REKLAMA

Zapaść demograficzna w Polsce się pogłębia. A może trzeba postawić na nieślubne dzieci?

Niech ktoś powie politykom rządzącej formacji, że dzieci nie biorą się z kapusty, a nadto takie kapusty nie są rozdawane przed ołtarzem (w mniej przyzwoitym scenariuszu w Urzędzie Stanu Cywilnego). Inaczej, jeśli w naszej konserwatywnej Polsce nie uznamy, że ok. 25 proc. dzieci rodzi się w związkach pozamałżeńskich i będziemy tę formę reprodukcji ignorować, albo wręcz tępić, to żaden kolejny instytut za miliony złotych rocznie nam nie pomoże.

dziecko-demografia
REKLAMA

Tak, ja o tym, że posłowie PiS złożyli w czwartek w Sejmie projekt ustawy powołujący Polski Instytut Rodziny i Demografii, którego roczny budżet miałby wynosić 30 mln zł.

REKLAMA

I nie byłoby w tym nic złego, że chcemy się zająć na poważnie demografią w Polsce, gdyby nie to, że mam niejasne poczucie, że z demografią ów twór nie będzie miał wiele wspólnego, z rodziną zaś aż za wiele. Nie, żebym miała coś przeciwko rodzinom, ale myślenie życzeniowe konserwatystów może wieźć nas na demograficzne manowce. Powód jest prosty.

To projekt oczekiwany przez wiele środowisk prorodzinnych, ale myślę, że jest to projekt ostatecznie ważny dla całego kraju

– mówił w czwartek podczas konferencji w Sejmie Bartłomiej Wróblewski z PiS o projekcie powołującym do życia Instytut Rodziny i Demografii.

Rodzina i demografia to są te dwie rzeczy, które powszechnie w Polsce uważamy za ważne, które są kluczowe dla rozwoju i przyszłości Polski

– dodał Wróblewski.

Rzecz w tym, że sklejanie rodziny i demografii może być niestety błędem. Bo w Polsce już dziś mniej więcej co czwarte dziecko rodzi się poza związkiem małżeńskim. Jak wynika z danych GUS, odsetek urodzeń pozamałżeńskich systematycznie i dość szybko rośnie. Na początku lat 90. było to ok. 6-7 proc., w 2000 r. – ok. 12 proc., a w 2019 r. – już ponad 25 proc. Odsetek dzieci urodzonych ze związków pozamałżeńskich w miastach wynosił w 2019 r. już nawet 29 proc., na wsi zaś jest nieco niższy - 21 proc.

 class="wp-image-1591810"
Źródło: GUS

Jeśli demografia jest dla nas naprawdę ważna, nie powinniśmy ignorować tego potencjału. A opowiadając historię o tym, że rodzina to mąż + żona + dopiero wtedy dzieci, dokładnie to robimy.

To widać również po rozwiązaniach Polskiego Ładu – rodzina ma większe preferencje niż związki nieformalne, małżonkowie mają większe korzyści podatkowe niż związki partnerskie. Ba! Związków partnerskich przecież w Polsce w ogóle nie mamy, wolimy udawać, że nie istnieją. Ale przecież dzieci urodzone w tych związkach jednak istnieją. I poprawiają nam wskaźniki demograficzne. Za jakiś czas wejdą na rynek pracy, będą odprowadzać składki zdrowotne, te emerytalne też.

Betonowe głowy niszczą nam populację

Tymczasem posłowie PiS wskazują na trzy fundamentu dla powołania nowego instytutu:

  • pierwszy to Konstytucja - poseł Wróblewski podkreślił, że przepisy Konstytucji mówią o szczególnej opiece państwa nad rodziną, macierzyństwem, rodzicielstwem, a także rodzicami i dziećmi;
  • drugim fundamentem jest utrzymujące się w Polsce przekonanie o wadze, jaką ma rodzina dla społeczeństwa i przyszłości Polski;
  • trzecim celem jest zapewnienie bezpieczeństwa demograficznego naszego kraju.

A nie dałoby się tak zostać tylko przy tym trzecim fundamencie? Tak technokratycznie, bez ideologizowania?

W uzasadnieniu projektu ustawy posłowie słusznie wskazują, że statystyki i prognozy dowodzą, że bezpieczeństwo demograficzne Polski jest poważnie zagrożone. Główny Urząd Statystyczny już w 2014 r. wskazywał, że w 2050 r. liczba ludności Polski (w porównaniu do 2013 r.) zmniejszy się o 12 proc., tj. o 4,55 mln, a w efekcie osoby powyżej 65 lat będą stanowić jedną trzecią wszystkich mieszkańców Polski.

 class="wp-image-1591807"
Źródło: GUS

Ja dorzucę jeszcze kilka liczb:

  • w 1980 roku współczynnik dzietności w Polsce wynosił 2,27, w 2018 roku wynosił już tylko 1,43 i obecnie jest mniej więcej na tym właśnie poziomie - jesteśmy bardzo daleko od zastępowalności pokoleń;
  • prognozy ZUS mówią, że do 2080 r. liczba osób w wieku produkcyjnym osiągnie ok. 14  mln, natomiast w wieku poprodukcyjnym przekroczy 15 mln;
  • eksperci Instytutu Emerytalnego szacują, że z powodów demograficznych już do 2038 r. z polskiego rynku pracy zniknie około 2,3 mln osób. Jak temu zapobiec? Wyrównując i podnosząc wiek emerytalny do 67 lat. W przypadku mężczyzn powinno to nastąpić już do 2025 r., a w przypadku kobiet do 2040 r., żebyśmy czuli się bezpieczniej. Ale o wieku emerytalnym oczywiście politycy nie chcą słyszeć.
  • według danych GUS w I kwartale 2021 r. wskaźnik zatrudnienia wynosił 47,5 proc. dla kobiet i 63,1 proc. dla mężczyzn - co z tego? Kobiety nie pracują, bo nie mają co zrobić z małymi dziećmi w domu. A jak pracują, to nie rodzą dzieci.

Tak, tym trzeba się pilnie zająć. Również tym, że nadal w bardzo wielu branżach luka płacowa pomiędzy kobietami a mężczyznami jest ogromna. W takim sektorze ubezpieczeń na przykład zarobki kobiet są o 30 proc. niższe niż mężczyzn, jak wynika z danych Eurostatu.

Mam poczucie, że betonowy konserwatysta powie: „i dobrze, jak kobiecie mniej będzie się opłacało pracować, to zostanie w domu i będzie rodzić”.

REKLAMA

A ja jednak mam poczucie, że kobieta będzie chętniej rodzić, kiedy będzie miała poczucie finansowego bezpieczeństwa, będzie wiedziała, że prawo pracy jest na tyle elastyczne, że po urlopie macierzyńskim będzie mogła bezpiecznie i wygodnie wrócić do pracy, nie koniecznie wybierając między pracą a dzieckiem. Między cnotami niewieścimi a samorealizacją.

Chcemy ratować gospodarkę, rynek pracy, system emerytalny? Zamknijmy ideologię w zakurzonej dawno szafie!

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA