Rząd nie ma planu, tylko listę pobożnych życzeń. Z węglem pożegnamy się wcześniej, a atom może nigdy nie powstać
Zdaniem większości ekspertów od węgla odejdziemy wcześniej niż zakłada Polityka Energetyczna Polski do 2040 r. Istotną rolę w tej układance ma mieć gaz ziemny. Problem w tym, że ten plan może wziąć w łeb przez galopujące ceny emisji CO2.
Polski Instytut Ekonomiczny przepytał 27 ekspertów reprezentujących naukę, biznes, organizacje pozarządowe i administracji publicznej na temat odejścia od węgla i transformacji energetycznej w Polsce. Zdecydowana większość stwierdziła, że dekarbonizacja ma największe znaczenie. Tak uważa 93 proc. respondentów ankiety PIE.
Węgiel pożegnamy wcześniej, a z gazem ziemnym może być różnie
Zgodnie z dokumentem rządowym Polityka Energetyczna Polski do 2040 r. w dwie dekady udział węgla w miksie energetycznym z dzisiejszych 74 proc. ma spaść do 28 proc. lub niżej. Do 2030 r. ma nam się udać zredukować emisje gazów cieplarnianych o ok. 30 proc. Eksperci widzą to jednak nieco inaczej. Większość ankietowanych (37 proc.) uznała, że koniec wydobycia węgla kamiennego i brunatnego nastąpi przed 2040 r. Co czwarty (26 proc.) stwierdził, że stanie się to w latach 2041-2045. Tylko 4 proc. respondentów wskazało na datę po 2060 r. Nikt za to nie zaznaczył odpowiedzi „nigdy”.
Niespodziewanie większość ekspertów (52 proc.) stwierdziła, że gaz ziemny będzie miał duże znacznie w polskiej transformacji energetycznej. Widzą ten surowiec jako paliwo przejściowe, chociaż Bruksela patrzy na to nieco inaczej i chce traktować gaz ziemny jako paliwo kopalne. 26 proc. przepytanych przez PIE zauważa ten problem i utrzymuje, że przez rosnące ceny emisji CO2 „nigdy nie dojdzie do znaczącego wzrostu spalania gazu ziemnego w elektrowniach i elektrociepłowniach”. Nie licząc dwudniowej przerwy ETS-y pozostawały przez cały wrzesień na poziomie ponad 60 euro za emisję tony dwutlenku węgla.
Czy OZE załata węglową dziurę?
A co z OZE? Rządowy plan do 2040 r. zakłada, że w 2030 r. udział odnawialnych źródeł energii w polskim miksie energetycznym wyniesie 23 proc. Przy czym w energetyce ma to być co najmniej 32 proc., w ciepłownictwie – 28 proc. i w transporcie – 14 proc. A w 2040 r. ponad połowę mocy zainstalowanych mają stanowić źródła zeroemisyjne. Uczestnicy badania są bardziej ostrożni w swoich ocenach. Połowa z nich uważa, że udział źródeł odnawialnych w finalnym zużyciu energii brutto przekroczy 30 proc. najwcześniej w 2033 r. Ale optymistów jest ciągle więcej niż pesymistów. 30 proc. respondentów uznało, że cel OZE uda się Polsce osiągnąć przed 2030 r. a 11 proc. twierdzi, że stanie się to jednak dopiero po 2040 r.
Elektrownia atomowa w Polsce może nigdy nie powstać
Być może w takim razie energetycznym wsparcie po węglu będzie energetyka jądrowa? Biorąc pod uwagę ostatnie doniesienia o prywatnych inicjatywach zmierzających w kierunku budowy atomu - jest to jak najbardziej prawdopodobne. PEP2040 zakłada, że w 2033 r. w Polsce ma działać jeden blok elektrowni jądrowej o mocy ok. 1-1,6 GW. Jego budowa powinna rozpocząć się w 2026 r. W sumie, w odstępstwie kolejnych 2-3 lat, powstać ma sześć takich bloków. Zdaniem analityków to zdecydowanie zbyt optymistyczny harmonogram. Większość z nich (56 proc.) twierdzi, że pierwsza elektrownia jądrowa w Polsce będzie oddana do użytku nieco później: w latach 2036-2040. Niepokojące jest to, że co czwarty (26 proc.) uważa, że to nie nastąpi nigdy.
Elektromobilność to walka o czyste powietrze
Chociaż eksperci wskazują, że elektromobilność nie jest ściśle powiązana z transformacją energetyczną (bardziej z walką o czyste powietrze), to zauważają, że więcej e-aut na ulicach spowoduje większe zapotrzebowanie na moc i większe obciążenie systemu. Ich zdaniem udział e-samochodów w ogólnej liczbie aut w Polsce przekroczy 10 proc. najwcześniej w 2035 r. Tymczasem PEP2040 zakłada, że w miastach powyżej 100 tys. mieszkańców od 2025 r. wszystkie pojazdy komunikacji miejskiej będą zeroemisyjny. Od 2030 r. ma to dotyczyć wszystkich gmin.