiście mocno spadły, ale to kontakty długoterminowe. W Polsce możemy to zauważyć dopiero za pół roku. Ale nie musimy.
Nie wybiegajmy aż tak daleko. Wolę ustalić, co dzieje się w tej chwili.
Kupując drewno, korporacje nie patrzą na cenę. Mogą poszaleć. Jeszcze pół roku temu nieprzetworzone drewno sosnowe kosztowało u nas 250 zł za msześc., teraz sięga 500-550 zł. Ale sosna może kosztować i tysiąc złotych. Dla korporacji to nie problem. Wiedzą, że tarcica przerabiana na deski sosnowe kosztuje za oceanem ok. 3,5 tys. zł.
Do tego dochodzi rynek chiński, który dzisiaj wchłonie każdą ilość drewna okrągłego. W Polsce działają pośrednicy, którzy skupują drewno od Lasów Państwowych wysyłają je przez port w Gdyni. Nikt nie może im tego zabronić.
Zaraz, czyli powstają firmy, których jedynym celem jest wygrać aukcję i sprzedać drewno Chińczykom?
Tak to działa. Znam też niestety tartaki, które wysyłały do Chin nadwyżki. Jak mówiłem, ceny w USA zaczynają spadać, ale popyt nakręca teraz zapotrzebowanie z Państwa Środka i rozwój budownictwa drewnianego w naszym kraju. Ludzie nie trzymają pieniędzy w bankach, budują domy, inwestują w dobra luksusowe.
Nas to cieszy i martwi jednocześnie. Znam tartaki które mają drewno do października. A co później?
No właśnie, co później?
Lasy Państwowe są monopolistą, choć twierdzą, że mają tylko pozycję dominująca. Sprzedają drewno w dwóch systemach. Pierwszy to system zamknięty, dla przedsiębiorców, którzy mają historię zakupu. Taki przedsiębiorca może kupić do 80 proc. swojej historii zakupów z ostatnich trzech lat.
20 proc. masy idzie na aukcje, na której może licytować każdy – nawet pan czy ja. Liczy się tylko cena, zwycięzca zgarnia wszystko.
Ktoś powie, że 20 proc. to mało. Ale jedna piąta z masy drewna średniowymiarowego to kilka milionów msześc. A za 4 mln msześc. kupionych na aukcji, zaopatrzy się około 100 średnich zakładów. Ale mogą się nie zaopatrzyć, bo znów drewno sprzed nosa zgarnie im kto inny.
Jeden z właścicieli tartaków mówił, ze w majowej akcji ceny były wywindowane o ponad 100 proc. względem ostatniej aukcji. Tartaki zostały bez surowca. Nie wiadomo nawet, kto go kupił.
Cały przetarg jest utajniony do ostatniej chwili. Cała zabawa zaczyna się na godzinę przed zakończeniem. Nikt nie pokazuje swojej prawdziwej nazwy. Mamy tylko oznaczenia „Oferta 1”, „Oferta 2” itd.
Załóżmy, że chcę kupić 10 tys. msześc. Jeżeli nie trafię z ceną, to będzie redukcja i dostanę połowę tego.
Chyba że mówimy o aukcjach otwartych dla wszystkich. Tam pulę zgarnia ktoś z wypchanym portfelem?
Jedna z korporacji w maju brała wszystko jak leci. To oczywiście tylko moje podejrzenia, ale gdy pojawiała się oferta na 1700 msześc., czyli skład całopociągowy, w ostatniej chwili pojawiał się ktoś z gigantycznym przebiciem. Za drewno sosnowe zapłacono 900 zł. Gdyby zrobił to polski przedsiębiorca, tarcica musiałaby kosztować kilka tysięcy złotych.
Niewiele mi to mówi. Wolę usłyszeć, o ile zdrożeją panele podłogowe.
Trudno powiedzieć. Ale weźmy popularną dzisiaj więźbę dachową. Kilka miesięcy temu kosztowała 800 zł. Przy obecnych cenach drewna, przeliczając koszty produkcji, doliczając marże, potrafi dochodzić do 1800 zł. To wariactwo. A przecież na dach potrzebujemy często kilkudziesięciu metrów. Nikt rozsądnych takich cen nie chce. Tyle, że drewna nie da się kupić taniej.
Ale w grudniu ceny były niższe. Co z drewnem kupionym na poprzedniej aukcji?
To prawda, ale ceny odczynników do impregnacji drewna wzrosły o 100 proc. Firmy meblowe kupują płyty drewnopodobne 200 proc. drożej. W górę poszło paliwo.
Lasy Państwowe to obchodzi?
Rozmawiamy, prosimy dyrekcję generalną Lasów Państwowych o interwencję. Rumunia się nie patyczkowała. Od 1 stycznia zamknęła rynek drewna spoza Unii Europejskiej. Złamanie zakazu grozi więzieniem do 3 lat. Chodzi im o to, by dać pracę miejscowym przedsiębiorcom. Drewno jest sprzedawane do tartaku, on je przerabia, a na eksport może je przeznaczyć na przykład firma meblarska, która ma już gotowy produkt. Państwo nakłada VAT, każdy jest zadowolony.
Nawet Rosja zaczęła drżeć o swoje, wydawałoby się nieprzebrane, syberyjskie lasy.
Rosjanie wprowadzają zakaz od początku 2021 r w obawie przed Chinami. Ich południowi sąsiedzi trzebią Syberię jak USA Puszczę Amazońską. Rosjanie chcą też wprowadzić kontyngenty na wyroby gotowe. To będzie taki drzewny Gazprom. Chcesz kupić tarcicę? Proszę bardzo, mamy 10 tys. msześc. I licytacja, kto da więcej.
