Pamiętacie, jak rząd próbował przejąć dane klientów kablówek, by wydusić z Polaków abonament RTV? Właśnie dopiął swego
Zamiast Poczty Polskiej wszystkie dane abonentów otrzyma Główny Urząd Statystyczny. Zestaw informacji, jakich prezes GUS-u domaga się od operatorów sieci komórkowych, kablówek i płatnej telewizji cyfrowej, budzi protesty firm, a wkrótce zacznie wkurzać nas, czyli klientów.
Mam déjà vu. W marcu 2017 r. politycy zafundowali nam podobny cyrk jak obecnie, domagając się od operatorów przekazania danych ich klientów Poczcie Polskiej, by ta mogła ściągnąć od Polaków abonament RTV.
Lepszą ściągalność opłat na rzecz mediów publicznych miało zapewnić „włączenie dostawców telewizji płatnej, czyli operatorów sieci kablowych i platform satelitarnych, do procesu rejestracji odbiorników” – wymyśliło Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego.
Teraz udostępnienia danych abonentów domaga się GUS
Imię i nazwisko klienta, numer PESEL, miejsce i data urodzenia, numer telefonu kontaktowego, adres zamieszkania, adres korespondencyjny (jeżeli jest on inny niż adres zamieszkania) – oto zestaw informacji, których żąda od firm telekomunikacyjnych Urząd.
Spokojnie, statystycy nie będą w zastępstwie Poczty Polskiej egzekwować ustawowego obowiązku łożenia na media publiczne, a przygotowują się do przeprowadzenia dwóch spisów powszechnych – rolnego w 2020 r. i ludności rok później. Nieważne, że zliczanie ma się odbyć w internecie, gdzie wszyscy Polacy będą musieli wypełnić specjalną ankietę. Dane firmy muszą udostępnić i już.
Dwa lata temu, gdy politycy postanowili rozwiązać sprawę ignorowanego od lat obowiązku płacenia abonamentu, szyki pokrzyżowały im przepisy o danych osobowych. Dzisiaj tak dobrze nie będzie. Lada chwila zostaniemy zbombardowani spotami, bilbordami i SMS-sami (po to GUS chce nasze dane osobowe). Jak policzyły izby zrzeszające firmy objęte obowiązkiem wyspowiadania się statystykom, w sumie może zostać wysłanych do Polaków kilkadziesiąt milionów wiadomości tekstowych.
Dogłębny spis powszechny
Zamieszanie zaczęło się na początku roku, gdy światło dzienne ujrzały projekty dwóch ustaw: o narodowym spisie powszechnym ludności i mieszkańców w 2021 r. oraz o powszechnym spisie rolnym w 2020 r. Poszerzony zakres informacji i większa częstotliwość ich przekazywania od razu zwróciły uwagę firm IT.
Izby i stowarzyszenia zrzeszające podmioty z branży z miejsca oprotestowały nowe obowiązki, zwłaszcza że okazały się one o wiele bardziej uciążliwe niż w 2011 roku, kiedy ostatni raz przeprowadzano spis powszechny. Osiem lat temu firmy przekazały GUS informacje raz, natomiast w pierwotnej wersji ustawy zapisano, że ma to się odbyć pięciokrotnie.
Zgodnie z założeniem strumienia e-Sprawozdawczości Programu „Od papierowej do cyfrowej Polski” celem działań administracji publicznej miało być dążenie do usunięcia redundancji danych sprawozdawczych przesyłanych różnym instytucjom przez przedsiębiorców
– zauważyła Polska Izba Informatyki i Telekomunikacji w stanowisku do ustaw o spisie powszechnym i rolnym.
I wytyka, że większość danych, które żądane są od przedsiębiorców prywatnych w ramach projektu ustawy o narodowym spisie powszechnym ludności i mieszkańców w 2021 r., jak i projektu ustawy o powszechnym spisie rolnym w 2020 r., ma zostać również udostępniona z rejestrów państwowych takich jak Rejestr PESEL czy dane Zakładu Ubezpieczeń Społecznych.
Lista zastrzeżeń jest o wiele dłuższa
Skoro spis powszechny w 2021 r. ma odbyć się online, to dlaczego operatorzy sieci komórkowych mają przekazywać numery telefonów abonentów?
– dziwią się firmy.
Podczas spisu powszechnego z 2011 r. numer abonenta był potrzebny do umówienia wizyty rachmistrza albo przeprowadzenia wywiadu telefonicznego. A teraz?
Firmy narzekają, że przekazanie obszernych informacji i to kilka razy w ciągu dwóch lat będzie poważnym i kosztownym wyzwaniem organizacyjnym.
Warto zauważyć, iż zgodnie z przedstawioną Oceną Skutków Regulacji projektowana ustawa ma dotyczyć „około 6” dostawców usług telekomunikacyjnych, co jest ewidentnym błędem, gdyż w skali kraju aktywnie działa tysiące dostawców usług telekomunikacyjnych, od największych, ogólnokrajowych po mikroprzedsiębiorstwa działające w skali jednego miasta czy nawet osiedla
– zauważa Polska Izba Informatyki i Telekomunikacji.
Ustawa nie precyzuje, w jaki sposób dane osobowe abonentów mają być przekazywane do GUS. Biorąc pod uwagę, że będą to dane osobowe w zasadzie wszystkich obywateli Rzeczypospolitej Polskiej trudno sobie wyobrazić, iż przekazywanie tych danych będzie miało postać papierową. Natomiast przekazywanie danych środkami komunikacji elektronicznej musiałoby zostać zabezpieczone przez GUS, tak by wyeliminować ryzyko utraty, modyfikacji albo ujawnienia tych danych osobom nieupoważnionym.
Nieprawidłowe wdrożenie rozwiązań informatycznych i niezbędnych zabezpieczeń przez odbiorcę danych może rodzić ryzyko wycieku danych osobowych na bezprecedensową skalę
– ostrzega Izba,
Rozporządzenie zamiast ustawy. Emocje sięgnęły zenitu
Jakby mało było zamieszania z ustawą. 21 sierpnia premier Mateusz Morawiecki podpisał rozporządzenie, z którego wynikało, że wszyscy operatorzy publicznie dostępnych usług telekomunikacyjnych muszą przekazać do GUS dane abonentów w terminie do 31 sierpnia 2019 r. Ponieważ rozporządzenie weszło w życie po siedmiu dniach od jego ogłoszenia, operatorzy na przekazanie danych do GUS dostali… jeden dzień.
Na branżę padł blady strach, firmy podniosły alarm, a nazajutrz po tym, jak upłynął termin wyznaczony przez rozporządzenie, GUS ogłosił. że sam skontaktuje się z operatorami.
Po co premier ogłosił rozporządzenie, skoro procedowana była ustawa? Otóż w drugiej połowie listopada okazało się, że tak na wszelki wypadek, gdyby ustawy nie udało się przyjąć w terminie. Jeśli któryś z przedsiębiorców, zobowiązanych ustawą do przekazania danych GUS-owi, cieszy się, że nie musi tego robić, to się myli.
– Przedstawiciele GUS mówili, że potrzebowali protezy do żądania danych (owe nieszczęsne rozporządzenie), bo nie wiadomo było, czy uda się uchwalić na czas ustawy, ale teraz są już ustawy, stąd obowiązek wynika z przepisu rangi ustawowej
– wyjaśnił uczestniczący w rozmowach z GUS Rafał Duczek, radca prawny i partner w kancelarii GWW.
I jak podkreślił, w rozmowie z serwisem www.telko.in, zdecydowanie nie jest tak, że urząd zaniechał zbierania danych.
Chcesz się wymówić RODO? Nie idź tą drogą
Obawy przedsiębiorców nie biorą się z kosmosu. Reuters poinformował kilka dni temu, że amerykański spis powszechny, który ma zostać przeprowadzony w przyszłym roku, narażony jest na ataki hakerskie. Ba, już do nich doszło, podczas testów systemu, a mieli za nim stać Rosjanie…
To bardzo ważna informacja nie tylko dla przedsiębiorców, ale także ich klientów. Coraz więcej Polaków kombinuje bowiem, żeby nie brać udziału w spisie powszechnym, zasłaniając się przepisami rozporządzenia. Wystarczy wejść na byle jaką publikację na ten temat, by zobaczyć, co pod artykułami wypisują internauci. Ostrzegamy, nie idźcie tą drogą.
Po pierwsze, organizacja spisu kosztować ma 400 mln zł i będą to pieniądze z naszych podatków, Tak wiem, słaby argument. Co to jest przy miliardach, które politycy wydali na 500+. To może po drugie? Za odmowę uczestnictwa w spisie powszechnym grożą dotkliwe kary, do 5000 zł włącznie.