REKLAMA

Ukraińcy żalą się na Polskę. I chcą wyjechać do Niemiec

Wyższe pensje, niższa bariera językowa i darmowe zakwaterowanie – to główne argumenty, dla których Ukraińcy mogliby porzucić plany związane z wyjazdem do Niemiec i zostać nad Wisłą. Po ostatniej zmianie przepisów, które ułatwiają migrację do naszego zachodniego sąsiada, wyjazd tam planuje co trzeci Ukrainiec pracujący w Polsce. Ale nie jest to jedyny kierunek emigracji zarobkowej, który wybierają.

Ukraińcy w Polsce chcą jechać do Niemiec. Deklaruje to co 3. z nich
REKLAMA

O pracownikach z Ukrainy mówi się u nas bardzo często, zazwyczaj jednak bez ich udziału. W końcu imigranci przemówili i to gremialnie. Naukowcy ze Studium Europy Wschodniej Uniwersytetu Warszawskiego we współpracy z EWL S.A. wypytali ich właściwie o wszystko.

REKLAMA

W kontekście przegłosowania w Bundestagu nowych regulacji dotyczących możliwości podjęcia legalnej pracy w Niemczech przez obcokrajowców spoza Unii Europejskiej najbardziej istotne wydają się informacje o tym, ilu Ukraińców rzeczywiście ma zamiar z nich skorzystać i co mogłoby ich skłonić do pozostania w Polsce.

Nowe prawo ma obowiązywać od 2020 r. Choć ułatwienia dotyczą wykwalifikowanych specjalistów od pewnego czasu coraz głośniej mówi się o możliwym exodusie pracowników ze Wschodu do naszych sąsiadów.

Zobacz także

Z badania wynika, że pracę poza Polską i Ukrainą planuje aż 45 proc. ankietowanych.

Migracja może być jednak rozłożona na raty – wiele osób deklarowało, że zdecydowałoby się na taki ruch dopiero w 2020 albo 2021 roku.

Głównym obiektem zainteresowania są Niemcy, do których chce się udać 34 proc. (wzrost o 7 proc. względem ubiegłego roku). Wśród atrakcyjnych kierunków znalazły się też Czechy (13.1 proc.). Te dwa kierunki były jednak wysoko oceniane już wcześniej. A naprawdę interesująco zaczyna się robić dopiero później.

 class="wp-image-943358"
Raport "Pracownik z Ukrainy miedzy Polską a Niemcami"

Na 3.,4. oraz 5. pozycje awansowały kraje Europy Północnej – Szwecja, Holandia i Norwegia – z wynikiem odpowiednio 7,2 proc,, 6,8 proc. oraz 6,6 proc..

Kontynuację zatrudnienia w naszym kraju planuje obecnie tylko co czwarty ukraiński pracownik, a niemal co trzeci jeszcze nie zastanawiał się nad tą kwestią.

Na pytanie: „Co przekonuje lub przekonałoby Pania/Panią do pozostania w pracy w Polsce(…)” najwięcej, bo 70,6 proc. badanych odpowiedziało: „Zwiększenie zarobków”. Z badania Personnel Service z początku tego roku wynika, że co trzecia firma płaci naszym zachodnim sąsiadom od 13,7 do 15 zł brutto za godzinę, 16 procent od 16 do 20 zł brutto, a co dziesiąty pracodawca oferuje stawkę powyżej 20 zł brutto.

Na „liście życzeń” znajdują się też takie punkty jak niższa bariera językowa (prawie 23 proc.) i darmowe zakwaterowanie (22 proc.).

To pierwsze wyraźnie wychodzi zresztą przy okazji odrębnego pytania o znajomość polskiego. Swobodnie lub dobrze komunikuje się w naszym języku mniej więcej co 5 Ukrainiec (przynajmniej według deklaracji). Co 3 twierdzi, że idzie mu to średnio 28,9 proc. – źle, a 20 proc. mówi wręcz, że w ogóle nie potrafi porozumiewać się w naszym języku. Zdecydowana większość (72,6 proc.) wyraża jednak gotowość do nauki.  

Wysoko na liście priorytetów znajdują się też rzeczy, na które pracodawcy wpływu już nie mają jak możliwość uzyskania pozwolenia na pobyt i obywatelstwa (22 proc.) i uproszczenie procedury zatrudniania obcokrajowców (17 proc.).

Co ciekawe, prawie 17 proc. uznało, że w decyzji o pozostaniu mogłaby pomóc opieka ze strony szefa.

Między bajki można za to włożyć mit związany z przekwalifikowaniem pracowników z Ukrainy. Tylko 28 proc. ankietowanych wskazała, że po przyjeździe nad Wisłę pracuje na niższym stanowisku niż wcześniej. Co 5 Ukrainiec deklaruje wręcz, że awansował, reszta ma problem z samookreśleniem albo uważa, że ich pozycja zawodowa się nie zmieniła.

 class="wp-image-943361"
Raport "Pracownik z Ukrainy miedzy Polską a Niemcami"

Co po Ukraińcach?

Jeżeli deklaracje przejdą w czyny, z Polski w najbliższych latach może wyjechać ponad pół miliona obywateli Ukrainy. To byłby ogromny cios dla naszego rynku pracy, którego nie udało by się załatać za pomocą pracowników z dalszych części świata. Nad Wisłę przyjeżdża wprawdzie coraz więcej Nepalczyków, Hindusów czy mieszkańców Bangladeszu, ale to wciąż tylko kropla w morzu potrzeb. W 2018 roku żadnej z tych nacji nie wydano więcej niż 10 tys. pozwoleń na pracę.

REKLAMA

I zapewne tak już zostanie. Gdy tylko wiceminister inwestycji i rozwoju Paweł Chorąży odważył się bąknąć o potrzebie większej liczby imigrantów w celu zapewnienia dobrobytu, stracił posadę. Premier Morawiecki uznał, że jego podwładny się „zagalopował”.

Nie chciałbym oceniać, czy Chorąży rzeczywiście gdziekolwiek się galopował. Widać za to jak na dłoni, że Ukraińcy będą galopować za granicę już niebawem, a na razie przebierają nogami na myśl o wyjeździe (10 proc. z tych, którzy deklarują wyjazd do Niemiec mówi, że nic nie jest w stanie ich powstrzymać) A ten exodus będzie dla naszej gospodarki potężnym ciosem.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA