Ta promocja to skandal. Biedronka zakpiła z Polaków, nic dziwnego, że ta akcja ma tak smutny finał
Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów przycisnął Biedronkę za podłączenie się pod tarczę antyinflacyjną wprowadzoną przez rząd. Niestety przygotowaną na kolanie promocją sieć strzeliła sobie w stopę, bo teraz grozi jej potężna kara finansowa, sięgająca 10 proc. rocznego obrotu. To już kolejna akcja Biedronki, o którą UOKiK ma pretensje.
UOKiK zarzuca Biedronce, że hasło reklamujące promocję wprowadzało klientów w błąd. Na dodatek regulamin był tylko dostępny w internecie, a klienci nie mogli znaleźć żadnych informacji w sklepach. Dochodziło do tego, że kiedy upierali się, że chcą dostać zasady promocji do wglądu, pracownicy drukowali im informacje zamieszczone w sieci.
Szef urzędu postawił spółce Jeronimo Martins Polska trzy zarzuty dotyczące praktyk, które naruszają zbiorowe interesy konsumentów. Maksymalna kara to w tym wypadku 10 proc. obrotów z roku poprzedzającego udowodniony proceder. W tym wypadku wchodziłoby więc 1,45 mld euro, bo w naszym kraju przychody sieci w 2021 r. wyniosły 14,5 mld euro.
UOKiK: Biedronka nie udostępniła regulaminów w sklepie
Ogólnopolska promocja Tarcza Biedronki Antyinflacyjna trwała od 12 kwietnia do 30 czerwca. Prezes UOKiK wszczął w tej sprawie postępowanie wyjaśniające już 26 kwietnia.
Urząd podkreśla, że jeśli już klienci do dotarli do zasad promocji, to okazywało się, że wbrew temu, co obiecywało hasło reklamowe, nie wystarczyło znaleźć tańszy produkt w innym sklepie, żeby otrzymać zwrot.
Promocja w Biedronce: siedem dni kluczowym terminem
Na przykład zakupów należało dokonać w tym samym tygodniu, liczonym od poniedziałku do niedzieli, klienci musieli również zrobić zdjęcia porównywanego produktu wraz z etykietą ze składem i zachować nienaruszone paragony bądź faktury.
Następnie mieli siedem dni od zakupów na przesłanie zgłoszenia drogą elektroniczną. Po jego przyjęciu dostawali numer zgłoszenia i zobowiązani byli do wysyłki pocztą tradycyjną oryginałów dowodów zakupu i zdjęć w terminie kolejnych siedmiu dni. Oczywiście na własny koszt,
No i najlepsze na koniec. Jeśli ktoś uparł się i przebrnął przez te wszystkie warunki, to wcale nie dostawał zwrotu różnicy cen w formie pieniężnej do dowolnego wykorzystania, tylko e-kod o wartości zgłaszanej różnicy w cenie. Można go było wykorzystać w ciągu – a jakże inaczej – siedmiu dni od jego otrzymania.