Polski rząd nie ogląda się na nic i na nikogo. Koncesja dla kopalni Turów przedłużona do 2044 r.
Minister Klimatu i Środowiska, na chwilę przed wejściem w życie nowelizacji ustawy OOŚ (ocena oddziaływania na środowisko), przedłużył koncesję na wydobycie węgla w Turowie do 2044 r. Zdaniem aktywistów klimatycznych to przekreśla szansę tamtejszego regionu na pieniądze z europejskiego Funduszu na rzecz Sprawiedliwej Transformacji (FST).
Przedłużenie koncesji rząd tłumaczy bezpieczeństwem energetycznym i interesem publicznym. Według ministra klimatu i środowiska kontynuacja wydobycia węgla brunatnego i kopalin towarzyszących ze złoża „Turów” jest zgodna z zasadą racjonalnego gospodarowania złoża kopaliny.
Eksperci klimatyczni widzą to zupełnie inaczej. Uważają, że Polska w ten sposób zupełnie zignorowała uwagi nie tylko organizacji pozarządowych, ale też stanowisko czeskiego rządu, mieszkańców regionu Liberca i również niemieckiego Zittau.
To absolutnie skandaliczne
- uważa Anna Meres, koordynatorka kampanii klimatycznych w Greenpeace Polska.
Turów z węglem jeszcze przez prawie ćwierć wieku
Jednocześnie resort klimatu i środowiska przekonuje, że właściciel kompleksu energetyczno-górniczego w Turowie - PGE Górnictwo i Energetyka Konwencjonalna S.A. zobowiązany jest przez Regionalnego Dyrektora Ochrony Środowiska we Wrocławiu do zaakceptowania środowiskowych uwarunkowań. Chodzi m.in. o budowę do 1 lutego 2023 r. ekranu przeciwfiltracyjnego, czy budowę ekranu akustycznego. I wtedy, zdaniem polskiego rządu, powinno być już wszystko w porządku, a Turów nie powinien więcej obciążać niczyjego sumienia klimatycznego.
Aktywiści klimatyczni tego jednak w tak różowych barwach wcale nie widzą. Zwracają m.in. uwagę na to, że przedłużenie koncesji dla Turowa do 2044 r. spowoduje, że „region zgorzelecki nie będzie mógł skorzystać z europejskiego funduszu na rzecz sprawiedliwej transformacji, a proces odchodzenia od węgla będzie chaotyczny i niezaplanowany”.
Realny scenariusz to niekontrolowany upadek kopalni i elektrowni Turów za 10 lat – bez planu awaryjnego i bez funduszy unijnych
– przewiduje dr hab. Leszek Pazderski, ekspert do spraw polityki ekologicznej w Greenpeace Polska.
Rząd podpala w ten sposób międzynarodowe emocje
Taka decyzja Ministerstwa Klimatu i Środowiska oznacza też najprawdopodobniej zaognienie dotychczasowego sporu o Turów, jaki od wielu miesięcy toczymy z Czechami i Niemcami. Paweł Czyżak z Fundacji Instrat mówi wprost, że to decyzja skandaliczna w świetle szeregu europejskich postępowań toczących się już przeciwko koncesji wydanej do roku 2026 r. Zwraca przy okazji uwagę na dziwną - w jego ocenie - politykę PGE. Spółka z jednej strony bowiem broni Kompleksu Turowa z drugiej chce się go pozbyć - oddając go w ręce Narodowej Agencji Bezpieczeństwa Energetycznego.
To oznacza, że za sztuczne przedłużanie życia kopalni i elektrowni zapłacą podatnicy
– twierdzi Czyżak.
Przypomnijmy: najpierw urzędnicy i mieszkańcy niemieckich miast Zittau i Görlitz wraz z deputowanymi saksońskiego parlamentu złożyli skargę do Komisji Europejskiej na polską kopalnię odkrywkową w Turowie. Potem, po miesiącach nieudanych rozmów i negocjacji, rząd Czech zaskarżył za Turów Polskę do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości.
Nasi południowi sąsiedzi mają ekspertyzy wskazujące na obniżenie się tylko w 2020 r. wód gruntowych w przygranicznej Uhelnej o 8 metrów. Czyli dwa razy więcej niż PGE miała zakładać do 2044 r. Dlatego domagają się m.in. wypłaty odszkodowania za utratę wody pitnej (ok. 175 mln koron, czyli ok. 30,5 mln zł). W skardze do TSUE zawnioskowali o wstrzymanie prac polskiej kopalni do czasu rozstrzygnięcia sporu.
Naszym zdaniem Polska łamie prawo UE, a skutki dla czeskich obywateli są oczywiste
– mówi Tomas Petricek, czeski minister spraw zagranicznych.
Związkowcy murem za kopalnią
W zupełnie odmiennym tonie wypowiadają się związkowcy z PGE, dla których niemiecki i czeski atak na Turów to „zniweczenie praw i wolności pracowników i rodzin regionu Turowa do pracy, nauki i godnej egzystencji nieurągających standardom europejskim”. Adam Olejnik, przewodniczący FZZ w GK PGE, przekonuje, że Polacy nie mogą pozwolić, żeby obce rządy rządziły się zasobami górniczymi na polskiej ziemi. A te wszystkie skargi są „krzywdzące, nieprawdziwe oraz pomijające interesy naszego społeczeństwa”.
Jednocześnie Olejnik gwarantuje, że związkowcy wcale nie są oderwani od rzeczywistości i zdają sobie z procesu odchodzenia od węgla. Uważa jednak, że wszystko trzeba zrobić z głową. A skoro polskie bezpieczeństwo energetyczne przez dziesięciolecia opierało się właśnie na węglu, to „okres transformacji energetycznej dla naszego kraju trzeba po prostu odpowiednio wydłużyć”.