Świat pobił rekord gorąca, a Polacy paradują w grubych bluzach. Co u licha z tym klimatem?
Tegoroczny lipiec został oficjalnie najgorętszym miesiącem w historii pomiarów, ale być może również najcieplejszym miesiącem od czasów, w których homo sapiens uznał, że warto byłoby narzucić jakieś ubranie na swój grzbiet. Nie zauważyliście? Nic dziwnego, Polskę ten osobliwy rekord fartownie ominął. Nie zmienia to jednak faktu, że ludzkość słyszy właśnie ostatni gwizdek, ostrzegający przed wzrostem globalnych temperatur do poziomów, po których przekroczeniu na Ziemi rozpocznie się klimatyczny rollercoaster.
To już oficjalne. Dr Karsten Haustein, klimatolog z Uniwersytetu w Lipsku, opublikował analizę wskazującą, że w lipcu 2023 r. średnia na świecie będzie przekraczać o 1,5 stopnia (+/- 0,2 stopnia) temperaturę znaną z czasów sprzed rewolucji przemysłowej, tj. okresu, w którym człowiek nie korzystał z paliw kopalnych. To oznacza pobicie dotychczasowego rekordu o 0,2 stopnia Celsjusza.
Takich wniosków można było się spodziewać już wcześniej. O rekordowym lipcu wspominali naukowcy z NASA, w ostatni tygodniach padło również wiele rekordów notowanych w różnych częściach Ziemi. W Chinach słupki rtęci pokazywały 52,2 stopnie Celsjusza. W Algierii zanotowano 48 stopni, a amerykańskie Phoenix przez trzy tygodnie z rzędu męczyło się z upałami powyżej 43 stopni. Nowy rekord padł też w Rzymie - 41,8 stopni Celsjusza.
Planeta nam się gotuje
Termin „globalne ocieplenie” już dawno został co prawda zastąpiony określeniem zmiany klimatu, nie zmienia to jednak faktu, że wzrost średnich temperatur jest jednym z najbardziej widocznych przejawów rewolucji, która dokonuje się na naszych oczach. We włoskich szpitalach liczba pacjentów wzrosła o 20 proc. Jedna czwarta wszystkich wizyt to efekt ekstremalnego gorąca - informowało miejscowe stowarzyszenie medycyny ratunkowej.
Nic dziwnego - takich ekstremów jako ludzkość jeszcze nie doświadczaliśmy. Zdarzało się oczywiście, że w historii pomiarów anomalie były jeszcze wyższe niż obecnie, ale zdarzało się to w miesiącach zimowych. Zamiast omdleń z gorąca, była więc raczej radość z tego, że można ubrać się nieco lżej niż zwykle. Tegoroczny lipiec bije natomiast prawdopodobnie wszystkie bezwzględne rekordy średnich temperatury na świecie w okresie tysięcy lat.
Być może będziemy musieli cofnąć się aż do ciepłego interglacjału eemskiego (~120 000 lat temu), aby znaleźć podobnie ciepłe warunki - zaznacza Dr Karsten Haustein
Uczony prosi jednak, by powyższą opinię traktować jako przypuszczenie. Obecne metody badania nie pozwalają bowiem stwierdzić ze 100 proc. pewnością, że na przestrzeni tych tysięcy lat nie znalazł się jeden czy dwa miesiące, które okazałyby się jednak cieplejsze.
Określona perspektywa czasowa jest mimo wszystko szokująca
Około 120 tys. lat temu homo sapiens prawdopodobnie dopiero przymierzał się do porzucenia ery nagości i zaczął wykorzystywać skóry zwierząt jako odzienie. Naukowcy sądzą, że kilkadziesiąt tysięcy lat później dało mu to możliwość opuszczenia gorącej Afryki i skierowania się w chłodniejsze rejony naszej planety. Jednak naukowcy już kilka lat temu doszli do wniosku, że okres interglacjału eemskiego nie jest dobry do tworzenia modeli klimatycznych, które mogłyby pomóc opisywać nam dzisiejszy świat.
Pewne decydujące procesy przebiegały odmiennie - twierdzą eksperci z Centrum Badań Oceanicznych im. Helmholtza w Kilonii.
