Rząd już wybrał, tylko nie chce tego na głos mówić. Węgiel zastąpi politykę klimatyczną UE
Kiedy w Danii tamtejsza minister środowiska Lea Wermelin mówi, że po ataku Rosji na Ukrainę zieloną transformację trzeba dodatkowo przyspieszyć, w Polsce wicepremier i szef aktywów państwowych Jacek Sasin sugeruje, że energetyka węglowa zostanie z nami dłużej, niż wskazuje to umowa społeczna z górnikami. Zmian w dotychczasowych ustaleniach oczekują też sami związkowcy.
Na nic zdają się apele o jeszcze szybszy rozwój OZE, w tym usuwanie takich legislacyjnych przeszkód jak zasada 10H, która od lat skutecznie hamuje energetykę wiatrową na lądzie. Dla polskiego rządu ewidentnie bezpieczeństwo energetyczne razem z embargiem na rosyjską energię oznacza powrót do węgla. Tylko jeszcze ekipa premiera Mateusza Morawieckiego nie wymyśliła, jak to ogłosić. Stąd słowa Jacka Sasina kilka godzin później musi tłumaczyć rzecznik Ministerstwa Aktywów Państwowych.
Kilka godzin później rzecznik MAP Karol Manys prostował i tłumaczył, że z tych słów wcale nie wynika, że energetyka węglowa będzie dalej funkcjonować po 2049 r., ale że będzie bardziej do tego czasu wykorzystywana, niż to pierwotnie zakładano, jeszcze przed rosyjską agresją na Ukrainie.
Węgiel w Polsce, czyli rzecznik tłumaczy ministra
Już wcześniej rząd sugerował, że trzeba będzie w niektórych miejscach zmienić umowę społeczną z górnikami. To właśnie dołączony do niej harmonogram zakłada zamykanie kopalni Polskiej Grupy Górniczej, Tauronu Wydobycie, Węglokoksu Kraju i Lubelskiego Węgla Bogdanki. Ostatnie do zamknięcia w tym wykazie są rybnickie kopalnie ROW. Ruch Rydułtowy ma przestać działać w 2043 r., Marcel w 2046 r., a Chwałowice i Jankowice w 2049 r. I właśnie w kontekście tych ustaleń Jacek Sasin stwierdził, że wcześniejsze plany muszą podlec kolejnym przemyśleniom i korektom. Zapowiedział jednocześnie bardzo szybkie decyzje dotyczące inwestycji w sektorze polskiego górnictwa.
Kilka godzin później na nowo te słowa zaczął tłumaczyć rzecznik MAP. Okazuje się, że wicepremierowi wcale nie chodziło o wydłużenie funkcjonowania jednostek węglowych po 2049 r. Rzecz ma być w fedrowaniu na większą skalę, a nie dłużej.
Albo polski węgiel albo cudzy uran i gaz
Związkowcy też nie ukrywają, że obecnie oczekują od rządu pilnych zmian w Polityce Energetycznej Polski do 2040 r., z uwzględnieniem bezpieczeństwa energetycznego.
Jego zdaniem dalsza realizacja polityki klimatycznej UE może być dla Polski niebezpieczna. Wątpliwości strony społecznej ma też budzić zakładana dywersyfikacja źródeł gazu, która jednak bardziej - zdaniem związkowców - koncentruje się na imporcie gazu skroplonego LNG niż na rodzimym surowcu. Jarosław Grzesik, przewodniczący Krajowego Sekretariatu Górnictwa i Energetyki NSZZ Solidarność też uważa, że dotychczasowe deklaracje rządu w tej sprawie są zbyt ogólne.
Związkowcy kolejny raz powtarzają też, że ich zdaniem jedynym stabilnym źródłem energii jest polski węgiel kamienny i brunatny. To, że w naszym kraju słońce świeci, jak świeci, to wszyscy wiedzą. To, ile jest dni wietrznych, też wszyscy wiedzą- dopowiada Grzesik.
Będzie więcej węgla z Polski i na dłużej
Na konieczność korekt w PEP2040 wskazuje również zespół ekspertów, pod kierownictwem dra Stanisława Tokarskiego z Głównego Instytutu Górnictwa w Katowicach. Tutejsi specjaliści, we współpracy z naukowcami z Politechniki Śląskiej i Akademii Górniczo-Hutniczej, przedstawili swoją prognozę i dostępnych źródeł energii i skali zapotrzebowania energetycznego - do 2040 r. Powstała w ten sposób analiza potwierdza, że szybkie odejście od węgla w Polsce mogłoby się skończyć lokalnymi blackoutami. Jednocześnie jednak podążanie w kierunku neutralności klimatycznej jest nieuniknione i zbytnie przedłużanie żywota elektrowni węglowych nie jest uzasadnione.
Zgodnie z tymi szacunkami w 2040 r. Polska ma potrzebować do wytwarzania energii ok. 15,8 mln t węgla. Tymczasem pierwotnie PEP2040 zakładała, że będzie to między 11,1 a 19,1 mln t - w zależności od rodzaju podjętych w tym czasie działań. W tym czasie PEP2040 wyliczała, że udział węgla w miksie energetycznym wyniesie najmniej 11 a najwięcej 28 proc. Teraz wiadomo, że będzie on jednak większy i w 2030 r. wyniesie 51,7 proc. a w 2040 r. - 33,3 proc. W 2030 r. ma być nam potrzebne do celów energetycznych 39,6 mln t węgla i 11,9 mld m3 gazu, a w 2040 r. odpowiednio 26,4 mln t węgla i 14,8 mld m3 gazu.
Tymczasem Tomasz Rogala, szef Polskiej Grupy Górniczej, przyznaje, że trudno będzie istotnie zwiększyć krajowe wydobycie węgla. Realne możliwości ocenia na 1-1,5 mln t węgla. Dlatego jego zdaniem wykonanie umowy społecznej między rządem a górnikami powinno być zdecydowanie bardziej elastyczne i odnosić się do bieżącej sytuacji na rynku euroepsajkim, jak i światowym.