REKLAMA

W Polsce nie ma węgla. W punktach odbioru pojawiły się za to sceny nieoglądane od czasów PRL-u

Indywidualni odbiorcy przestraszyli się nie na żarty kryzysu energetycznego i robią węglowe zapasy. W efekcie topnieją przykopalniane zwały, a cena jest na prostej wznoszącej. W polskich punktach odbioru organizowane są już komitety kolejkowe.

kopalnia-gornictwo-wegiel
REKLAMA

Okazuje się, że popandemiczny, globalny zryw gospodarczy to nie tylko zawyżone znowu emisje CO2. To także dawno niewidziane zawirowania na rynku węgla. Zainteresowanie surowcem jest tak ogromne, że nie tylko jego cena pobija kolejne rekordy, ale węgla po prostu też zaczyna już brakować. Można o tym bez problemu przekonać się na polskim podwórku. 

REKLAMA

„30 wybranych składów będzie dla Was otwarta również w sobotę w godzinach 8.00-16.00. Najbliższa sobotnia sprzedaż nastąpi 15 listopada. Lista składów już wkrótce” - informują składywęgla.pl w social mediach. Z kolei w Śląskich Składach Węgla słyszę, że u nich sprzedaż organizowana jest na bieżąco. Ale na to, że ktoś dostanie węgiel od ręki – nie ma obecnie żadnych szans. „Trzeba dzwonić i się pytać. W grę wchodzi co najmniej tydzień czekania. Tak jest na wszystkich składach. Nie ma po prostu węgla” - słyszę. 

Problem jest lokalny, ale przyczyny są globalne

- przekonuje w Trybunie Górniczej Łukasz Horbacz, prezes Izby Gospodarczej Sprzedawców Polskiego Węgla.

Limity na sprzedaż węgla wprowadziły nie tylko pojedyncze składy, ale też Polska Grupa Górnicza: od 3 do 5 ton dla jednego kontrahenta.

Po wyrzuceniu ekogroszku ma być jeszcze gorzej?

Niewykluczone, że obecnie perturbacje na rynku węgla wyhamują zmiany proponowane przez Ministerstwo Klimatu i Środowiska. Chodzi o nowe, ostrzejsze normy jakości paliw stałych, które mają wejść w życie w przyszłym roku. Przypomnijmy: ekogroszek w stanie roboczym nie będzie mógł mieć wyższej wilgotności niż 11 proc. Zawartość popiołu musi zmieścić się w przedziale od 2 do 7 proc., a wartość opałowa (w stanie suchym) ma być powyżej poziomu 28 MJ/kg. Z kolei poziom siarki w ekogroszku ma spaść z 1,7 do 1,2 proc. Producenci będą musieli się zatem nieźle napocić, bo obecny ekogroszek nijak ma się do tych kryteriów. Jego kaloryczność dzisiaj to średnio 24-26 MJ/kg, ale też nie brakuje partii z kalorycznością na poziomie 21 MJ/kg. 

Zdaniem ekspertów podejmowanie takich zmian obecnie może spowodować, że polskiego węgla będzie coraz mniej na rynku, na czym skwapliwie skorzystają importerzy. Prezes Izby Gospodarczej Sprzedawców Polskiego Węgla twierdzi, że podniesienie właśnie teraz parametrów siarki i wartości opałowej spowoduje, że „tego węgla na rynku będzie jeszcze mniej, a szczególnie tego rodzimego”.

Mała ilość węgla doprowadzi do wzrostu cen, a to przełoży się na wzrost ubóstwa energetycznego. Chyba nie w tę stronę powinno to wszystko zmierzać

– uważa Łukasz Horbacz.

Węgiel króluje z paru powodów

Obecna sytuacja na rynku węgla to wynik paru składających się na siebie elementów. Pierwszym z nich jest popandemiczny zryw gospodarczy, dzięki któremu świat miał szybko nadrobić straty wywołane COVID-19. Ale okazało się, że w dobie klimatycznego odsuwania paliw kopalnych na boczny tor – sami daliśmy sobie prztyczka w nos.

Odnawialne źródła energii bowiem nie mają jeszcze takiego potencjału i tego wyjątkowego zapotrzebowania energetycznego po prostu nie dały rady zabezpieczyć. Kolejnym wyborem był więc gaz, ale w przypadku tego surowca Rosja dobitnie pokazuje USA, Niemcom i wszystkim innym niedowiarkom, że dostawami tego surowca ciągle potrafi doskonale manipulować. Wystarczyło trochę przykręcenie kurka przez Gazprom, a już europejskie magazynu gazu zaczęły świecić pustkami. Cena podskoczyła nawet o kilkaset procent. W takiej sytuacji gospodarki zaczęły więc sięgać po węgiel. A tego zaczyna powoli brakować, także w Polsce.

Zapasy w odpowiedzi na kryzys energetyczny

Widać to dobrze chociażby na przykopalnianych zwałach. Jak pokazują dane think-tanku Instrat w sierpniu znajdowało się tam jeszcze 4,41 mln ton węgla. To zdecydowanie najmniej w tym roku. Jeszcze w styczniu 2021 r. było tam 6,18 mln ton węgla. Obecnie przy zwałach jest w okolicach 4 mln ton węgla. Ostatni raz takie poziomy widoczne były jeszcze przed pandemią koronawirusa, w czerwcu 2019 r. było 3,99 mln t, a w lipcu 2019 r. - 4,54 mln t. 

Łukasz Horbacz przekonuje, że dawniej w Polsce spalaliśmy, jak wykazywała to Agencja Rozwoju Przemysłu, ok. 12 mln t węgla rocznie. Teraz, w zależności od temperatur, ma to być w granicach 9-10 mln t. Ale w tym roku może być o kilkaset tysięcy ton więcej. Bo wystraszeni galopującymi tylko do przodu cenami węgla odbiorcy postanowili kupować go na zapas. To zaś może tylko dodatkowo nakręcić spiralę cenową. 

Będziemy mieli do czynienia z sytuacją jak na początku pandemii, gdy ludzie masowo kupowali papier toaletowy i wodę mineralną

– ostrzega Horbacz.
REKLAMA

Cena węgla, czyli rekord wszechczasów

Na polskim podwórku na razie jakichkolwiek zawirowań, jeżeli chodzi o cenę węgla kamiennego nie widać. Dane za sierpień mówią o 248,52 zł za tonę. To niewiele mniej niż np. w kwietniu ubiegłego roku, kiedy trzeba było zapłacić 263,94 zł. Warto zauważyć, że w portach ARA cena węgla 15 kwietnia 2020 r. szurała po dnie i wynosiła raptem 49,51 dol. Teraz jednak ta perspektywa cenowa wydaje się bardzo odległa. Obecnie cena węgla w portach ARA bije rekord za rekordem i na poniedziałek 22 października wynosiła 229,75 dol. za tonę węgla. Tak drogo nie było nigdy. Ostatni raz barierę 200 dolarów złamano 27 czerwca 2008 r. Wtedy tona węgla kosztowała 203,44 dol.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA