REKLAMA

Sprzedaż mBanku. Niemcy chcą komuś podrzucić zgniłe jajo w postaci frankowiczów

Ogłoszona przez niemieckiego właściciela Commerzbank sprzedaż mBanku wzbudza coraz większe emocje. Wszystko przez kredyty frankowe, które skutecznie psują nastrój potencjalnym nabywcom.

Sprzedaż mBanku. Niemcy chcą komuś podrzucić zgniłe jajo w postaci frankowiczów
REKLAMA

Fot. JB/Bizblog.pl

REKLAMA

Kontrowersyjne bankowe produkty mogliśmy poznać nieco bliżej przy okazji kryzysu ekonomicznego, który 11 lat temu ogarnął bez wyjątku wszystkie rynki. To one miały stać za załamaniem się amerykańskiego rynku nieruchomości, który szybko zaczął wszystkich ciągnąć za sobą w dół.

Bizblog.pl poleca:

Wtedy chodziło konkretnie o papiery wartościowe zabezpieczone hipoteką, papiery dłużne i swapy ryzyka kredytowego — czyli instrument pochodny, które miały być zabezpieczeniem na wypadek niewywiązania się ze spłaty zaciągniętego zobowiązania. 

Ryzykowne aktywa szybko stawały się nie do sprzedania, a swoich właścicieli narażały na spore straty. Teraz powoli pod tym kątem eksperci patrzą na zapowiedzianą sprzedaż mBanku. Największą przeszkoda w sfinalizowaniu transakcji będą ciążące kredyty w obcej walucie — indeksowane i denominowane do walut obcych (przede wszystkim dotyczy to franka szwajcarskiego), które traktowane są właśnie jako produkty obarczone wysokim ryzykiem.

Commerzbank w oficjalnym komunikacie w sprawie sprzedaży mBanku powołuje się na poprawę własnych wyników finansowych, co miałoby wpłynąć na cały, będący pod kreską niemiecki sektor bankowy. 

Sprzedaż skutkowałaby znacznym zmniejszeniem aktywów ważonych ryzykiem o około 17 mld euro oraz uwolnieniem kapitału własnego w Commerzbanku — informuje właściciel mBanku.

Commerzbank będzie też zwalniał pracowników i zamykać swoje placówki. Wszystko w poszukiwaniu giełdowego odbicia. Bez tych decyzji nie ma go co nawet szukać. Przecież w ostatnich 5 latach akcje Commerzbanku straciły na wartości ponad połowę (55 proc.). 

Chociaż faktycznie obecna sytuacja finansowa właściciela mBanku naprawdę jest nie do pozazdroszczenia, za chęcią, a raczej koniecznością sprzedaży 4. banku w Polsce może stać zupełnie coś innego.

Rzecz właśnie w kredytach frankowych, z którymi mBank ma być związany na ponad 15 mld zł. Wcześniej udzielaniu przez mBank kredytów we franku szwajcarskim postanowiła przyjrzeć się niemiecki nadzór finansowy BaFin oraz Europejski Bank Centralny, który stoi na stanowisku, że stworzenie takiego frankowego portfela nie byłoby możliwe bez wsparcia Commerzbanku. 

Kto kupi mBank? Na razie inwestorzy milczą

Zaraz po ogłoszeniu decyzji Commerzbank dotyczącej sprzedaży mBanku ruszyła lawina domysłów i spekulacji w sprawie potencjalnego nabywcy. Na szybką reakcję zdecydował się Paweł Borys, szef Polskiego Funduszu Rozwoju, który stwierdził jednoznacznie, że obecnie nie są prowadzone żadne rozmowy dotyczące zakupu mBanku. 

Ani słowa na ten temat nie wypowiedzieli na razie reprezentanci PKO BP i Pekao S.A., który także byli i ciągle są wymieniani wśród potencjalnych nabywców mBanku. W sieci padają sugestie o zaangażowaniu Bankowego Funduszu Gwarancyjnego, który miałby przejąć wszystkie zobowiązania mBanku, a nie tylko te wynikające z depozytów. Bardzo trudno jednak wyobrazić sobie, że BFG wykłada na stół co najmniej 15 mld zł (których nie ma) i pieniędzmi służącymi do pomagania wszystkich banków — wspiera tylko jeden.

Komisja Nadzoru Finansowego ostrzega

W końcu coraz donioślejsze stawały się pogłoski, że Commerzbank będzie sprzedawał kredyty frankowe osobno. No i doczekaliśmy się stanowiska Komisji Nadzoru Finansowego, w którym jednoznacznie stwierdzono, że właściciel mBanku musi zając się tymi kredytami frankowymi.

W obecnej sytuacji, w szczególności wobec spodziewanego wyroku TSUE, naturalne jest oczekiwanie nadzorcy, że podmiot zamierzający opuścić polski rynek we właściwy sposób zabezpieczy zarówno finansowanie portfela udzielonych kredytów walutowych, jak i pozycję prawną kredytobiorców — pisze prof. Jacek Jastrzębski, szef KNF i dodaje, że oczekuje przekazywania na bieżąco informacji w sprawie planowanej przez Commerzbank transakcji.

Zakup bez kredytów frankowych - to już było

Sporo poruszenia wywołały ostatnie słowa Stephana Engelsa, dyrektora finansowego Commerzbanku, który stwierdził, że nie widzi zbyt dużej szansy na sprzedaż przy okazji mBanku także portfela frankowych kredytów hipotecznych, na które po prostu nie ma chętnych. Tym samym zmuszający Niemców do takiej transakcji garb ma zostać po stronie Commerzbanku. 

Z podobną sytuacją mieliśmy do czynienia w zeszłym roku, kiedy po paru latach doszło w końcu do sprzedaży Raiffeisen Polbank. Na jego zakup zdecydowali się Francuzi z BGŻ BNP Paribas. Ale z transakcji wyodrębnili najbardziej ich zdaniem ryzykowne produkty, czyli właśnie frankowe kredyty hipoteczne oraz pożyczki dla farm wiatrowych. Dlatego ci, którzy pożyczali pieniądze od Raiffeisen Polbank na dom w złotych, kolejne raty płacili już w BNP Paribas. Frankowicze musieli zostać z Raiffeisen. 

To nie tylko niedobra sytuacja dla samych klientów, ale też dla Skarbu Państwa. Niestety, klienci mBanku na razie mają małe pole manewru. Z pewnością powinni zadbać o sądowe gwarancje wpłaty do depozytu. Wtedy będzie możliwy ewentualny zwrot części poniesionych kosztów, ale z konta sądu, a nie banku, który po takiej transakcji przestanie działać na terenie naszego kraju — mówi w rozmowie z Bizblog.pl Arkadiusz Szcześniak, prezes Stowarzyszenia Stop Bankowemu Bezprawiu.

Sprzedaż mBanku to nie jest nowy temat

O sprzedaży mBanku mówi się od co najmniej pół roku. To był istotny element także przy okazji planowanej fuzji Deutsche Banku i Commerzbanku. Dzięki temu w Europie miał powstać czwarty co do wielkości tego typu podmiot z aktywami przekraczającymi 1,8 bln euro. Ale cała operacja miała okazać się na tyle skomplikowana i kosztowna, że z niej zrezygnowano.

Przy tej okazji pojawił się jednak temat ewentualnej sprzedaży mBanku. Taka transakcja miała poprawić wyniki kapitałowe. Chociaż już wtedy analitycy bili na alarm, mówiąc, że wartość mBanku jest przeszacowana, zwłaszcza biorąc pod uwagę mniejszą niż u konkurencji rentowność. I przy okazji tych analiz zwrócono uwagę na inną kulę u nogi mBanku — portfel hipotecznych kredytów frankowych.

Po ogłoszeniu decyzji Commerzbank kurs akcji mBanku nie zmienił się jakoś szczególnie. W ostatni piątek września, po tym, jak Stephan Engels zasugerował wycenę mBanku na poziomie ING Banku Śląskiego, wystrzelił nieco w górę i za jedną akcję mBanku trzeba było płacić 368 zł. Ale to już przeszłość. Na otwarciu tygodnia mamy do czynienia z ponad 3-procentowymi spadkami a cena akcji wynosi już poniżej 350 zł. 

Wyrok TSUE doleje oliwy do ognia

REKLAMA

Obecnie w naszym kraju ma toczyć się ok. 8 tys. spraw sądowych wniesionych przez osoby związane zobowiązaniami we frankach szwajcarskich. Decydujący wyrok Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej ma zapaść w najbliższy czwartek 3 października.

Jeżeli potwierdzą się wcześniejsze przypuszczenia i Trybunał stwierdzi, że przy okazji kredytów we frankach szwajcarskich stosowane były niedopuszczalne praktyki sprzedaży i że nieuczciwe warunki były włączone do umów z kredytobiorcami — polski sektor bankowy będzie miał bardzo twardy orzech do zgryzienia. Według wyliczeń Związku Banków Polskich szkody po stronie banków mogą osiągnąć poziom nawet 60 mld zł. To tyle, ile banki zarabiają przez kilka lat.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA