Od tego jest bank centralny, żeby w razie potrzeby podnosił stopy procentowe. A wysokie stopy są właśnie po to, żeby raty rosły i żeby konsumenci mniej wydawali na bzdury. Żądanie od banku centralnego, żeby teraz pokrywał konsumentowi koszty wyższej raty to takie wariactwo, że już nic mnie nie zdziwi. Szczególnie, że to nie NBP na wysokich stopach zarabia.
Kredytobiorcy, którzy się wściekli z powodu rosnących rat kredytów hipotecznych i próbują w sądach udowadniać nieważność ich umowy z bankiem, to już nie pierwszyzna, choć nadal nie jest to jakieś masowe zjawisko.
Ale fikanie do NBP zamiast do banku i do tego żądanie, żeby bank centralny zwrócił kredytobiorcy różnicę w racie, która spowodowana została falą podwyżkę stóp procentowych, to ewenement.
Bo ktoś tu chyba nie rozumie, jakie uprawnienia mają banki centralne, od czego są i jaka jest ich rola. Oczywiście wszystko sprowadza się do czepiania się szczegółów, ale tym razem kredytobiorca, który przy okazji zna się na prawie z racji wykonywanego zawodu, grubo przegina, próbując zaprzeczyć podstawowym mechanizmom świata finansów i polityki monetarnej.
Drastyczne podwyżki stóp procentowych bez analizy skutków
Na czym polega owe szaleństwo? Owym złotówkowiczem jest radca Grzegorz Bebłowski, który wykorzystując swoją znajomość prawa, wzywa NBP do naprawienia szkody, jakiej doznał, czyli do zwrotu pieniędzy, które stanowią różnicę pomiędzy wysokością raty jego kredytu w momencie, kiedy podpisywał umowę a obecną wysokością tej raty.
Powód? Mecenas uważa, że ustawa o Narodowym Banku Polskim wskazuje, że obowiązkiem RPP było określenie, w jakim tempie inflacja powinna w Polsce wracać do celu, a przy okazji uwzględnienie i dokładne wyliczenie kosztów dla stabilności ekonomicznej i finansowej. Szczególnie że podwyżki stóp, które mają okiełznać inflację, były szybkie, nieco niespodziewane i „drastyczne”, a zdaniem prawnika NBP nie dokonał pogłębionej analizy ekonomicznych skutków tej swoich decyzji. To właśnie domniemany brak tej analizy to naruszenie przepisów przez NBP i podstawa prawna do roszczeń wobec NBP.
Żeby była jasność – NBP tworzy takie analizy, a są nimi przede wszystkim projekcje inflacji, które przecież uwzględniają efekt podwyżki stóp, a to główny cel banku centralnego. Panu mecenasowi zapewne chodzi więc o skutki decyzji NBP dla wysokości jego raty kredytu.
Bank się na mnie obławia, choć WIBOR mu wcale nie potrzebny
Ale to nie koniec. Mecenasowi nie podoba się WIBOR, który w uproszczeniu, jest kosztem pieniądza dla banku. Tylko że prawnik wskazuje, że może i taki byłby koszt pozyskania kapitału przez jego bank, by udzielić mu kredytu, gdyby bank w tym celu rzeczywiście musiał pożyczać pieniądze od innego banku. A według mecenasa nie musiał tego robić. Skąd to wie?
Och, to bawi mnie najbardziej. Otóż mecenas Bebłowski po prostu zapytał swój bank o to, czy pożyczył od kogoś pieniądze, żeby udzielić mu kredytu. Bank mu nie odpowiedział w wyznaczonym terminie, więc klient uznał to za odpowiedź, że nie, bank takiej pożyczki nie zaciągnął. Co to oznacza? Że osiągnął zysk na skutek podniesienia stóp procentowych, bo raty rosły, a koszty banku wcale nie.
Temu rozumowaniu na pozór nie można odmówić logiki, widać to zresztą bardzo wyraźnie w raportach banków, bo w pierwszym półroczu tego roku banki wykazały gigantyczny zysk netto w wysokości 11,6 mld zł, a to aż 89,5 proc. więcej niż w analogicznym okresie rok wcześniej. I żadną tajemnicą nie jest, że odpowiada za to właśnie głównie nadzwyczajny wynik odsetkowy, a mówiąc po ludzku – zysk z rosnących stóp procentowych, które przekładają się na oprocentowanie naszych kredytów.
Ale ciągle zachodzę w głowę, dlaczego mecenas chce pieniędzy od NBP, a nie od swojego banku, skoro to jego bank, a nie NBP zgarniał te ponadnormatywne zyski.
Nikt nie wierzy w wygraną z NBP. A zatem to zwykły lans
Oczywiście rozumiem, że banki te zyski generowały wyłącznie dzięki decyzjom RPP, a więc „szkoda” mecenasa jest winą RPP i NBP i to od nich domaga się zadośćuczynienia. Ale cała ta akcja wygląda na mocno dętą, bo żaden ekonomista nie podważa tego, że podwyżki stóp były potrzebne, a inne kraje, choćby sąsiedzkie, podnosiły stopy równie mocno i gwałtownie. A nawet mocniej. I że było to konieczne.
Mecenas na razie jeszcze polskiego banku centralnego nie pozywa, na razie mówi: oddajcie mi moje pieniądze. A jak nie naprawicie mojej szkody, wtedy was pozwę.
Szczerze? To wygląda na jakieś dziwne przedstawienie, bo w powodzenie tej akcji nikt nie wierzy, również prawnicy, którzy zajmują się sprawami złotówkowiczów, próbujących unieważnić umowy kredytowe.
Czy naprawdę ktokolwiek poważny mógłby uznać, że bank centralny powinien brać pod uwagę wyłącznie wpływ swoich decyzji na ratę kredytu hipotecznego Kowalskiego? Nie! Głównym ustawowym celem NBP jest walka z inflacją. I gdyby tego bank nie dopilnował, wtedy dopiero złamałby prawo! Bo okiełznanie inflacji jest w interesie wszystkich członków społeczeństwa, w niskie raty kredytów hipotecznych są wyłącznie z interesie tylko jego najbogatszych członków.
To prawda, banki od lat przyzwyczaiły się do tego, że mogą klientów robić w balona, a ci nawet nie pisną, bo uważają, że tak po prostu musi być. Ale teraz wajcha przeskoczyła i to klienci banków najwyraźniej puścili się barierki i zaczynają odlatywać.