Jedną z różnic jest bez wątpienia tempo wzrostu temperatur - bezprecedensowe w historii świata. W ostatnich latach rekordy miesięcznie bite są niemal rok w rok. Także końcówka 2023 r. powinna obfitować w potężne anomalie. Dr Haustein wskazuje, że lipcowy rekord padł w momencie ogłoszenia El Niño na tropikalnym Pacyfiku.
Ponieważ skutki El Niño ujawniają się w pełni dopiero w drugiej połowie roku, po czerwcu - a teraz lipcu - prawdopodobnie nastąpią kolejne rekordowo ciepłe miesiące aż do co najmniej początku 2024 roku - dodaje niemiecki uczony.
Skoro rekord gorąca, to dlaczego w Polsce pada?
Bardzo dobre pytanie, tym bardziej, że tekst jest publikowany w chwili, gdy mamy za sobą kilka chłodniejszych i deszczowych dni. Choć pierwsza część lipca była słoneczna i w większości kraju temperatury w granicach 25-27 stopni w cieniu można było uznać za standardowe, to już druga część miesiąca Polaków nie rozpieszcza. Do rekordowych temperatur nam w każdym razie daleko.
Dlaczego tak się dzieje? Tak się składa, że największe anomalie dotknęły Kanadę, USA, część Ameryki Łacińskiej, Chiny i Afrykę. W tych rejonach świata średnie temperatury były o 3-5, a nawet 7 stopni wyższe niż zazwyczaj. Zaowocowało to serią rekordów temperatur, które podawałem powyżej. Niektóre części globu skwar zupełnie ominął.
Dr Houstein tłumaczy, że Europa Środkowa i Północna miała prawo nie zauważyć globalnego ocieplenia. Niewiele jest na świecie takim miejsc, w których średnia temperatura w lipcu byłaby w granicach norm. Poza Starym Kontynentem takim szczęściem mogliby pochwalić się tylko mieszkańcy niektórych obszarów Syberii, południowej części Kanady, paru krajów afrykańskich i azjatyckich, Patagonii i... pingwiny na Antarktydzie.
Polacy mogą mówić o sporym szczęściu. Zmiany klimatu tym razem oszczędziły nam potężnych upałów mieszających się z tropikalnymi ulewami. Nasz region świata generalnie jest zresztą uważany za taki, który ocieplać się będzie w wolniejszym tempie niż reszta planety. Nie znaczy to jednak, że skutków wzrostu temperatur i zmienności klimatu nie odczujemy.
Dobitnie mówi o tym raport Klimat Polski 2022. W dokumencie przygotowanym przez IMGW-PIB czytamy, że w ostatnich latach często zdarza się, że temperatura powietrza przekracza wartości, które wcześniej zdarzały nam się bardzo rzadko. Tak stało się na przykład w czerwcu 2022 r., gdy na terenie całego kraju zanotowano „maksymalne temperatury powietrza o prawdopodobieństwie przekroczenia poniżej 1 proc.”
Informacje przedstawione w raporcie o stanie systemu klimatycznego w Polsce potwierdzają, że proces ocieplenia się klimatu na obszarze naszego kraju postępuje i ulega intensyfikacji - puentował Mirosław Miętus, główny autor badania.
Najważniejszy jest fakt, że po przekroczeniu wzrostu średniej temperatury o 1,5 stopnia względem czasów przedprzemysłowych proces zmian klimatu stanie się prawdopodobnie mało sterowalny. Topniejące lodowce czy ograniczenie zdolności magazynowania CO2 przez oceany sprawi, że tempo uwalniania dwutlenku węgla do atmosfery przyspieszy i będzie mniej zależne od człowieka niż dotychczas.
Walka toczy się dzisiaj o ograniczanie szkód. Klimatolodzy mają nadzieję, że szczyt poziomu emisji osiągniemy w najbliższych latach, a później tempo wzrostu stężenia CO2 w atmosferze będzie już tylko maleć. Nawet jeżeli tak się stanie - zmiany klimatu nie ustąpią, tak samo jak spadek inflacji nie powoduje, że ceny w sklepach zaczynają się obniżać. Kolejne rekordy temperatur, także w Polsce, są wyłącznie kwestią czasu.