Związkowcy zarzucają rządowi ściemę. I ostrzegają Polaków: zimą zabraknie węgla
Górnicy postanowili wbić nóż w serce rządu. I chociaż poszczególni ministrowie od kilku dni powtarzają jak mantrę, że nie ma co panikować, bo węgla za kilka miesięcy w Polsce nikomu nie będzie brakować, to związkowcy mają do powiedzenia społeczeństwu zupełnie coś odwrotnego. I przy okazji wystawiają ekipie premiera Mateusza Morawieckiego bardzo negatywną ocenę. Bo rząd, ich zdaniem, w zderzeniu z kryzysem węglowym jest bezradny.
Śląscy samorządowcy coraz bardziej boja się, że za kilka miesięcy staną w obliczu zamykania szkół, jednostek kultury i innych obiektów publicznych. Bo będzie brakować węgla i nie będzie czym grzać. Prezydent Rybnika Piotr Kuczera, szef Śląskiego Związku Gmin i Powiatów, uważa, że rząd jak najszybciej powinien znaleźć jakieś rozwiązanie systemowe. Samorządowcy zauważają, że coraz większy problem dla gminnych i miejskich budżetów stanowią koszty związane z zaopatrzeniem w energię. Zwłaszcza w dobie pomniejszania wpływów budżetowych z tytułu udziałów w PIT.
Rząd radzi kupującym węgiel: bez paniki
Jak na te słowa mogą zareagować poszczególni ministrowie? Najpewniej wzruszeniem ramion. Wszak zdaniem rządu sytuacja na rynku węgla jest już opanowana i nie ma co dzielić się z innymi tylko złymi emocjami.
To nie pierwszy raz, kiedy rząd stara się w ten sposób uspokoić sytuację. Mówi o statkach m.in. z Kolumbii, Australii i RPA, które w sumie mają nam przywieźć ok. 700 tys. ton węgla. A też, jak przekonywał jeszcze w maju wicepremier i szef aktywów państwowych Jacek Sasin, polskie spółki wydobywcze mogą zwiększyć produkcję węgla. Dlatego nie ma powodów do obaw.
Zwiększenie wydobycie swoje kosztuje: czasu i pieniędzy
Tyle że te słowa nijak nie składają się z resztą do kupy. Bo przecież już wcześniej szefowie spółek górniczych bardzo ostrożnie wypowiadali się na temat zwiększenia wydobycia. Tomasz Rogala, prezes PGG, najpierw mówił o 1-1,5 mln t węgla więcej, ale ostateczne szacunki skończyły się na poziomie ok. 700 tys. ton. Z kolei Bogdanka ma w przyszłym roku wydobyć nawet mniej węgla niż w tym roku. Bo nie da się tego zrobić w pierwszej kolejności bez odpowiednich nakładów inwestycyjnych. Związkowcy z kolei dodają argument o zwiększeniu zatrudnienia w górnictwie, które miało się już zwijać, a okazuje się, że ma na nowo decydować o polskim bezpieczeństwie energetycznym. Co ciekawe, rząd ma podobne zdanie. I wie, że na zwiększenie produkcji węglowej trzeba czasu.
Pyziak nie ma przy okazji cienia wątpliwości co do tego, że największy potencjał energetyczny ciągle ma jednak węgiel: kamienny i brunatny. Jego zdaniem realnie do pięciu lat rynek można byłoby wypełnić polskim węglem. Kluczowe będzie jednak ustanowienie czasu korzystania z nowych ścian wydobywczych.
W Polsce zabraknie tej zimy węgla
Nie trudno zauważyć, że różni przedstawiciele rządu różnie mówią o zwiększeniu wydobycia przez polskie kopalnie. Niektórzy traktują to już jako rzecz dokonaną, inni wskazują, że potrzeba co najmniej kilka lat. To zaś może sugerować, że tak po prawdzie rząd nie miał i dalej nie ma przygotowanej strategii na czas po embargu na węgiel z Rosji. Bo to jest największym kłopotem dla pośredników sprzedaży węgla, z którymi rozmawialiśmy. Dostaw od polskich spółek jest, jak kot napłakał, a węgla z Rosji nowego nie ma. To też tworzy presję cenową. I teraz rząd stara się co chwilę gasić pożary, chociaż ognia nie ubywa. Tak to widzą związkowcy.
Kolorz w komentarzu do słów minister Anny Moskwy, która stara się wszystkich przekonywać, że rząd kontroluje sytuację na rynku węgla, twierdzi, że uporządkowanie sprzedaży surowca przez PGG wcale nie znaczy, że będzie go więcej do sprzedaży. I powtarza to, co inni od kilku tygodni: węgla w Polsce zabraknie.
Szef śląsko-dąbrowskiej Solidarności zwraca uwagę, że polskie kopalnie sprzedają węgiel znacznie poniżej jego rynkowej wartości. Chociaż koszty wydobycia drastycznie rosną. Dlatego potrzebna jest dla sektora długofalowa strategia, a nie działanie po omacku.
Jesienią narodowy program zbierania chrustu?
Podobną ocenę ostatnich pioczpniań rządu na rynku węgla ma też Bogusław Ziętek, szef związku zawodowego Sierpień 80. Jego zdaniem jeżeli teraz ktoś posłucha rad minister Anny Moskwy, żeby nie ulegać panice i teraz drogiego węgla nie kupować - to potem nie kupi go wcale.
Związkowiec przyznaje, że jest przerażony kolejnymi wypowiedziami minister Anny Moskwy. Także informacjami o dostawach surowca m.in. z Kolumbii i Australii.
Zdaniem Ziętka zimą może zabraknąć w Polsce w sumie ok. 10 mln ton węgla: 3-4 mln ton tylko dla energetyki zawodowej, reszta, czyli ok. 6 mln ton braknie dla indywidualnych odbiorców.