Regulację od 9 lipca wprowadzili też Węgrzy. Ujęli to w przepisach jako „przepływ towarów budowlanych”. W Ukrainie podobne przepisy obowiązują od lat. Zakaz wywozu drewna dębowego połączony z rosnącym popytem na nie na rynkach światowych sprawił, że Ukraińcy jeżdżą po dęby do nas. Bo jest taniej. Oligarchowie dają lepsze ceny, mogą bez problemu przebić polskich przedsiębiorców.
Mamy nad tym jakąkolwiek kontrolę?
Ministerstwo Klimatu i Środowiska przyznało, że z Polski wyjeżdża 10 proc. drewna nieprzetworzonego. To oficjalne dane, ale w rzeczywistości może być więcej. Drewno wyjeżdża na stawce 0 proc. Skarb Państwa nic z tego nie ma. Na razie brakuje jednak woli do szybkich i stanowczych działań. A przecież mleko się rozlało, czas na analizy się skończył. Potrzebujemy natychmiastowych działań.
I będzie lać się dalej, bo import drewna przez Chiny jest nakręcany przez politykę zwiększania lesistości.
Kilka lat temu Chińczycy budowali potężne zakłady, eksploatowali dobra naturalne w sposób kompletnie niekontrolowany. Dzisiaj kraj jest zalesiony w ok. 18 proc. Wycięli wszystko w pień, mają głównie młode nasadzenia. To praktycznie kraj pustynny. Przynajmniej przez kilka najbliższych lat będą szukać drewna gdzie tylko się da.
Stąd taki apel, jak Francuskiej Narodowej Federacji Drzewnej o zakazie eksportu drewna okrągłego z Unii Europejskiej?
Do akcji włączyły się prawie wszystkie państwa w Europie. W Polsce zebraliśmy ponad tysiąc podpisów. Apel podpisują nie tylko właściciele firm meblowych czy tartaków, ale też firmy potrzebujące palet, które wcześniej kosztowały 25 zł, a teraz sprzedaje się je po 80 zł. Rosnące koszty drewna biją we wszystkich.
To może sprowadźmy je z zagranicy?
Jeszcze rok temu tak robiliśmy. Drewno z Czech i Słowacji było o 30 proc tańsze od naszego. Lasy w Beskidach i słowackich Bieszczadach zostały zaatakowane przez kornika. Proszę przyjechać. Zobaczy pan suche drewno świerkowe, które trzeba natychmiast wyciąć. Chociaż nie wszystko, bo część martwego drewna powinna zostać w lesie.
Ale to już się skończyło. Import przestał się opłacać.
Lasy Państwowe w 2020 r. wypracowały jeden z najwyższych zysków w historii, chociaż sprzedały mniej drewna niż wcześniej. Może powinny zrezygnować z części zysku, by zadbać o dostępność surowca w Polsce?
Wtedy ceny też były zwariowane. Zysk sięgnął 0,5 mld zł. Niejedna korporacja by pozazdrościła. Lasy Państwowe twierdzą, że nie pracują dla zysku. Skąd więc te ceny? Same zresztą nakręcają bańkę, ustalając cenę wyjściową na 300 zł, gdy jeszcze pół roku temu te same drewno kosztowało 250 zł.
Zarobione pieniądze mógłby trafić do Skarbu Państwa. Zamiast tego idą na wiele niepotrzebnych inwestycji.
A co z firmami, które spekulują?
Lasy Państwowe mówią, że nie mogą ingerować w to, co przedsiębiorcy robią z drewnem. To prawda. Mówią też, że nie sprzedają go za granicę. I tu już się z tą prawdą mijają. Od lat prosimy Lasy Państwowe o takie zasady sprzedaży drewna, które utrudnią wywóz drewna z Polski.
Literalnie rzecz biorąc nie. Drewno idzie do spółki, a dopiero spółka sprzedaje za granicę.
Mamy w kraju ponad 30 firm, które działają według tego modelu. Na jednym ze spotkań Lasy Państwowe pokazały nam to na prezentacji. Zrobiłem printscreen, prezentacja szybko zniknęła z sieci. LP mają świadomość, że drewno jest wywożone. Nie robią jednak nic, żeby ograniczyć ten proceder.
Branża może liczyć na dialog z Lasami Państwowymi?
Chce wierzyć, że ten dialog ruszy. Na razie nie wygląda to tak, jakbyśmy sobie tego życzyli. Brakuje konsultacji, regularnych spotkań. Potrzebujemy też rozmów w dyrekcjach regionalnych, bo kto lepiej zna klienta niż miejscowy nadleśniczy? Oni wiedzą kto kupuje, kto przerabia, a kto tylko handluje. Mogą wystawić spekulujące firmy na talerzu.
Tak się jednak nie dzieje. Efekty są takie, że jedna z większych firm w Polsce ma siedzibę koło Olsztynka, a drewna dębowego szuka w promieniu 300-400 km. Bo przychodzi pośrednik, przebija ją i zgarnia masę.
Zapytam wprost: branży grożą w najbliższym czasie bankructwa?
Nie chce straszyć i mówić, ze będziemy masowo bankrutować, ale za chwile mamy koniec roku i zaczynamy aukcje na przyszły rok. Jeżeli polski rząd nie wprowadzi ograniczeń w handlu drewnem, to w ciągu pół roku polski przemysł drzewny będzie miał poważne problemy. Świat jest zwariowany i musimy zrobić wszystko, by perturbacje na rynkach światowych miały jak najmniejszy wpływ na to, co dzieje się w Polsce. Chrońmy nasz rynek i naszych przedsiębiorców.