Rzeź niewiniątek. Oto totalne przegrywy na rynku pracy. Wkrótce ich kariera definitywnie się zakończy
Polski rynek pracy jest w formie niemal najlepszej na świecie, a na pewno w Europie – wynika z raportu Międzynarodowej Organizacji Pracy. Ale na popandemiczną odbudowę nakładają się procesy negatywnie oddziaływające na poszczególne branże, a właściwie na jej pracowników. Patrząc w szerokiej perspektywie wyraźnie widać, że o swoje stanowiska pracy powinni bać się nie tylko górnicy, ale też pracownicy sektora finansowego i obsługi rynku nieruchomości.
Zacznijmy od dobrych wieści, które na bazie danych Międzynarodowej Organizacji Pracy przyniósł właśnie Polski Instytut Ekonomiczny. PIE zauważa, że Polska jest na 1. miejscu w Unii Europejskiej i 2. na świecie pod względem skali odbudowy rynku pracy w czasie COVID-19.
O ile w 2020 r. z powodu pandemii liczba przepracowanych godzin pracy spadła na całym świecie o 8,9 proc. r./r., o tyle w Polsce jedynie o 2,1 proc. i to najlepszy w całej Unii Europejskiej i trzeci najlepszy w skali całego świata.
Andrzej Kubisiak, zastępca dyrektora Polskiego Instytutu Ekonomicznego podkreśla, że według najnowszej prognozy MOP, na koniec tego roku w Polsce liczba przepracowanych godzin pracy ma zwiększyć się o 2,4 proc., a poza Polską jedynie dwa kraje UE – Chorwacja i Słowenia – mają odnotować pozytywny bilans przepracowanych godzin pracy w porównaniu do okresu sprzed pandemii.
I to perspektywa pandemiczna. Ale mamy jeszcze inną jak choćby cyfryzacja czy dekarbonizacja gospodarki, które są trendami bardziej długookresowymi niż sama pandemia. I one sporo mieszają na rynku pracy, sprawiając, że nie w każdej branży pracownicy mogą spać spokojnie.
Gdzie jest najwięcej zwolnień?
Dobrze pokazują to dane GUS, które zebrał PKO Research.
Bo oczywiście pandemia spowodowała, że najbardziej w 2020 r. zmniejszyła się liczba pracowników w sektorze zakwaterowania i gastronomii, ale warto spojrzeć na te zmiany w szerszym kontekście, na przykład od 2016 r., jak zrobił to PKO Research. I wtedy okaże się, że zakwaterowanie i gastronomia są sektorami, które mocno zwiększają zatrudnienie. W dobrej sytuacji są również pracownicy sektora informacji i komunikacji, oczywiście budownictwa, transportu i usług.
W najgorszej sytuacji są natomiast nie pracownicy górnictwa i sektora wydobywczego – choć ci rownież – ale pracownicy sektora finansowego i ubezpieczeniowego. Pisałam o tym zresztą niedawno.
Instytut Badań Strukturalnych wyliczył, że w ciągu najbliższych dziesięciu lat zatrudnienie w górnictwie zmniejszy się o dwie trzecie w stosunku do 2019 r., a to by oznaczało zwolnienie prawie 55 tys. osób w ciągu dekady, średnio 5,5 tys. osób rocznie. Tymczasem w ostatnim roku zatrudnienie w samych bankach, nie licząc pozostałych instytucji finansowych ani ubezpieczeniowych, spadło o 9 tys. osób. To robi wrażenie.
Kto jeszcze długoterminowo powinien obawiać się o swoje miejsca pracy? Patrząc na ostatnie lata, zatrudnienie malało również w sektorze obsługi rynku nieruchomości. To także może zaskakiwać, biorąc pod uwagę ostatnio boom na mieszkania. Ale zakładam, że przyczyny są podobna jak w sektorze finansowym – cyfryzacja i automatyzacja.
Zajmujący się rolnictwem, leśnictwem, łowiectwem i rybactwem oraz wytwarzaniem i zaopatrywaniem nas w energię elektryczna i gaz też mieli w ostatnich latach pod górkę, bo w ich sektorach więcej zwalniano niż zatrudniano.
I te zmiany raczej będą przyspieszać niż zwalniać, więc chyba warto wziąć sobie do serca słowo „elastyczność”, bo minęły czasy, kiedy całe życie pracuje się w jednej firmie. Milenialsi czy kolejne pokolenia to wiedzą. Ale na rynku pracy jest nas zdecydowanie więcej.