Fanów węgla trafi szlag. Tak Polska żegna czarne błoto. Oj, sorki, złoto
Tu wcale nie chodzi o sympatię czy antypatię do górniczej braci, tylko o suche fakty. A te - czy to się komuś podoba czy nie - są coraz gorsze dla polskiego sektora wydobywczego. Związkowcy mogą wrzeszczeć wniebogłosy, ale smutnej prawdy nie zmienią: w Polsce z miesiąca na miesiąc zużywamy coraz mniej węgla. Przegląd Węglowy od Fundacji Instrat za maj 2024 r. podaje twarde dane, z którymi nie da się dyskutować.
Węgiel mknie po równi pochyłej. Jeszcze w ubiegłym roku fatalne wyniki górnictwa można było tłumaczyć ciągnącymi się od pandemii kłopotami, a także rozpasanym importem, który zarządził rząd Mateusza Morawieckiego. Kopalnie miały kłopot ze zbytem opału, rosły zapasy, a wydobycie i sprzedaż co chwilę spadały poniżej poziomu 4 mln t. A w okresie od 2010 do 2019 r. na palcach jednej ręki można policzyć przypadki, kiedy wydobycie węgla było poniżej 5 mln t. Teraz o takiej produkcji można pomarzyć, 3 mln t miesięcznie staje się powoli standardem, co też potwierdza najnowszy Przegląd Węglowy od Fundacji Instrat za maj 2024 r. Dla górników te dane są katastrofalne i stawiają ich w kiepskiej pozycji w rozmowach o dacie odejścia od węgla. Od czego i tak nie uciekniemy, chociaż bardzo się staramy.
Węgiel z coraz mniejszym udziałem w miksie energetycznym
W 2023 r. sześć razy miesięczna produkcja węgla w Polsce spadła poniżej 4 mln t. W tym roku lepiej było tylko w styczniu, kiedy wydobycie czarnego złota wyniosło 4,12 mln t. Niestety, ale maj nie przyniósł żadnej poprawy. W dodatku jest coraz gorzej: wydobycie wyniosło raptem 3,31 mln t, a sprzedaż tylko 3,15 mln t.
Wydobycie i sprzedaż węgla kamiennego znów w dół, odpowiednio do 3,31 mln ton (-5 proc. m/m) i 3,15 mln ton (-4 proc. m/m). W obu przypadkach są to drugie najniższe wartości w historii - wykazuje Fundacja Instrat.
Więcej o węglu przeczytasz na Spider’s Web:
Znamienne jest też to, że jesteśmy świadkami dalszego zwijania się paliw emisyjnych w naszym miksie energetycznym. To raptem 69 proc., z czego do węgla kamiennego należy 33 proc. Jesteśmy więc na stromej równi pochyłej: w styczniu to było 38,3 proc.; w lutym - 36,3 proc.; w marcu - 35,9 proc., a w kwietniu - 34,7 proc. W dokładnie w przeciwną stronę podążają nasze OZE, które w maju miały już 31 proc. w miksie. Tu też widać wyraźną tendencję: w styczniu to było 23 proc.; w lutym - 25 proc.; w marcu - 26 proc. i w kwietniu - 28 proc.
A i tak rosną przykopalniane zapasy
Mogłoby się wiec wydawać, że skoro kopalnie produkują mniej węgla, to zaczyna go brakować i trzeba sięgać po zapasy. Ale nie możemy zapominać o imporcie. Elektrownie sięgają po zagraniczny, tańszy opał i spychają nasz sektory wydobywczy do ściany. W efekcie nasze zapasy węgla puchną. W maju 2024 r. przy kopalniach było już 5,32 mln t węgla - czyli najwięcej od czerwca 2021 r. (5,34 mln t).
Rosną zapasy należące do kopalń, o 170 tys. ton względem kwietnia. Spadek hałd węgla przy elektrowniach sprawił, że sumaryczne zapasy zmniejszyły się o 70 tys. ton - wylicza Instrat.
A jak się ma w takim razie cena węgla? Okazuje się, że tutaj też jesteśmy cały czas w tendencji spadkowej. W maju br. energetyka za tonę węgla płaciła ok. 482 zł, bardzo podobnie jak w litym (ok. 485 zł) i w marcu (ok. 481 zł). Podobnie jest z ceną dla ciepłowni, która piątego miesiąca roku wyniosła ok. 592 zł. To najniższa stawka od lipca 2022 r. (ok. 455 zł).