Pogrążony od dłuższego czasu w kryzysie finansowym duński producent luksusowego sprzętu audio i wideo miał już wyjść na prostą, ale wpadł w jeszcze głębszy dołek. Firmie coraz trudniej przekonać konsumentów, że za cenami z sufitu kryje się coś więcej niż oryginalny wygląd. Optymizmu jednak nie traci.
"Nasze wyniki finansowe w tym roku wyraźnie nie są satysfakcjonujące i jesteśmy bardzo rozczarowani" - nie owija w bawełnę Henrik Clausen, prezes B&O. W opublikowanym w poniedziałek raporcie finansowym firmy wyjaśnia, że szczególnie słabo wypadła sprzedaż telewizorów.
W zakończonym 31 maja roku podatkowym Bang & Olufsen zanotował spadek przychodów o 14 proc., a spodziewał się, że będzie to tylko 10 proc. Także inne parametry finansowe firmy wypadły poniżej oczekiwań. Tylko w tym roku wartość giełdowa spółki spadła o przeszło 40 proc.
Duńska marka jest często wskazywana jako doskonałe połączenie awangardowego designu z równie zaawansowaną technologią, ale weryfikacja rynkowa tej tezy nie wypada dla B&O najlepiej.
Dobrym przykładem jest kosztujący ponad 50 tys. zł 55-calowy telewizor BeoVision Eclipse. Owszem, ma zaawansowany ekran 4K HDR OLED, wbudowane głośniki wysokiej jakości i typowe dla marki wzornictwo, ale to wszystko nawet za 10-krotność sprzętu popularnej marki.
Firma zmaga się także z niezadowoleniem klientów z jakość swoich produktów. Wystarczy rzut oka na profil Bang & Olufsen na Twitterze. Sekcja "Tweety i odpowiedzi" to jedna wielka lista przeprosin i tłumaczeń.
Henrik Clausen mimo to jest przekonany, że firma powróci do rentownego wzrostu już w rozpoczętym właśnie roku podatkowym. Zapewnia, że choć wyniki finansowe nie są dobre, firma przeszła zmiany, które pozwolą jej na wyjście na prostą.
"Wprowadziliśmy wiele innowacyjnych produktów w ostatnich latach, wprowadziliśmy bardziej elastyczny, prostszy model biznesowy, a także wzmocniliśmy nasze kompetencje cyfrowe" - zapewnia szef duńskiej firmy.