Symboliczna porażka mięsożerców. Bruksela zgodziła się, by podnieść VAT na mięso i nabiał
Sylwia Spurek, europosłanka znana ze swojej radykalnej walki z mięsożercami, ogłosiła już, że konserwatyści przegrywają wojnę o kotleta i rosół oraz że właśnie odsyłamy mięso i mleko do lamusa. Wszystko dlatego, że Parlament Europejski we wtorek przegłosował możliwość podwyższenia VAT na produkty niezdrowe i o dużym śladzie środowiskowym. Czy to znaczy, że czekają nas podwyżki cen w sklepach? Nie! PiS nigdy się na to nie odważy, bo zostałby wywieziony na taczkach.
Od początku trzeba podkreślić, że decyzja PE oznacza, że kraje członkowskie mogą podnieść VAT na mięso i nabiał, ale wcale nie muszą. I pewnie mało który kraj rzeczywiście będzie takie rozwiązanie rozważał, choć Europa jest potężnie zadłużona z powodu programów ratowania gospodarki w pandemii i w każdym budżecie dodatkowe pieniądze by się przydały.
Decyzja PE to tylko symbol. I pewnie kiedyś dorośniemy do tego, by traktować mięso podobnie jak szkodzące zdrowiu papierosy (tak, wiem, że mięso zdrowiu nie szkodzi, ale szkodzi mu jedynie w nadmiarze, za to nawet bez nadmiaru szkodzi środowisku).
To nie zdarzy się szybko. A na pewno nie teraz
Po pierwsze dlatego, że w Polsce mamy problem z szybko rosnącą inflacją, która jest najwyższa od 20 lat i we wrześniu wyniosła już 5,9 proc., a niewykluczone, że zmierzamy w kierunku 7 proc.
Zresztą w całej Unii Europejskiej inflacja rośnie i jak podał właśnie Eurostat, wyniosła we wrześniu 3,6 proc., a to z kolei najwyższy wynik od 13 lat. A jeszcze zaledwie w grudniu 2020 r. UE była wręcz bliska deflacji, bo inflacja roczna wynosiła zaledwie 0,3 proc.
Podniesienie cen żywności przez rząd za pomocą podwyżki VAT zabiłoby PiS politycznie. To może nawet byłaby egzekucja bardziej spektakularna niż ta, którą społeczeństwo wykonało na PO za podniesienie wieku emerytalnego.
Po drugie, cała Europa ma obecnie gigantyczny problem z cenami energii, które coraz mocniej zaczynają ciążyć portfelom gospodarstw domowych. Jak bardzo?
Doskonale pokazuje to przykład Niemiec. Stacja telewizyjna RTL i ntv pokazała właśnie badania, z których wynika, że bogatsi od nas Niemcy z powodu rosnących cen energii są zmuszeni ograniczać wydatki i to wcale nie na jakieś tam luksusy czy rozrywki, ale na jedzenie.
Z badania wynika, że tylko 31 proc. Niemców nie musi się w ogóle ograniczać z powodu rosnących cen energii. Jednocześnie 23 proc. Niemców twierdzi, że mogą być zmuszeni, by bardzo ograniczyć wydatki, a 44 proc., że „trochę”.
31 proc. respondentów, którzy stwierdzili, że muszą bardzo ograniczyć wydatki, oszczędzają głównie na jedzeniu.
Czy to dobry moment, by zmniejszyć dostępność jedzenia?
Może jak mięso będzie jeszcze droższe, to ludzie będą zmuszeni z niego zrezygnować i wegańska rewolucja przyspieszy.
Ale czy takie „siłowe” rozwiązanie w wege rewolucji ma choćby minimalne szanse się wydarzyć? Tak, i z pewnością się wydarzy, ale tą siłą nie będzie decyzja polityków, a mechanizmy rynkowe. Prędzej czy później Europejczyków nie będzie stać na mięso, bo jego produkcja, niezależnie od podatków, będzie potwornie droga.