Alarm dla Półwyspu Helskiego. Wyjaśniamy, co się stało
O tym, że na polach kempingowych na Półwyspie Helskim nielegalnie poszerzono plaże, niszcząc przy tym siedliska chronionych roślin i zwierząt, wiadomo od ponad dekady. Najnowsza kontrola NIK potwierdza, że cenny teren nadal nie jest skutecznie chroniony, najbardziej zagraża mu człowiek, a urzędnicy cały czas zawodzą.
Kempingi we Władysławowie, Chałupach, Jastarni i Helu to intratny interes. Do ustawienia przyczepy w pierwszej lub drugiej linii brzegowej najpopularniejszych pól niezmiennie zgłaszają się kolejki oczekujących. A ci, którzy jakimś cudem dorwą atrakcyjne miejsce z widokiem na zatokę – zwykle już z niego nie rezygnują.
Nie ma szans, proszę zadzwonić w przyszłym roku. Rotacja jest bardzo mała. Może za 2-3 lata się pani uda. Wynajmujący nie rezygnują, ale czasem zdarzają się wypadki losowe i ktoś rezygnuje z miejsca. Trzeba cierpliwości – mówi nam właściciel jednego z kempingów
Na nieco mniej popularnym polu słyszymy, że miejsce na ten sezon się znajdzie. Za parkowanie w drugiej linii brzegowej od maja do września trzeba zapłacić ponad 20 tys., zł brutto, w pierwszej – 31 tys. zł. Cały kemping mieści ok. 100 przyczep, wolnych miejsc jest już zaledwie kilka.
Mierzei Helskiej najbardziej zagraża człowiek
Otoczony z jednej strony wodami otwartego morza, a z drugiej wodami Zatoki Puckiej Półwysep Helski to latem magnes na turystów. Choć jest obszarem o szczególnych walorach krajobrazowych i przyrodniczych - niszczony był latami.
Już dziesięć lat temu kontrola NIK obejmująca okres od 2011 do 2013 r. wykazała, że właściciele kempingów, które jak grzyby po deszczu zaczęły wyrastać na półwyspie, samowolnie poszerzali plaże. Skutki dla środowiska były dramatyczne. Linia brzegowa przesunięta w głąb morza nawet do 60 m, zniszczone chronione siedliska, zdewastowane trzcinowiska i wydmy – które chronią brzegi morskie przed erozją i powodziami.
Teraz kontrolerzy NIK wrócili do sprawy i zbadali, czy urzędnicy zapewnili skuteczną ochronę brzegów morskich na Półwyspie Helskim w latach 2020-2023. Wnioski są zasmucające. Podobnie jak w 2013 r. - i ta kontrola wykazała, że przybyło ok. 6 ha lądu, na których zlokalizowano m.in. przyczepy kempingowe.
Nie zapewniono skutecznej ochrony brzegu morskiego Półwyspu Helskiego przed nieuprawnioną działalnością człowieka. Skontrolowane organy administracji rządowej i samorządowej nie wykorzystały w wystarczającym stopniu przysługujących im uprawnień dotyczących nadzoru i kontroli – wskazuje Izba.
Urzędnikom oberwało się też za to, że dopuścili do nieuprawnionego nawiezienia i nasypania ziemi, w tym na brzeg morski na ośmiu polach kempingowych. Dopuścili też do budowy w pasie technicznym, w tym na polach kempingowych m.in. szkół sportów wodnych, obiektów handlowych i usługowych w miejscach do tego nieprzeznaczonych, na terenie niezgłoszonym do ewidencji.
Więcej wiadomości o ekologii można przeczytać poniżej:
Owszem, pracownicy Urzędu Morskiego w Gdyni, prowadzili kontrole. Ale nie wszczęli postępowań, które pozwoliłyby na wymierzenia administracyjnej kary tym którzy samowolnie nasypywali piasek na terenie pół kempingowych Półwyspu Helskiego. Działania Urzędu Morskiego w Gdyni ograniczyły się do wysyłania pism do właścicieli czterech pól kempingowych.
Tym samym nie egzekwowano uprawnień właścicielskich Skarbu Państwa do tych terenów i nie korzystano z ochrony prawnej przysługującego Urzędowi Morskiemu w Gdyni trwałego zarządu tymi gruntami – wskazuje NIK.
Zbrodnia przeciwko środowisku
Dlaczego ochrona tych terenów jest taka ważna? – pytam prof. Jan Marcina Węsławskiego, biologa morza, dyrektorem Instytutu Oceanologii Polskiej Akademii Nauk w Sopocie.
Morskie trzcinowiska – to bardzo rzadkie w Polsce środowisko – bo nie mamy morskich siedlisk z trzcinami, inne są nad Zalewem Wiślanym i Odrzańskim. Takie słone trzcinowiska są ważne dla wielu gatunków ryb – okoni, płoci, z trudem odtworzonego w Zatoce szczupaka i całej masy drobnych zwierząt – tłumaczy ekspert.
Jak podkreśla, niszczenie takiego pasa trzcin, który dodatkowo jeszcze chroni brzeg przez erozją i wywiewaniem piasku, to nie tylko głupota, ale też zbrodnia przeciw środowisku.
Zrobili to chciwi ludzie, chcący dla zysku powiększyć powierzchnię dla przyczep kempingowych – mówi prof. Węsławski.
Ekolog przyznaje, że wiele siedlisk morskich regeneruje się szybko, ale te, które są zbudowane z wieloletnich gatunków, jak trzciny albo morszczyn czy widlik, są bardzo wrażliwe na mechaniczne zniszczenie. Miną lata zanim się odbudują.
Sypanie piasku na plaże jako „ochrona brzegu” jest niepotrzebną ingerencją w siły natury, ale nie szkodzi na dłuższą metę – tłumaczy prof. Węsławski. Co innego wyrywanie trzcin, to niszczy bezpowrotnie całe zbiorowisko wielu gatunków. Gorsze jest tylko betonowanie – zauważa.