Przyznam, że pewien czas temu zastanawiałem się, dlaczego Polacy tak bardzo interesują się tym, co grozi za zrobienie w konia kasy samoobsługowej. Czyżbyśmy odkryli jako naród prostą receptę na drożyznę z sklepach? Że jak kasjer nie patrzy, to już wolno?
Myślę, że nic z tych rzeczy. Oświecił mnie tekst Adasia Bednarka traktujący o przypadkowych kradzieżach w kasach automatycznych. Okazało się, że na policję trafiają zgłoszenia, które dotyczą sytuacji, gdy klient przyłożył kartę do terminalu, a następnie wyszedł, zapominając wpisać PIN-u. Media rozpisują się też o historiach z pomyłkami przy oznaczaniu owoców, warzyw czy rodzajów bułek. Obstawiam, że niejeden facet machnął się kiedyś, bo w pośpiechu chwycił za cukinię zamiast ogórka.
W zwykłej kasie nie rodzi to żadnych konsekwencji. No, może co najwyżej najemy się wstydu, pytając, dlaczego te ogórki takie drogie. W kasie samoobsługowej kasjer nas już nie skoryguje. A przynajmniej nie przed finalizacją transakcji. Poprawić nas może za to ochroniarz i wtedy robi się już nieprzyjemnie. Właśnie dlatego pytanie, czy brak zapłaty w kasie samoobsługowej to oszustwo, czy kradzież, urasta do rangi problemu – hmm – cywilizacyjnego…
Kasa samoobsługowa - oszustwo czy kradzież?
Głos w tej sprawie zabrał nawet resort sprawiedliwości, który został wywołany do odpowiedzi przez interpelację posła Jarosława Sachajki. Poseł przywoływał słynny wyrok Sądu Okręgowego w Zielonej Górze. Sprawa dotyczyła mężczyzny, który na kasie automatycznej nabił kod kreskowy perfum o wartości 12.99. W rzeczywistości flakonik był wart na 139,99. W tym wypadku trudno było mówić o przypadku – oskarżony przykleił kod z innego opakowania, chcąc wprowadzić w błąd automat. Sąd uznał jednak, że nie może być mowy o kradzieży.
Zdaniem posła Sachajki taki tok rozumienia jest niesprawiedliwy, bo osoba dokonująca zakupów w normalnej kasie i kasie samoobsługowej są traktowane w różny sposób. Pomimo że mogą robić zakupy w tym samym sklepie! Padło w związku z tym pytanie, czy nie należy znowelizować kodeksu karnego.
Odpowiedź Ministerstwa Sprawiedliwości
Tl;dr: Nie.
Sekretarz stanu Marcin Warchoł napisał w odpowiedzi, że oszustwo nie musi oznaczać, że sprawca wprowadza poszkodowanego w błąd.
To nie koniec. Wiceminister zauważył, że choć podmienianie etykiet przy kasie jest działaniem niegodziwym, to możliwy jest też pogląd, że „tego rodzaju postawa nie wyczerpuje wszystkich ustawowych znamion przestępstwa oszustwa. W zachowaniu takiego sprawcy brak bowiem elementu wprowadzenia w błąd innej osoby”.
Jeszcze bardziej zagmatwanie robi się, gdy kasjer asystuje nam w robieniu zakupów. Zdarza się przecież, że pracownik sklepu podchodzi do zawieszonej kasy albo odblokowuje ją po zeskanowaniu alkoholu. W takiej sytuacji trudno już powiedzieć, że zakupy zostały zrobione bez czynnika ludzkiego pod drugiej stronie.
Wniosek? Sklepy wciąż nie wiedzą, na czym stoją. Prawo będzie wykuwać się w praktyce, co tak naprawdę nie jest komfortowe ani dla klientów, ani dla sieci handlowych. A warto zaznaczyć na koniec, że różnica między oszustwem a kradzieżą daleko wykracza poza semantykę. Przykład? Pan, którego sprawę analizował sąd początkowo był zagrożony karą do 8 lat pozbawienia wolności. Po zmianie kwalifikacji dostał 1500 zł grzywny.